[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tamci zaś szli ku zamkowi w pomroce i wietrze, który wstał od strony północnej i dął corazsilniej, wył, huczał, niosąc ze sobą tumany rozbitego w proch śniegu. Dobra noc do podsadzania petardy!  rzekł Wołodyjowski. Ale i do wycieczki  odrzekł pan Skrzetuski. Musimy mieć pilne oko i muszkietnikówgotowych. Dałby Bóg  rzekł pan Tokarzewicz  żeby pod Częstochową była jeszcze większa zadym-ka.Zawszeć naszym w murach cieplej.Ale co by tam Szwedów na strażach pomarzło, to bypomarzło.Trastia ich maty mordowała! Straszna noc!  rzekł pan Stanisław  słyszycie waćpanowie, jak wyje, jakoby Tatarzy doataku powietrzem szli? Albo jakby diabli requiem Radziwiłłowi śpiewali  dorzucił Wołodyjowski.233 ROZDZIAA XXIXW zamku zaś wielki zdrajca patrzył w kilka dni pózniej na zapadający na całuny śnieżnemrok i słuchał wycia wichru.Dopalała się zwolna lampa jego życia.Dnia tego w południe jeszcze chodził, jeszcze spoglą-dał z blanków na namioty i drewniane szałasy wojsk sapieżyńskich; lecz w dwie godziny pózniejzaniemógł tak, iż musiano go odnieść do komnat.Od owych czasów kiejdańskich, w których po koronę sięgał, zmienił się do niepoznania.Włos na głowie zbielał, naokoło oczu poczyniły się czerwone obwódki, twarz mu obwisła i na-brzękła, więc wydawała się jeszcze ogromniejszą, ale była to twarz już półtrupia, naznaczonabłękitnymi piętnami i straszna przez swój wyraz piekielnych cierpień.A jednak, lubo życie jego niemal na godziny się już liczyć mogło, przecie żył za długo, boprzeżył nie tylko wiarę w siebie, w swoją pomyślną gwiazdę, nie tylko nadzieje swoje i zamiary,ale tak głęboki swój upadek, że gdy spoglądał na dno tej przepaści, do której się stoczył, samsobie wierzyć nie chciał.Wszystko go zawiodło: wypadki, wyrachowania, sprzymierzeńcy.On,któremu nie dość było być najpotężniejszym panem polskim, księciem państwa rzymskiego,wielkim hetmanem i wojewodą wileńskim, on, któremu Litwa cała była nie do miary pragnień ipożądliwości, zamknięty był teraz w jednym ciasnym zameczku, w którym czekała go tylko albośmierć, albo niewola.I patrzył codziennie we drzwi, która z dwóch strasznych bogiń pierwejwejdzie wziąść jego duszę i przez pół już rozpadające się ciało.Z jego ziem, z jego włości i starostw można było niedawno udzielne królestwo wykroić, dziśnie był panem nawet i murów tykocińskich.Przed kilkoma zaledwie miesiącami z sąsiednimi królami jeszcze traktował, dziś jeden kapi-tan szwedzki z niecierpliwością i lekceważeniem słuchał jego rozkazów i wolę jego śmiał nagi-nać do swojej.Gdy go opuściły wojska, gdy z magnata i pana, który trząsł krajem, został bezsilnym nędza-rzem, który sam potrzebował ratunku i pomocy, Karol Gustaw pogardził nim.Byłby pod niebio-sa wynosił potężnego pomocnika, ale odwrócił się z dumą od suplikanta.Jako opryszka Kostkę Napierskiego oblegano niegdyś w Czorsztynie, tak jego, Radziwiłła,oblegano teraz w zamku tykocińskim.I kto oblegał? Sapieha, największy wróg osobisty!Gdy go dostaną, powloką go na sąd, gorzej niż opryszka, bo jako zdrajcę.Opuścili go krewni, przyjaciele, koligaci.Wojska zajechały jego dobra, rozwiały się w mgłęskarby, bogactwa, i ów pan, ów książę, który niegdyś dwór francuski dziwił i oślepiał przepy-chem, który na ucztach tysiące szlachty przyjmował, który po dziesięć tysięcy własnych wojsktrzymał, odziewał, żywił, nie miał teraz czym własnych mdlejących sił odżywić, i strach powie-dzieć! on, Radziwiłł, w ostatnich chwilach swego życia, niemal w godzinę śmierci  był głodny!W zamku dawno już brakło żywności, ze szczupłych pozostałych zapasów komendantszwedzki skąpe wydzielał racje, a książę nie chciał go prosić.Gdyby przynajmniej gorączka, która trawiła jego siły, odjęła mu była i przytomność! Ale nie!Pierś jego podnosiła się coraz ciężej, oddech zmieniał się w chrapanie, opuchłe nogi i ręce zię-bły, lecz umysł, mimo chwilowych obłędów, mimo strasznych mar i wizyj, które przesuwały musię przed oczyma, pozostawał przez większą część godzin jasny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •