[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z powodzeniem - aż do wczoraj, kiedy wybuchła wielka bomba.Sceny pokazywane w wiadomościach, z pożaru, ewakuacji i znalezienia zwłok, ożywiły wspomnienia z niepokojącą jasnością.I pomyśleć, że tam w środku wciąż znajdowały się zapieczętowane zwłoki.Telefon zaszczebiotał dwukrotnie - jakaś rozmowa wewnętrzna.Nick w pierwszej chwili chciał ją zignorować, ale po sekundzie stwierdził, że jego szef i tak już dostatecznie go nie cierpiał.Wcisnął odpowiedni przycisk.- Tak?- Telefon do ciebie na linii siódmej - poinformowała Maura, sekretarka zespołu.- Gość twierdzi, że to bardzo ważne.- Wygląda na handlowca? - jęknął.- Hmm, mówił pełnymi zdaniami, jeśli ci to coś pomoże.Zawsze lubiła żartować.- No dobra - zgodził się z westchnieniem.- Odbiorę.- Chyba wiedział, kto dzwoni.Popełnił błąd, wykazując zainteresowanie nowym systemem komputerowym, na który jego zespołu nie było stać, nie wspominając, że nie ma uprawnień do zakupu.Zwodził faceta od wielu tygodni.Czas skończyć z tym raz na zawsze.- Nick Thomas - rzucił szorstko do słuchawki.- Dzień dobry, panie Thomas - odezwał się starszy, nie znany mu głos.- Nazywam się Fox.Musimy się spotkać, i to możliwie jak najszybciej.Tak, to był handlowiec.Jakiś inny, ale ta sama technika.- W tej chwili jestem zapracowany - odpowiedział krótko.- Może zadzwoni pan w przyszłym tygodniu?Dlaczego nie może po prostu powiedzieć "Dziękuję, nie"? Mężczyzna mówił nadal spokojnie, ale głos przyjął szczególną barwę.- Szczerze mówiąc, panie Thomas, chodzi o niezwykle pilną sprawę.Musimy się spotkać niezwłocznie.Natychmiast.Nie zamierzam pana straszyć i oczywiście nie grozi panu żadne niebezpieczeństwo.- Niebezpieczeństwo?- Przynajmniej nie teraz - kontynuował tajemniczy pan Fox.- Mały Nicky i Joshua też na razie nie mają się czego obawiać.Siedzą sobie teraz w swoich klasach w szkole podstawowej Stephena Fostera.Kiedy będą wracać do domu o piętnastej dziesięć, jestem przekonany, że nic im się nie stanie.Fala przerażenia oblała Nicka jak kubeł lodowatej wody.Ten dupek groził jego dzieciom!- Posłuchaj - odezwał się podniesionym głosem.- Nie wiem, kim.- Jeżeli będzie pan podnosił na mnie głos, panie Thomas, odłożę słuchawkę i wtedy nigdy pan się nie dowie, o czym chciałem z panem rozmawiać - nieznajomy przerwał dla zwiększenia efektu.- Czy wyrażam się jasno?W miarę jak narastał lęk, opuszczała Nicka chęć walki.Zupełnie jakby ktoś wyjął korek i wypuścił wodę z wanny.Ten facet znał imiona jego dzieci.Znał ich plan zajęć.- Panie Thomas, jest pan tam? Głos przerażał go teraz.- Tak, jestem.- To świetnie - powiedział Fox niespodziewanie weselszym tonem.- Zapewniam, że naprawdę nie grozi panu żadne niebezpieczeństwo.Ale musimy się spotkać.Natychmiast.Proszę szukać białego lincolna przed budynkiem - po stronie ulicy M.Będę czekał dokładnie pięć minut.- Na linii zaległa cisza.Cholera! Nick wpatrywał się długo w słuchawkę, tracąc w ten sposób dobre pół minuty cennego czasu.Zastanawiał się, czy nie powiadomić policji, ale od razu odrzucił tę możliwość.Kimkolwiek był ten facet, nieźle się przygotował.A cokolwiek zamierzał, na pewno zaplanował kontrę na wypadek, gdyby Nick nie postąpił po jego myśli.Poza tym nie było czasu.Zerwał się z krzesła.Czas.Powiedział, że pięć minut! Boże, gdyby winda się zepsuła, tyle właśnie zajęłoby mu zbiegnięcie po schodach.Słuchawka podskoczyła na widełkach, kiedy rzucił ją i skoczył do drzwi.Jego szef zrobił ruch, jakby chciał zatarasować mu drogę, ale cofnął się na widok wyrazu twarzy Nicka.Nawet otworzył drzwi.21Irene zadzwoniła z samochodu w drodze na lotnisko, gdzie chciała złapać samolot do Wirginii Zachodniej.Cały dzień obawiała się tej chwili, a kiedy usłyszała Frankela po drugiej stronie linii, uświadomiła sobie, że jej obawy wcale nie były przesadne.Paul Boersky siedział cicho na siedzeniu obok, udając, że jest pochłonięty podziwianiem widoków.- Muszę ci powiedzieć, Irene, że bardzo jestem rozczarowany sposobem, w jaki radzisz sobie z tą sprawą.Tak jakbyś ty radził sobie lepiej w osiemdziesiątym trzecim - odparowała w duchu.To była rozmowa pokutna, a nie konfliktowa - hmm, przynajmniej z jej punktu widzenia.Po tamtej stronie linii każda rozmowa stanowiła doskonały pretekst do kłótni.- Masz go, potem go tracisz, a potem znów go masz.Jezu, muszę założyć specjalny notes, żeby za tym nadążyć.Co tam zdobyli nasi koledzy buraki?Irene spojrzała przez ramię i zmieniła pas ruchu, podążając w kierunku lotniska Greenville-Spartansburg.- Obawiam się, że niewiele.Zdaje się, że nikt nie widział Donovanów, ale kelnerka przypomina sobie jakiegoś dzieciaka, który spędził sporo czasu przy telefonie.Nie słyszała jednak, o czym rozmawiał.- Cholera - wyrzucił z siebie Frankel.- A więc policjanci się poddali? Co za absurdalne pytanie.- Nie, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]