[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A potem?. Potem Krzysia odpowie zgodą, bo jakżeby takiemu kawalerowi i przytym bratu pani Makowieckiej odpowiedzieć mogła, i biedny; najmilszy hajduczek ostanie nalodzie.Pan Zagłoba zaś z zawziętością właściwą starym ludziom uparł się koniecznie połączyćBasię z małym rycerzem.Nie pomogły ostatecznie ani perswazje Skrzetuskiego, ani te, któresam sobie od czasu do czasu czynił.Chwilami obiecywał sobie wprawdzie nie mieszać sięjuż więcej do niczego, następnie zaś wracał mimo woli do myśli skojarzenia tej pary z tymwiększym uporem.Rozważał po całych dniach, jak ręki do tego przyłożyć; tworzył plany,układał fortele.I przejmował się tym tak dalece, że gdy mu się wydało, iż wynalazł sposób,wówczas wykrzykiwał głośno, jakby po dokonanej już sprawie: Niechże was Bóg błogosławi!Ale obecnie ujrzał przed sobą niemal ruinę swoich życzeń.Nie pozostawało mu nic inne-go, jak tylko zaniechać wszelkich usiłowań i przyszłość zdać na wolę bożą, bo ów cień na-dziei, że Ketling uczyni przed wyjazdem jakiś krok stanowczy względem Krzysi, nie mógł siędługo w głowie pana Zagłoby ostać.Więc z żalu już tylko i ciekawości postanowił wybadaćbliżej młodego rycerza tak o sam termin wyjazdu, jak również o to, co przed opuszczeniemRzeczypospolitej uczynić zamierza.Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię przeto na-mawiał, abyś został, ale chciałbym się przynajmniej czegoś o powrocie twoim dowiedzieć. Zali ja mogę odgadnąć, co mnie tam czeka, gdzie jadę odrzekł Ketling jakie sprawy ijakie przygody?.Wrócę kiedyś, jeśli będę mógł; zostanę tam na zawsze, jeśli będę musiał. Obaczysz, że cię i serce będzie do nas ciągnęło. Bogdaj grób mój był nie gdzie indziej, ale na tej ziemi, która wszystko mi dała, co daćmogła. A widzisz! W innych stronach cudzoziemiec do śmierci pasierzbem zostaje, a naszamatka to ci zaraz wyciągnie ramiona i jak swego przytuli. Prawda, wielka prawda! Ej, żebym tylko mógł.Bo wszystko może mi się w starej oj-czyznie przygodzić, jeno szczęście się nie przygodzi. Ha! mówiłem ci: ustal się, ożeń, nie chciałeś słuchać.A żonatym będąc, choćbyś wyje-chał, to byś wrócić musiał, chybabyś i żonę przez rozbujałe flukta chciał przewozić, a tegonie suponuję.Raiłem ci, cóż! nie chciałeś słuchać!85Tu pan Zagłoba począł uważnie wpatrywać się w twarz Ketlinga, chcąc wyraznie jako-wychś od niego objaśnień, ale Ketling milczał, głowę tylko spuścił i oczy wbił w podłogę. Cóż ty na to? hę? rzekł po chwili Zagłoba. Nie było do tego nijakiego podobieństwa odparł z wolna młody rycerz.Zagłoba począł chodzić po izbie, potem stanął przed Ketlingiem, założył ręce w tył i rzekł: A ja ci powiadam, że było! Jeśli nie było, to niech od dziś dnia nigdy tego oto brzuchatym oto pasem nie obwiążę.Krzysia jest ci przyjacielem! Da Bóg, że i zostanie, chociaż nas morza przedzielą! Więc co? Nic więcej! nic więcej! Pytałeś się jej? Daj waćpan spokój! Już mi i tak smutno, że odjeżdżam! Ketling! chcesz, żebym ja jeszcze, póki czas, spytał? Ketling pomyślał, że jeśli Krzysiatak bardzo życzyła sobie, aby ich uczucia pozostały w ukryciu, to może będzie rada, gdy siętrafi sposobność zaprzeczenia ich otwarcie, więc odrzekł: Ja waści upewniam, że to się na nic nie zdało, i sam jestem pewien tak dalece, żemuczynił wszystko, żeby sobie ten afekt z głowy wybić, ale jeśli waćpan cudu się spodziewasz,to pytaj! Ha! jeśliś ty ją sobie z głowy wybił rzekł z pewną goryczą pan Zagłoba w takim razieistotnie nie ma co robić.Tylko pozwól sobie powiedzieć, żem cię za stateczniejszego uważałkawalera.Ketling wstał i wyciągnąwszy gorączkowo obie ręce ku górze, odrzekł z niezwykłą sobiegwałtownością: Co mi pomoże której.z tych tam gwiazd pożądać? Ni ja do niej wzlecieć mogę, ni onado mnie nie zejdzie.Gorze takim, którzy do srebrnej luny wzdychają!Lecz pan Zagłoba rozgniewał się także i sapać począł.Przez chwilę nie mógł nawet mówići dopiero opanowawszy złość tak odparł przerywanym głosem: Mój kochany, nie czyńże mnie kpem i masz mi racje dawać, to dawaj jak człowiekowi,co się żywi chlebem i mięsem, nie zaś szalejem.Bo żebym ja teraz sfiksował i powiedziałsobie, że moja ta czapka jest luna, której ręką nie dosięgnę, to bym z gołym łysem po mieściechodził i mróz by mnie w uszy kąsał jak pies.Ja takimi racjami nie wojuję, jeno to wiem, żeta dziewka stąd o trzy izby siedzi, że je, pije, że jak chodzi, to nogami przebierać musi; że namróz nos jej czerwienieje, a w upał jej gorąco; że jak ją komar utnie, to ją swędzi, i że doluny w tym chyba podobna, iż brody nie ma.Ale w taki sposób, w jaki ty mówisz, możnatakże powiedzieć, że rzepa to astrolog.Co się zaś Krzysi tyczy, jeśliś nie próbował, jeśliś niepytał, to twoja sprawa, ale jeśliś dziewkę rozkochał, a teraz odjeżdżasz powiedziawszy sobie luna , to uczciwość swoją; równie jak rozum, lada strawą nakarmić możesz.Ot! w czymrzecz!Na to Ketling: Nie słodko mi, ale gorzko w gębie od tej strawy, którą się karmię.Jadę, bo muszę; niespytam, bo nie mam o co.Ale waść mnie krzywo sądzisz.Bóg widzi jak krzywo! Ketling! ja przecie wiem, żeś ty porządny człowiek, tylko tych waszych manier wyrozu-mieć nie mogę.Za moich czasów szło się do dziewki i mówiło się jej w oczy tym rytmem: Chcesz, to będziem żyli w kupie, a nie, to ja cię nie kupię! I każdy wiedział, czego siętrzymać.Kto zaś był ciemięga i sam nie śmiał gadać, to mówniejszego od siebie posyłał.Ofiarowałem ci się i jeszcze ofiaruję.Pójdę, przemówię, respons ci odniosę, a ty wedle tegopojedziesz albo zostaniesz. Pojadę! nie może inaczej być i nie będzie! To wrócisz.86 Nie! Uczyńże mi waćpan łaskę i nie mówmy o tym więcej.Chcesz waćpan rozpytać dlawłasnej ciekawości, dobrze, ale nie w moim imieniu. Dla Boga! chyba żeś już pytał? Nie mówmy o tymi Uczyń mi waćpan tę łaskę! Dobrze, mówmy o aurze.Niechże was piorun zatrzaśnie razem z waszymi manierami!Tak, ty musisz jechać, a ja kląć! %7łegnam waćpana. Czekaj! czekaj! Zaraz mnie cholera minie! Mój Ketling! czekaj, bo miałem, z tobą po-mówić.Kiedy jedziesz?. Jak tylko sprawy załatwię.Chciałbym się z Kurlandii ćwierci dzierżawnej doczekać, adworek ten, w którym mieszkaliśmy, sprzedałbym chętnie, gdyby się kto ochotny do kupnatrafił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]