[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie sądzili, nikt z lądowych dzieci nie rozumie.Wszystko jest tylko Tym, Czym Jest.A jeśli będziemy się opierać teraz, kiedy Piurivarzy sieją wśród nas chaos? Czy to źle stawiać opór? Czy musimy zaakceptować nasz los, ponieważ jest on Tym, Czym Jest?Wasz opór także jest Tym, Czym Jest.A więc twoja filozofia nie ma dla mnie sensu, Maazmoornie.Nie musi, bracie Valentinie.To także jest Tym, Czym Jest.Valentine umilkł na chwilę, dłuższą nawet niż poprzednio, lecz bardzo starannie podtrzymywał kontakt.W końcu powiedział:Chcę, żeby skończył się czas niszczenia.Chcę zachować to, co my na Majipoorze rozumiemy jako To, Co Jest.Oczywiście, że tego właśnie chcesz.I chcę, żebyście mi pomogli.6- Ujęliśmy Zmiennokształtnego, panie - oznajmił Alsimir - twierdzi, że przynosi ważne wieści, lecz chce rozmawiać z to­bą, panie, i tylko z tobą.Hissune zmarszczył brwi.- Myślisz, że to szpieg?- Bardzo prawdopodobne, panie.- Lub nawet zabójca?- Tę możliwość należy mieć zawsze na uwadze, panie, lecz nie sądzę, by przybył tu cię zamordować.Wiem jednak, że jest Zmiennokształtnym, panie, i że nasze sądy o nich zawsze mo­gą być błędne, ale.byłem wśród tych, którzy go przesłuchi­wali, i mam wrażenie, że jest szczery.Wrażenie, panie.- Szczerość Zmiennokształtnych.- Hissune roześmiał się.- Ich szpieg podróżował w najbliższym otoczeniu Lorda Valentine'a, prawda?- Tak powiadano.Więc co mam z nim uczynić, panie?- Powinieneś chyba przyprowadzić go do mnie, prawda?- A jeśli zechce spróbować jakiejś z tych ich sztuczek?- Po prostu będziemy musieli ruszać się szybciej niż on, Alsimirze.Mimo wszystko przyprowadź go.Ryzykowali i Hissune doskonale zdawał sobie z tego spra­wę.Nie sposób jednak nie spotkać się z kimś, kto oznajmia, że jest wysłannikiem wroga, lub skazać go na śmierć od razu, tyl­ko podejrzewając zdradę.Sam przed sobą przyznawał także, że interesującą odmianą będzie zobaczyć wreszcie Metamorfa na własne oczy - po tylu tygodniach marszu przez wilgotną dżun­glę! Przez cały ten czas ani razu nie widzieli wrogów.Ani razu!Obóz rozbili na skraju zagajnika wielkich drzew dwikka, gdzieś przy wschodniej granicy Piurifayne, niedaleko rzeki Steiche.Dwikka rzeczywiście robiły wrażenie.Zdumiewająco wielkie, miały gałęzie sięgające tak daleko, że spokojnie przy­kryłyby duży dom, kora ich była czerwona, z głębokimi pęknię­ciami, liście zaś tak gigantyczne, że w trakcie ulewnego deszczu pod każdym z nich mogłoby znaleźć schronienie ze dwudziestu mężczyzn.Owoce o szorstkiej skórze miały rozmiary ślizgacza, miąższ ich działał oszałamiająco.Lecz botaniczne cuda nie by­ły wystarczającą rekompensatą za męczącą wyprawę w głąb prowincji Metamorfów.Deszcz padał bez przerwy, pleśniało i gniło wszystko, łącznie - jak czasami wydawało się Hissune'owi - z mózgiem, i choć armia stała na linii długości prze­kraczającej sto mil, choć ważne miasto tubylców, Avendroyne, znajdowało się podobno gdzieś pośrodku tej linii, nie widzieli jeszcze ani miasta, ani śladu po mieście, ani śladu dróg uciecz­ki, ani w ogóle Metamorfów.Wydawało się, że są istotami mi­tycznymi i w rzeczywistości dżungla jest nie zamieszkana.Hissune wiedział, że maszerujący z przeciwnej strony Diwis ma podobne kłopoty.Metamorfów było niewielu, a ich mia­sta musiały być składane.Przenosili się z miejsca na miejsce jak latające nocą owady o przezroczystych skrzydłach.A może przybierali postać drzew i krzaków, i stojąc nieruchomo, dusząc się z powstrzymywanego śmiechu, czekali na przejście armii Koronala.Z tego, co wiedział, Metamorfami, ich zwiadowcami, mogły być nawet wielkie drzewa dwikka, przy których obozowa­li.Najlepiej będzie porozmawiać z posłańcem, szpiegiem, mor­dercą czy kim tam jest, być może powie coś interesującego, a w najgorszym razie dostarczy przynajmniej jakiejś rozrywki.Alsimir wrócił po chwili z więźniem, strzeżonym przez kilku strażników.Podobnie jak ci nieliczni Piurivarzy, których Hissu­ne spotkał osobiście, i ten samym swym wyglądem budził niepo­kój.Był bardzo wysoki, delikatnie, niemal krucho zbudowany, nagi z wyjątkiem pasa skóry okręconego wokół bioder.Skóra i włosy niczym z gumy miały dziwny, bladozielonkawy odcień, twarz zaś wydawała się gładka: usta zastępowała cienka szcze­lina, skośne oczy niemal zawsze były przykryte powiekami.Metamorf nie wydawał się pewny siebie, nie sprawiał groź­nego wrażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •