[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocieszałam się tym, że Agatha Christie też zawsze chorowała na statku.Podobnie jak nasz kochany Poirot.Po tych słowach Fleur odwróciła się do Annie i ujęła ją pod ramię.Annie poczuła delikatny zapach perfum diva.Pisarka rozejrzała się po sali.- Wiele słyszałam o pani księgarni.Zdaje się, że ma pani kubeczki z tytułami kryminałów? - Fleur postała Emmie olśniewający uśmiech.- To będzie udana konferencja, ko­chanie.Nic się nie martw.Boże, będziemy gadały sobie do świtu, jak dawniej.Teraz muszę obejrzeć ten raj dla miło­śników literatury sensacyjnej.Fleur pociągnęła gospodynię w kierunku kawiarni.An­nie czuła się tak, jakby spacerowała po plaży, za plecami mając tsunami.Obejrzała się przez ramię.Na twarzy Emmy malowały się gorzkie uczucia: niesmak, gniew i poczucie po­rażki.Rzuciła Annie chłodne spojrzenie, odwróciła się i otworzyła drzwi.Bledsoe również wydawał się wściekły.Fleur Calloway potraktowała go jak powietrze.Spojrzał na swoją wystra­szoną towarzyszkę i gestem pokazał na drzwi zamykające się za Emma.Max był zmartwiony.Zauważył, że coś jest nie w porząd­ku.-.i bardzo mnie cieszy, że ma pani dział poświęcony ro­mansom z dreszczykiem.To wspaniałe! Dzisiaj zbyt mało ceni się tego typu literaturę, chociaż wszyscy znają książki takie jak “Rebeka" czy “Tajemnica zamku Valmy".Ale przecież pani najlepiej zna rynek wydawniczy.Teraz popu­larne są jedne książki, a za rok przyjdzie moda na inne.To bardzo trudne dla autorów.Większość z nas - zielone oczy zdawały się pytać Annie o zdanie - najlepiej sprawdza się w jednym stylu.Nie możemy zmieniać go co roku, zgodnie z modą.- Fleur śmiała się wesoło, beztrosko.- Może powin­nam poruszyć ten temat w swoim wykładzie? Brakuje nam dzisiaj dreszczowców.Mamy Toma Clancy'ego z jego techno-dreszczowcami, ale brak książek takich, jakie pisała Ma­ry Higgins Ciark: spokojnych, zwyczajnych, wywołujących jednak lekki dreszczyk emocji, kiedy w nocy coś zaczyna skrzypieć za oknem.Były już przy barku.Wielbiciele pisarki z zachwytem rozstępowali się przed nimi.Annie sięgnęła po kubek z ty­tułem najbardziej znanej książki Fleur Calloway, “Nie po­zwolę ci umrzeć", kiedy rozległy się strzały.IXWskazówka do odgadnięciatytułu książki Agathy Christie:Pani Wonky Pooh nie zawiadomiła Scotland Yardu;Była czwartą ofiarą; ile jeszcze ich bedzie?Annie nie od razu się zorientowała, że ktoś strzela z broni palnej.Inne dźwięki, prawie równoczesne z tamtymi, wyda­ły się jej o wiele bardziej złowróżbne: brzęk tłuczonego szkła, przejmujący krzyk, gardłowe przekleństwa i rozkazy wydawane przez Saultera.Instynkt podpowiadał jej, że “Śmierć na żądanie" będzie miała poważne kłopoty.Ruszy­ła biegiem w kierunku drzwi wejściowych, ale Max ją zła­pał i pociągnął za półkę z książkami.Zasłaniając ją wła­snym ciałem, szepnął jej do ucha:-Padnij!Potem, zginając się nisko, pobiegł w kierunku otwartych drzwi.Annie poderwała się na równe nogi.W jej głowie ko­tłowały się bezładne myśli.To brzmiało jak fajerwerki.Fajerwerki nie mogły stłuc szyby.Boże, to były prawdziwe strzały!Jako że Amerykanie żyją w ciągłym strachu przed terro­ryzmem, nikt nie sprzeciwił się rozkazom Saultera, który kazał wszystkim szukać schronienia.W kraju, gdzie czasem strzela się z karabinu do dzieci na boiskach szkolnych, gdzie Amerykańskie Stowarzyszenie Broni Palnej walczy o prawo do swobodnego zakupu AK-47, atak na księgarnię na wyspie słynącej z domów wczasowych nie wydawał się nieprawdopodobny.Annie nie została w swojej kryjówce.Max, nie oglądając się nawet za siebie, machnął ręką, nakazując jej położyć się na podłodze.Nie posłuchała go.Do cholery, to przecież jej sklep! To jej wystawowe okno roztrzaskała kula.Kawałki szkła połyskiwały w słońcu.Bledsoe, nieustannie przeklinając, bezceremonialnie we­pchnął swoją towarzyszkę na powrót do księgarni.Już drugi raz będzie musiał oddać do czyszczenia swój biały garnitur, wygnieciony i szary od piasku, którym posypana była drew­niana weranda.- Mój Boże! - zawołała towarzyszka Neila, próbując usiąść.- Ja krwawię!Z jej prawej ręki sączyła się krew.Annie podbiegła, roz­glądając się za czymś, czym mogłaby zatamować krew.Fleur Calloway uprzedziła ją.- Powierzchowne rany czasem obficie krwawią, ale to nic poważnego - powiedziała, owijając skrwawioną dłoń swoim miękkim, białym, kaszmirowym szalem.Bledsoe obrócił się i otworzył drzwi.- Jakiś sukinsyn strzelał do mnie!- Stój! Nie bądź głupi! - powstrzymał go Saulter.Nawet jeśli Bledsoe go usłyszał - a był tak wściekły, że An­nie wcale nie była tego pewna - to nie zwrócił na te słowa naj­mniejszej uwagi.Komendant policji rzucił się na krytyka.Jednocześnie Max zastąpił mu drogę.przy okazji zrzucili ude­korowanego różową szarfą Edgara - wypchanego kruka - i za­słonę z koralików, odzielającą księgarnię od kącika dla dzieci.Trzej mężczyźni kotłowali się jeszcze w przejściu, kiedy Annie dotarła do drzwi i ostrożnie wyjrzała na werandę, nie zważając na komentarze zaskoczonych gości, ukrywających się za półkami.Nigdzie nie było widać zwłok.Zza słupów, bujanych foteli i grubych palm ostrożnie wyglądali ludzie.- Cofnij się, Annie.Saulter powiedział to ze złością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •