[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan Kunze rozpoczął przesłuchanie bez żadnych słów wstępu.Od razu wziął do ręki jedno z trzech leżących na stole pudełeczek z biało-zielonym wzorem z liści.- Widział pan już kiedykolwiek to pudełko? - spytał wpatrując się badawczo w twarz młodzieńca.Był lekko zawiedziony nie widząc żadnych oznak nie­pokoju u Dorfrichtera, który tak doskonale panował nad sobą, że budziło to aż w kapitanie niechęć i prze­rażenie.Dorfrichter podszedł bliżej i przyjrzał się dokładnie pudełku.- Oczywiście, proszę pana - przytaknął.- W ta­kim samym pudełku posłałem porucznikowi Dielmannowi tuzin stalówek.- Kupił pan je specjalnie w tym celu?- Nie.Miałem parę takich w domu.- Ile?- Nie wiem.Trudno spamiętać wszystkie rzeczy, które gromadzi się w gospodarstwie.- Robił pan kiedykolwiek zakupy w sklepie Mollera przy Beethovenstrasse?Dorfrichter wzruszył lekko ramionami.- Być może, chociaż nie przypominam sobie tego sklepu.Beethovenstrasse? - zamyślił się.- To bar­dzo blisko dworca.Całkiem możliwe, że coś tam ku­powałem.Zdaje się, że linijkę.W jednym z sąsiednich sklepików.- Nie linijkę, lecz tuzin takich pudełeczek.Dorfrichter pokręcił przecząco głową.Robił wraże­nie zdumionego.- Musiało to być bardzo dawno temu, bo zupełnie tego nie pamiętam.- Wcale nie tak dawno - odrzekł Kunze.- Zaraz po pierwszym listopada.Kunze szepnął coś do młodego porucznika, który wstał, wyszedł z kancelarii i powrócił z najmłodszą córką Mollerów.Była ubrana w brązową wełnianą spódnicę i taftową bluzkę z bufiastymi rękawami.Na czubku jej głowy tkwił dziwaczny kapelusz obszyty futrem, a właści­wie ogonem kuny.Kiedy stanęła przed gronem sza­cownych mężczyzn, wargi jej drgnęły, a twarz oblała się rumieńcem.Przeczuwała, że prędzej czy później i tak odkryją, iż tylko udaje dorosłą.Kapitan Kunze wstał, podszedł do niej i wskazał na Dorfrichtera.- Panno Moller, proszę łaskawie spojrzeć na po­rucznika i powiedzieć, czy panna go już kiedyś wi­działa?Cisza zapadła w pokoju.Dorfrichter stał wyprosto­wany i uśmiechając się patrzył dziewczynie prosto w oczy.On jeden spośród zgromadzonych w pokoju ludzi miał wesołą minę.Dziewczyna przyglądała mu się bacznie od stóp do głów zatrzymując wzrok dłużej na włosach, kołnierzu a nawet na butach.Widocznie bardzo poważnie wzięła do serca polecenie Kunzego.Długą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.- Tak - wyjąkała wreszcie.- Proszę mówić głośno - rozkazał generał Wencel.- Nie słyszę, co mówisz.- Tak - powtórzyła głośno.- Chcesz powiedzieć, że widziałaś już przedtem te­go porucznika? - spytał Kunze.- Tak.- Dziewczyna skinęła głową.Nie patrzyła już więcej na Dorfrichtera, jakby celowo unikając je­go wzroku, i uparcie wpatrywała się w podłogę.- Gdzie go widziałaś?- W naszym sklepie.- Opowiedz nam dokładnie, co zaszło, kiedy po­rucznik zjawił się w waszym sklepie? Co do ciebie mówił?- Więc wszedł.- zaczęła patrząc uparcie we wzo­rzysty parkiet podłogi, jakby tam szukając natchnie­nia -.i zapytał, czy mamy na składzie pudełeczka wielkości pudełek od zapałek.Pokazałam mu takie, ale powiedział, że są za duże, więc wydostałam inne, które nam niedawno dostarczono, a on orzekł, że są w sam raz i że je kupi.Wziął tuzin.- I dodała z wes­tchnieniem: - To było wszystko, co mówił.- O nie, to nie było wszystko! - pogroził jej palcem Dorfrichter uśmiechając się.- Nie pamiętasz? Powiedziałem też, że masz piękne ręce.Otworzyła usta i spojrzała na urodziwą twarz po­rucznika, który wyraźnie stroił sobie żarty, potem na swoje ręce w białych rękawiczkach.Speszona oblała się rumieńcem nie zdając sobie jednak sprawy, że in­nych też to zaskoczyło i wprawiło w zakłopotanie.- Czy porucznik tak właśnie do ciebie powie­dział? - spytał po dłuższej chwili Kunze, na co dziew­czyna skinęła tylko potakująco głową, bo tak była zmieszana, że nie mogła wydobyć z siebie słowa.- Kupiłem też pudełko marcepanów - przypom­niał jej Dorfrichter.- Były w kształcie owoców; lub kwadratów, ja zaś wybrałem jagody.Dziewczyna wzruszyła ramionami.- Sprzedałaś marcepany porucznikowi? - spytał Wencel.- Nie wiem.Może - odrzekła znów wzruszając ramionami.- Czy w sklepie ojca też sprzedaje się słodycze?- Oczywiście! Klienci ubierają nimi choinki.Mamy nawet takie w kształcie zwierząt: niedźwiedzie, lwy i tygrysy.- Ożywiła się nagle, jakby obudziła się w niej żyłka handlowa.- Wyglądają prześlicznie na drzewku, a przy tym są bardzo praktyczne, bo można je potem zjeść.Komisja nie wykazała jednak żadnego zaintereso­wania zwierzątkami z marcepana i zwolniła świadka.Dziewczyna dygnęła przed nimi, potem przed Dorfrichterem i wybiegła z kancelarii jak kotka, która przewróciła kałamarz z atramentem i woli uciec za­wczasu, nim ktokolwiek dostrzeże plamę na dywanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •