[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby coś zaszło, nikt nie miał zielonego pojęcia, gdzie się znajdowałem.Żaden głos nie wydobyłby się z samotnego domu i nie dotarłby do wsi.Moi przyjaciele sądziliby, że spadłem z urwistego brzegu lub ugrzązłem w jakiejś pieczarze.Bo też w żadnym innynm miejscu na świecie nie ma tylu kryjówek, w których człowiek może zniknąć bez śladu.Nie domyślałem się, co może zawierać zawiniątko.Mogłem najwyżej zgadywać.Czy może to być tapa, strój z kory?- Coś do ubrania - spróbowałem.-Nie! Zapytaj się aku-aku raz jeszcze, i to jak należy! Wszyscy dosyć groźnie podeszli ku mnie, część zaś mego mózgu zaabsorbowały myśli o ewentualnej walce lub ucieczce, podczas gdy reszta szarych komórek nadal usiłowała zgadnąć, co zawiera zawiniątko.- Taka substancja.- jako ostatniej deski ratunku chwyciłem się terminologii z audycji o faunie i florze w Radio Norweskim.W odpowiedzi usłyszałem znamienne chrząknięcie i prośbę, abym otworzył leżące na stole zawiniątko.Wszyscy wyglądali na chmury gradowe.Zdjąłem sznurek z włókien sitowia, którym obwiązana była paczka, i wyjąłem nieoprawną księgą zapełnioną pięknymi znakami rongo-rongo, podobną nieco do tej, którą widziałem u „wioskowego kapitana”.Hieroglify narysowane były atramentem nieco już wyblakłym ze starości.Nagle błysnęła mi myśl, że po hiszpańsku „pióro” oznacza albo pióro do pisania, albo pióro z upierzenia ptaka.Trzasnąłem książką o stół, że światło omal nie zgasło, i wyprostowałem się z obrażoną miną.- Moje aku-aku miało rację! - oświadczyłem.- Powiedziałem „con pluma”, a to jest rzeczywiście napisane con pluma, piórem!Twarze obecnych natychmiast się zmieniły.Wyprostowali się i spoglądali na siebie zupełnie osłupiali.To oni popełnili omyłkę.Ponury facet z bródką i pałającymi oczyma zdradzał kompletne zaskoczenie.Tego się nie spodziewał.Mały Atan pierwszy przerwał milczenie.Lecz przez długi czas oniemiały, nie mógł od razu wykrztusić więcej poza słowami:- Oj, jakie potężne jest twoje aku-aku!Jego słowa spowodowały iskrę zazdrości u brodacza.- Spójrz na aku-aku w książce! - krzyknął.- Przypatrz się! Przewracał kartki książki, jakby to był jakiś fantastyczny album, wreszcie znalazł poszukiwane miejsce.Po lewej strome widniał tam zagadkowy ustęp, wyrażony obrazkami bez żadnych objaśnień.Po prawej stronie znajdowało się dwadzieścia rysunków, przetłumaczonych na język wyspiarzy za pomocą niezgrabnych łacińskich liter.A na samym dole napisano jedną jedyną linię brązowym, wyblakłym już atramentem,- To jest aku-aku - mruknął brodacz wskazując na tę linię.Przeczytałem:- Kokava aro, kokava tua, te igoa o te akuaku, erua.- „Gdy jest zniszczona z przodu i zniszczona z tyłu, wtedy zrób nową”, tak się nazywa aku-aku w tej książce – powiedział z dumą brodaty właściciel, służąc mi wolnym przekładem starego powiedzenia.Pomyślałem, ze jest ono genialne.Ten, kto kiedyś napisał tę księgę, dołączył również praktyczną radę.Jej dziedzice nigdy nie mogli dopuścić, aby treść księgi przepadła i poszła w niepamięć, gdyż przepisywali ją jeszcze wtedy, gdy nie było za późno.Radzie zaś nadał moc aku-aku, wobec czego nikt jej nie śmiał lekceważyć.- Tu jest aku-aku - powtórzył z dumą fanatyk, jeszcze raz wskazując nam palcem zdanie, które mi kazał podziwiać.- Co za potężna książka - powiedziałem i zorientowałem się, że właściwie dobrałem przymiotnik „potężna”, zamiast użyć słowa „interesująca”, „piękna” lub „dobrze wykonana”.Dało się zauważyć, że jej właściciel nie potrafił odczytać treści i traktowałswój skarb jak coś magicznego.Od tej chwili staliśmy się nagle przyjaciółmi, zostałem uznany za brata i ze wszech stron spotykałem spojrzenia pełne podziwu.Nie czułem się jednak zupełnie pewny siebie.- Jesteśmy teraz braćmi - stwierdził brodacz kładąc mi ręce na ramionach.- Musimy nawzajem wypić swoją krew!Mały Atan obrzucił go spojrzeniem pełnym równocześnie strachu i podziwu.Ja zesztywniałem, starałem się pod każdym względem opanować i nie zmieniać wyrazu twarzy.Skoro potrafiłem tej nocy wyjść zwycięsko ze wszystkich prób psychicznych, nikt nie potrafi mnie nastraszyć perspektywą cięcia nożem.Ale sama myśl picia krwi zwariowanego faceta bardzo mi się nie podobała.Pamiętałem, że wójt i Atan opowiadali raz mnie i Edowi, jak proszek z kości przodków mieszali z wodą i wypijali to, aby zyskać „siłę”.Coś podobnego miało teraz nastąpić.Sztywny jak patyk pomaszerował narwaniec do drugiej izby.Oczekiwałem, że wróci z nożem, a on przyniósł butelkę i pięć szklanek, które zaraz napełnił.Pozostali mieli tylko po trochu płynu na dnie, mnie przypadła pełna szklanka.Następnie każdy musiał po kilka razy powtórzyć słowo „takapu”.Jeszcze przedtem Atan mówił mi, że to słowo daje mana, i to tak, iż aku-aku mogą to widzieć.Dawniejsi badacze przetłumaczyli słowo „takapu” jako „ceremonialny piec ziemny”, lecz mylili się.Słowo to nie ma nic wspólnego z ziemnym piecem, jeżeli przed nim nie stoi słowo „umu”, i właśnie to „umu” oznacza „ziemny piec”.Gdy już dostateczną ilość razy powtórzyliśmy magiczne słowo, ukradkiem powąchałem zawartość szklanki.Okazało się, że było w niej wino, pochodzące z okrętu „Pinto”.Zanim wypiliśmy, nasz brodaty gospodarz rzekł ponurym głosem:- Pijemy naszą zmieszaną krew.Pomysł traktowania wina jako krwi musiał pochodzić z kościoła.Wypróżniliśmy szklanki, które znów napełniono.Moją po brzegi, ich odrobinę.- Jesteś naszym najważniejszym bratem, więc pij i nie żałuj sobie - powiedział dobrodusznie mój niedawny adwersarz, ja zaś byłem zadowolony, że jemu nie przypadły zbyt wielkie łyki.Teraz łączyła nas harmonijna przyjaźń, wyrażająca sięw uroczystych słowach o aku-aku i braterstwie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]