[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po mniejwięcej pięciu minutach wyczołguję się na skały.Ludzie nie224przesadzali, opowiadając o skutkach użądlenia przez gończe osy.Guzna kolanie jest bliższy rozmiarami pomarańczy niż śliwce.Z miejsc pożądłach sączy się cuchnący, zielony płyn.Opuchlizna.Ból.Wysięk.Widok Glimmer skręcającej się wmęczarniach.Sporo zdarzeń, zważywszy na to, że słońcejeszcze nie zdążyło wyłonić się zza horyzontu.Nawet nie chcę nu.lećo tym, jak Glimmer teraz musi wyglądać.Zdeformowani ciało,nabrzmiałe palce sztywnieją, zaciśnięte na łuku.Luk! Pomimo otępienia udaje mi się skojarzyć oczywiste takty.Momentalnie wstaję i zataczając się między drzewami, wracam doGlimmer.Auk.Strzały.Muszę je mieć.Jeszcze nie rozległ się armatniwystrzał, więc może Glimmer leży w śpiączce, ale jej serce nadalwalczy z jadem.Kiedy jednak się podda i huk obwieści jej śmierć,nadleci poduszkowiec,.aby zabrać zwłoki razem z jedynym łukiem ikołczanem na Igrzyskach.Nie ma mowy, aby moja ulubiona brońponownie wymknęła mi się z rąk!Docieram do Glimmer w chwili, gdy rozbrzmiewa grzmot.Gończeosy znikły.Dziewczyna, olśniewająco piękna w złotej sukni tamtegowieczoru podczas prezentacji telewizyjnej, jest nie do rozpoznania.Rysy twarzy kompletnie znikły, kończyny są trzy razy większe niżnormalnie.Guzy po użądleniach zaczęły pękać, rozpryskując dookołacuchnący zgnilizną, zielony płyn.Muszę połamać kamieniem coś, cokiedyś było jej p:ilcami, inaczej nie uwolniłabym łuku.Kołczan naplecach jest przyciśnięty całym ciężarem ciała trupa.Usiłuję je przeto-225czyć, ciągnę zwłoki za rękę, ale mięso rozpada mi się w dłoniach ipadam plecami na ziemię.Czy to się dzieje naprawdę? A może zaczęły się halucynacje? Mocnozaciskam powieki i usiłuję oddychać przez usta.Powtarzam sobie, żenie wolno mi wymiotować.Zniadanie musi pozostać w żołądku, byćmoże na następne polowanie wybiorę się dopiero za kilka dni.Armatastrzela po raz drugi, więc domyślam się, że właśnie umarładziewczyna z Czwartego Dystryktu.Ptaki milkną i tylko jedengwiżdże ostrzegawczo.To znak, że za moment przybędziepoduszkowiec.Jestem skołowana, wydaje mi się, że zabiorą Glimmer,ale to nie ma sensu, bo przecież nadal pozostaję na wizji, ciąglewalczę o strzały.Ponownie padam na kolana, drzewa wokół mnie za-czynają wirować.Na samym środku nieba pojawia się maszyna.Przykrywam sobą ciało Glimmer, jakbym chciała je obi c > nić, alewidzę, że w powietrze unosi się dziewczyna z Czwórki i znika razemz pojazdem. Do roboty! rozkazuję sobie.Zaciskam szczęki, wpycham dłoniepod trupa Glimmer, dzwigam to, co wydaje się jej klatką piersiową iprzewalam zwłoki na brzuch.Nie panuję nad sobą, dyszęspazmatycznie, tkwię w koszmarze tak upiornym, że tracę poczucierzeczywistości.Ciągnę srebrny kołczan, ale o coś zahaczył, może ołopatkę Glimmer, nie mam pojęcia, aż wreszcie wyszarpuję cenny łuk.Obejmuję go i nagle słyszę tupot kroków, kilku par nóg.Ktoś się226przedziera przez krzaki, najwyrazniej wrócili zawodowcy.Przyszli,aby mnie zabić, albo chcą odzyskać broń.Ewentualnie jedno i drugie.Za pózno na ucieczkę.Wyciągam z kołczana smukłą strzałę i usiłujęumieścić ją na łuku, lecz zamiast jednej cięciwy widzę trzy.Nadodatek z użądlonych miejsc bije tak odrażający fetor, że nie mogę sięzmusić do oddania strzału.Nie mogę.Nie umiem.Nie potrafię.Bezradnie patrzę, jak pierwszy łowca wypada spośród drzew, wuniesionej dłoni trzyma gotowy do rzutu oszczep.Wstrząs widocznyna twarzy Peety wydaje mi się bezsensowny, czekam na cios, leczuzbrojona ręka opada. Co ty tu jeszcze robisz? syczy.Patrzę oszołomiona, jak wodaspływa mu cienkim strumykiem po użądleniu pod uchem.Całe ciałoPeety migocze, jakby dopiero co pokryła je rosa. Zwariowałaś? Trąca mnie tępym końcem oszczepu. Wstawaj! Na co czekasz? Dzwigam się, ale on nie przestaje mnie dzgać.Co jest? O co chodzi?Peeta mocno mnie popycha. Uciekaj! wrzeszczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]