[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieznajomy rozejrzał się, wzbudzając ogólne zainteresowanie, a jego wzrok zatrzymał sięna łysej głowie Popielskiego.Podszedł do niego cicho i wręczył mu list w kopercie.- Jestem bratem woznego Majdy Józefa.- Popielski aż się wzdrygnął przed silnymsmrodem czosnku, jaki wydostał się z ust człowieka podobnego do świni.- Mój brat chory ikazał to przekazać panu komisarzowi.Na sali gwar już ucichł.Wszyscy patrzyli na Popielskiego i miłośnika czosnku, włączniez profesorem Stefanem Banachem, który przewodniczył zebraniu.- Już możemy zaczynać? - powiedział z irytacją przewodniczący, adresując te słowawyraznie do Popielskiego.- Dziękuję - szepnął Popielski, odsunął się z odrazą od posłańca i machnął ręką, jakbyodganiał muchę.- Witam panów bardzo serdecznie na marcowym zebraniu Koła Lwowskiego PolskiegoTowarzystwa Matematycznego - rozpoczął Banach.- Dzisiaj mamy przyjemność gościć panadoktora Bronisława Kulika z Krakowa, który wygłosi odczyt z zakresu logiki formalnej podtytułem Logika nazw i logika zdań.Już sam tytuł pozwala sądzić, że mamy tu do czynienia zjakąś interesującą propozycją metodologiczną.Zapraszam, panie doktorze.Rozległy się ciche brawa, a na katedrę wszedł szczupły, elegancko ubrany i urodziwymężczyzna przed trzydziestką i rozpoczął od zapewnień, jaki to dla niego wielki zaszczytwystępować przed tak znakomitymi uczonymi i że zanotuje wszystkie uwagi, lecz nie jestpewien, czy będzie w stanie od razu się do nich ustosunkować.Dwaj mężczyzni siedzący zaPopielskim rozpoczęli rozmowę.- Kto to w ogóle jest ten Kulik? - Popielski usłyszał za sobą szept.- Ktoś z Jagiellonki?Ktoś od Lei?- Nie - odparł jego interlokutor.- Nie, Leja nie zajmuje się logiką.To świeży doktor odAukasiewicza, jest chyba prywatnym docentem w Krakowie, zrobił niedawno doktorat i jezdzi zodczytami po Polsce.Chce się wcisnąć do środowiska.Ponoć na dzisiejsze zebranie protegowałgo u Banacha sam Aukasiewicz.To jakiś miglanc, jak wszyscy ci logicy!Popielski uśmiechnął się w duchu, stwierdzając, że plotki i zawiść mają wstęp również doświata abstrakcji.Obejrzał się dyskretnie za siebie i ujrzał dwóch matematyków, których nigdynie widział w Szkockiej.Przed jednym z nich stała teczka, z której wysypywały się zeszyty.Nauczyciele gimnazjalni, pomyślał Popielski, i wyjął list z koperty.Ucieszył się jak zwykle,widząc równe i staranne pismo Mocka.Miał z policjantem z dalekiego Wrocławia szybką liniękorespondencyjną.Mock dostarczał list konduktorowi pociągu Katowice - Lwów, ten poprzyjezdzie do Lwowa wysyłał z listem dworcowego gońca, który przynosił przesyłkę naAąckiego.Tam zaś wozny albo dostarczał ją Popielskiemu osobiście, albo wiedział, gdzie ma goszukać.Popielski zaczął czytać list z nadzieją na jakieś nowe wieści i z radością, iż będzie miałzajęcie na nudnym posiedzeniu.Kattowitz, 12 marca 1937 r.Drogi Eduardzie,już ci relacjonuję, co się zdarzyło od czasu mojego ostatniego listu.Jak Ci w nim pisałem,złapałem w imadło rzekomego narzeczonego Marii Szynok, niejakiego Michała Boreckiego, a tenwyjawił mi nazwisko kobiety spędzającej płody w dzielnicy, w której mieszkała ta nieszczęsnaobłąkana.Zapytasz pewnie, po co mi to w ogóle było potrzebne.Otóż idę tropem pośrednictwacielesnego.Sądzę, że Szynok była ukrytą prostytutką.Najpierw myślałem, że zamordowanaNowoziemska to stręczycielka, choć nie mogłem na to znalezć żadnego dowodu.Myśl ta jednakbyła moją monomanią.Nazwałem ją tropem kryptoprostytucji.W rozmowie z Boreckimprzyszło mi do głowy, że stręczycielkami są często kobiety dokonujące spędzania płodu.Uświadomił mi to niechcący on sam, kiedy wyjawił, iż Szynok miała przed nim wielu kochanków i- jak powiedział - skrobała się.Przycisnąłem zatem Boreckiego, a ten podał mi nazwisko.Brzmiało ono: Monika Halaburda.Jak się okazało, w tej dzielnicy, owszem, mieszka kobieta otakim nazwisku, tyle że jest ona bardzo szanowaną krawcową, a prywatnie - teściową owegodonżuana z przedmieścia.Zakpił on sobie okrutnie ze mnie, a moje imadło już chyba nadaje siętylko na złom.Nie zrażam się jednak, choć komisarz Holewa wciąż wkłada mi kij międzyszprychy.Na razie jednak ten truteń jest nieskuteczny, a ja prowadzę prywatne śledztwo na jegooczach.Jak to robię? Otóż uparcie podążam tropem kryptoprostytucji , odwiedzam katowickiekapłanki Afrodyty i wypytuję je o babki spędzające płody.Chodzę do nich oczywiście jako klient,a wtedy nie towarzyszy mi mój cień w postaci tego szpicla, aspiranta Wybrańca.Holewa wściekasię na mnie, wygłasza moralizatorskie tyrady, ale nie może mi przecież zabronić mojejnieszkodliwej słabostki.A ja już widzę światełko w tunelu.Czuję, że niedługo będę coś wiedział.Wiesz, że potrafię rozmawiać z dziewczynkami i że jestem dla nich hojny.Nie płacę im zresztątylko za rozmowę.Pamiętasz, mój drogi? Homo sum et nil humani.To wszystkie wiadomości nadzisiaj.Z najlepszym pozdrowieniem, Twój EberhardP.S.W sprawie morderstwa Nowoziemskiej nic nowego.Popielski trzykrotnie przeczytał list i spojrzał na salę.Referent już chyba zbliżał się dokońca odczytu, a słuchacze kręcili się niecierpliwie.Podnosił się stłumiony gwar.Popielski,który do dziś nie zdradził całkiem łaciny i często bywał na naukowych zebraniach filologicznych,wiedział, co oznacza ten odgłos.Referat albo się spotka z zachwytem, albo z miażdżącą krytyką.- Ależ co on opowiada?! - usłyszał za sobą sceniczny szept.- Przecież to zdradametodologiczna!- Zabierze pan głos, profesorze? - zareagował drugi szepczący.- Ja nawet nie splamię się udziałem w tej dyskusji!- Oj, niechże pan profesor nie przesadza! Kiedyś już pan proesor zabrał głos popodobnym referacie.- Nigdy! - zaperzył się profesor.- Nigdy! Co też pan kolega opowiada!- A wtedy, kiedy miał referat ten amator, to co? Nie dyskutował pan profesor? Nieskrytykował go pan potężnie?- Jaki amator?- Nie pamiętam nazwiska.Takie krótkie.No ten taki brzydki jak diabli! Tenekscentryk, wyglądający, jakby go wypuścili z Tworek.Ten, co pomylił kapelusze zAuerbachem!- Kapelusze? Z Auerbachem?- Nie zna pan proesor tej anegdotki? Naprawdę pyszna!- Panowie, panowie! - zareagował Banach ex cathedra, patrząc surowo w stronę obunauczycieli i stukając ołówkiem w blat.- Nasz prelegent zmierza do konkluzji.Proszę mu na topozwolić!Popielski znów poczuł bicie serca.Amator brzydki jak diabli, myślał szybko, niepamiętają nazwiska, kapelusz Auerbacha, kanapka Steinhausa, trónóg Hilberta, brzydki jakdiabeł, brzydki jak małpa, jak koczkodan.Wyglądający na chorego psychicznie.Jakby uciekł zTworek.Te gorączkowe myśli przyśpieszyły mu puls.W okolicach prawego ucha poczuł jakieśdrganie.Kapelusz Auerbacha.Rozejrzał się po sali.Prelegent skończył, a siedzący w pierwszejławce Herman Auerbach zgłosił się jako pierwszy dyskutant.Popielski wstał z hukiem z ławki.Wszyscy na niego spojrzeli.- Proszę poczekać na swoją kolej - upomniał go Banach z pewnym zdziwieniem.- Terazgłos ma docent Auerbach.Drganie pod uchem zamieniło się w łomot.Popielski podszedł do Auerbacha i chwycił goza łokieć.Uchwyt był mocny.- Zaraz pan zada pytanie - powiedział w ciszy sali - ale ja muszę coś wiedzieć, i to jużteraz!- Co to ma znaczyć! - krzyknął Leon Chwistek do Popielskiego.- Jak pan śmie zakłócaćautonomię uniwersytetu?! Jak pan śmie ściągać nas z krystalicznych wyżyn logiki w kloakę?!- Idziemy! - powiedział Popielski do Auerbacha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]