[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział, że stało się cośniedobrego.Wjeżdżając do bunkra dziesięć po szóstej rano, był bardziej przestra-szony niż rozezlony, chociaż w ciągu ostatniej godziny zdążył zaliczyć całą gamęemocji.Czekał na niego York w towarzystwie starszego agenta Devilla, drobne-go, nerwowego człowieczka po jego twarzy widać było, że od wielu godzin niezmrużył oka. No to mówcie warknął Teddy, rozglądając się za kawą.Mówił Deville.97 Dwie minuty po północy zaczął obserwowany pożegnał się z agenta-mi ochrony i wszedł do domu.Dokładnie piętnaście minut pózniej wyszedł przezokno w piwnicy.Na wszystkich drzwiach i oknach domu zainstalowaliśmy czuj-niki.Wynajmujemy szeregowiec po drugiej stronie ulicy, a ponieważ wiedzieli-śmy, że obserwowany ma wrócić po sześciu dniach nieobecności, wzmogliśmyczujność. Deville pokazał Maynardowi obłą kapsułkę wielkości tabletki aspi-ryny. To jest tak zwany T-Dec.Identyczne urządzenia tkwią w podeszwachjego wszystkich butów, w tym butów do biegania, więc jeśli tylko nie jest nabosaka, zawsze wiemy, gdzie aktualnie przebywa.Pod naciskiem stopy T-Decemituje sygnał o zasięgu dwustu metrów.Po ustaniu nacisku sygnał wygasa do-piero po piętnastu minutach.Ogłosiliśmy alarm i znalezliśmy go na M Street.Byłw czapce i w dresach.Złapał taksówkę.Pojechaliśmy za nim dwoma samocho-dami.Taksówka przystanęła w pasażu handlowym w Chevy Chase.Obserwowa-ny wysiadł i wbiegł do gmachu Mailbox America.To jedno z tych nowych biurpocztowych niezależnych od poczty państwowej; niektóre z nich są otwarte dwa-dzieścia cztery godziny na dobę.Obserwowany przebywał tam niecałą minutę:otworzył skrytkę kluczykiem, wyjął kilka listów i wracając do taksówki, wyrzu-cił wszystkie do kosza na śmieci.Jeden wóz pojechał za nim na M Street, gdzieobserwowany wysiadł i wślizgnął się do domu.Drugi wóz został przed MailboxAmerica.Przejrzeliśmy zawartość kosza i znalezliśmy sześć przesyłek, reklamó-wek i katalogów.Przyszły na adres niejakiego Ala Konyersa, Mailbox America,trzydzieści dziewięć trzysta osiemdziesiąt Western Avenue, Chevy Chase skrytkapocztowa numer czterysta pięćdziesiąt pięć. A więc nie znalazł tego, czego szukał? spytał Teddy. Chyba nie odparł Deville. Wrzucił do kosza dokładnie wszystko.Mamy to na kasecie.Z sufitu opadł ekran, przygasły światła.Usytuowana w samochodzie kamerafilmowała z drugiego końca parkingu.Zbliżenie.Ubrany w obszerny dres Lakeskręca za róg i wbiega do gmachu Mailbox America.Wychodzi kilkanaście se-kund pózniej, szybko przeglądając listy, które trzyma w prawej ręce.Przystajew drzwiach i wrzuca wszystkie do wysokiego kosza na śmieci. Czego on, do diabła, szuka? wymamrotał do siebie Teddy.Lake wsiada do taksówki.Koniec nagrania.Rozbłysły światła.Deville odchrząknął. Jesteśmy absolutnie pewni, że są to jego listy.Sprawdziliśmy kosz kilkasekund po odjezdzie taksówki, a w tym czasie nikt inny stamtąd nie wychodził.Było to dokładnie za dwie pierwsza.Godzinę pózniej weszliśmy tam ponowniei dorobiliśmy klucz do skrytki.W każdej chwili możemy do niej zajrzeć. Zaglądajcie codziennie rozkazał Teddy. Chcę mieć pełny spis jegokorespondencji.Reklamówek i katalogów nie uwzględniajcie, ale jeśli przyjdziecoś innego, niezwłocznie chcę o tym wiedzieć.98 Tak jest odparł Deville. Obserwowany wszedł do domu przez oknow piwnicy o pierwszej dwadzieścia dwie.Potem już nie wychodził.Teraz pewnieśpi. To wszystko mruknął Maynard i Deville wyszedł.Mijały sekundy.Teddy mieszał kawę. Ile on ma adresów?York spodziewał się tego pytania.Zajrzał do notatek. Większość korespondencji przychodzi do jego domu w Georgetown.Maco najmniej dwa adresy na Kapitolu: jeden to biuro, drugi to Komitet do sprawSłużb Wojskowych.W Arizonie ma trzy biura.W sumie sześć.Sześć, o którychwiemy. Po co mu siódmy? Nie wiem, ale coś tu śmierdzi.Człowiek nie mający nic do ukrycia niepotrzebuje tajnego adresu czy fałszywego nazwiska. Kiedy tę skrytkę wynajął? Wciąż nad tym pracujemy. Może po rozpoczęciu kampanii? Myślimy za niego, więc podejrzewa, żecały czas go śledzimy.Chciał prywatności i wynajął skrytkę.Może ma przyjaciół-kę, którą jakimś cudem przeoczyliśmy.Może lubi świerszczyki, pornosy, coś, coda się przesłać pocztą.York długo milczał. Możliwe odrzekł w końcu. A jeśli wynajął tę skrytkę na wiele mie-sięcy przed rozpoczęciem kampanii? Jeśli tak, to nie przed nami się ukrywa.Ma jakąś straszną tajemnicę i ukry-wa się przed światem.Straszna tajemnica kontemplowali to w milczeniu, nie mając odwagi snućżadnych domysłów.Postanowili wzmóc obserwację i zaglądać do skrytki dwarazy dziennie.Za kilkanaście godzin Lake miał wyjechać z miasta na podbój ko-lejnych stanów i nikt im nie będzie przeszkadzał.Chyba że ktoś odbiera pocztę w jego imieniu.Aaron Lake był człowiekiem dnia.W swoim biurze na Kapitolu hojnie udzieliłwywiadu na żywo reporterom porannego dziennika telewizyjnego.Potem przyjąłkilku senatorów, członków Izby Reprezentantów, przyjaciół i dawnych przeciw-ników, którzy przyszli mu pogratulować.Zjadł lunch z pracownikami kwaterywyborczej i odbył z nimi szereg długich narad.Po szybkiej kolacji z Elaine Tyner,która przyniosła mu cudowne wiadomości o tonach pieniędzy napływających doKOSZ-u, poleciał do Syracuse, żeby opracować strategię prawyborów w NowymJorku.99Na lotnisku witał go wielki tłum.Cóż, ostatecznie był teraz kandydatem numerjeden.Rozdział 14Kac zdarzał mu się coraz częściej, dlatego kiedy Trevor otworzył rankiemoczy, postanowił wziąć się w garść.Przecież nie mógł przesiadywać U Pete awieczór w wieczór, chlejąc tanie piwsko, gadając ze studentami i oglądając bez-nadziejne mecze tylko dlatego, że postawił tysiąc dolców na jakąś drużynę.Wczo-raj grali ci z Logan State.Logan State przeciwko bandzie palantów w zielonychkoszulkach.Chryste, kogo to obchodziło?Kogo? Na przykład Spicera.Postawił na nich pięćset dolarów, Trevor dorzuciłjeszcze tysiąc i Logan State dała im zarobić.W ciągu ostatniego tygodnia sędziawytypował dziesięciu zwycięzców.Dziesięciu zwycięzców na dwanaście biorą-cych w rozgrywkach drużyn.On zgarnął trzy tysiące, a Trevor pięć i pół.Wyszłona to, że hazard opłaca mu się bardziej niż praca adwokata.W dodatku nie musiałnawet typować!Wszedł do łazienki i nie patrząc do lustra, spryskał twarz zimną wodą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]