[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Adams sączył wino z mlecznego kielicha rżniętego w trupią czaszkę na szyjce z kilkustylizowanych kręgów. Raczej porcelana, nie barwione szkło , ocenił.Kielich byłwielkiej piękności, a podobizna trupiej głowy, poza mocnym odkształceniem, nie miaławidocznych błędów.Wino nie było złe, zalatywało drożdżami, a na dnie kielicha zebrałsię osad.Szczypało w język, jakby doprawiano je spirytusem. Właściwie to dzisiejsza okazja. Bedel gramolił się zza stołu. Możemy obejrzeći mamuśkę, i warsztat. Inni też zaczęli wyplątywać się spomiędzy nóg stołowych i tychod krzeseł.Starannie przystrzyżony trawniczek w atrium łysiał w miejscach, gdzie muryzasłaniały światło.Trzy brunatne piłki okazały się trupimi czaszkami.Dwie miały jeszczedługie pasma czarnych włosów.Trzecia leżała smętnie jak kapelusz grzyba ułamanyz trzonka. To właśnie ta. Bedel trącił czaszkę butem.Potoczyła się, odsłaniając niknącąw ziemi brunatną podstawę.Nie czuć było trupiego odoru. %7łuchwa się obluzowała zauważył Falzarote. Zdejmę żuchwę. Czaszka jest jeszcze nieczysta, skoro nie wziął jej do rąk szepnęła Liliane doAdamsa i leciutko (przy okazji) ugryzła go w płatek ucha.Bedel jednak usłyszał tę uwagę. No, ale już prawie. powiedział. Ułamała się trochę za wcześnie. Może dzieci skosiły podsunął Falzarote. Dzieci się tu nie bawią wydął wargi Bedel. Nigdy. Co z niej zrobisz? Liliane nie wysuwała dłoni spod ramienia Adamsa. Jest ładnie wysklepiona.Schrympa ma taką samą. Powiódł palcami po łysymciemieniu pierwszej żony. Dokładnie jak jej matka lekko zaznaczał palcem symetrięi wypukłość kości. Rzeczywiście, Schrympa ma ładną, foremną głowę: bez grzebieni czy spłaszczeń ,pomyślał Adams. Nawet skórę na łysinie ma matową i aksamitną, a nie napiętąi błyszczącą.Schrympa stała ze spuszczonym wzrokiem.Może zerkała na czaszkę matki albomoże na wystające z ziemi kręgi szyjne. Zrobię z niej dzbanek lub czajnik na herbatę, a wtedy rączkę wykonam z tejżuchwy.Schrympie na pewno się spodoba. To nie będzie łatwe.Przecież te kształty nie pasują na czajnik i rączkę.Będziesporo rzezbienia, ja wiem, frezowania.? Och, Adams, Adams. Twarz Schrympa przepełniło samozadowolenie.Uwagagościa sprawiła mu przyjemność. A kieliszek, z którego pijesz pynuj? Piękna robota mruknął zbity z tropu Adams. Robota ossuara, kunszt ossuara zauważył Falzarote. To jest czaszka mojej najstarszej córki powiedział gospodarz. Kilka lat temuwpadła pod tramwaj.Czaszka nie uległa uszkodzeniu. Cco.? Adams nie stłumił świszczącego szeptu, ale czujna Liliane przycisnęłajego dłoń, by nie pytał więcej. To nie było szczególnie trudne tłumaczył dalej Schrymp. Formowanie, trzebabyło tylko odciąć czerep.Właśnie ciebie uhonorowałem tym kielichem, Adams. Dziękujemy odpowiedziała za niego Liliane. Falzarote pije z czaszki mojego drugiego najstarszego syna.Falzarote z uznaniemobejrzał swój kielich. Tak miało być.Was spotkałem wcześniej. Ale jak zasklepiłeś wylot rdzenia i inne otwory tych czaszek? Przecież nie miesza się kości z innym tworzywem. Liliane zaskoczyła go swąwiedzą. Obejrzyj je rzucił Schrymp z udaną obojętnością.Przyniosła od stołu kielich Adamsa.Ten starł palcem osad drożdży z dna pucharu.Otwór potyliczny wypełniono pasownie kręgiem szyjnym, zgrabnie zasklepionymi zaciśniętym.Linie podziału obu kości były widoczne, ale przebiegały zwichrowane jakw marzeniu sennym.Zdumiewało wygładzenie kości czaszki do kształtu półkulistejczary, z kreseczkami zaciśniętych nozdrzy i wąskimi, jakby przymkniętymi oczodołami.Wiedząc, że to nie rzezba, Adams obserwował robotę z wielką uwagą.Górna szczękapozostała wraz z zębami, ale teraz ich wieniec tworzył niemal pełną obwódkę nierównychpaciorków niedaleko podstawy kielicha. Ręka mistrza powiedziała Liliane. Wygląda, Bedel, jakbyś trzymał ich głowy w odpowiednich łupkach, zanim.nowiesz, ją ten tramwaj, a jego coś tam. rzucił Falzarote. Nie robiłem tego Schrymp nie poczuł się urażony. Masz ossuarium, jestem tego pewna Karen wspierała się na ramieniu Falzarote.Na jej szyi widniały barwne linie i listki.Reszta tatuażu ginęła pod kołnierzem. Takimistrz musiał zgromadzić znakomitą kolekcję.Adams wyczuł, że prośba Karen jest czymś równie niezręcznym jak żart jej męża. Nie mam ossuarium, tylko zwykły warsztat. Nigdy nie widziałam, gdzie powstają takie cuda.Gospodarz uległ.Warsztat mieściłsię w obszernym, jasnym pokoju.W drewnianych pakach zgromadzono dziesiątkipiszczeli, kości udowych i kręgów.Wszystko starannie posortowane według rodzajówi wielkości.Czaszki poukładano rzędami na półkach.Na czole każdej widniał krótkinapis, ozdobiony ornamentem, namalowaną gałązką czy kwiatkami. I rzeczywiście każda kość podpisana jest imieniem tego, kto ją wyhodowałw sobie? spytała Liliane. W praktyce nie zawsze.Oczywiście, jak kości pochodzą od kogoś znacznego, tonawet paliczki są podpisane imieniem i godłem.Zwykle podpisuje się tylko czaszkę,a jeśli to był nikczemny nędzarz, to nawet czaszki nie.Po co na zawsze ma świadczyćo jego mizerii.? To wiem, ale narzędzia, tajemnicze kąpiele, które stosują ossuarzy.niecierpliwiła się Karen. Mistrz powinien mieć sporo takiego sprzętu. Karen. skarcił żonę Falzarote.Trzymał mocno jej kibić, by się nie zataczała. Należy stosować kąpiele w kwasach.To żadna ujma odpowiedział Schrymp.Przygotowuję je tylko na czas pracy.Nie można polegać na zwietrzałych roztworach.Zauważył, że goście nie są usatysfakcjonowani.Pokazał więc wygodny zydelzrobiony ze zgrabnie przeformowanych trzech kości udowych i miednicy.Forma meblabyła całkiem wysmakowana.Obecnie sporządzał żyrandol dla dzielnicowego memuaru,ale nie pokazał nie dokończonego dzieła.Tu był nieubłagany. Za trzy miesiące zobaczycie gotowy.Jak otworzą salę pamięci ostatnich dziesięciulat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]