[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Warnecka uklękła przed nim i starała się pocałować go w rękę.Uwolnił się niecierpliwie.- Tam.sołdaty.wódka.mojego muza ubili.- żona rządcy wskazała na swój dom.Rosjanin ruszył w tamtą stronę szybkim krokiem, kobieta ledwo mogła za nim nadążyć.Na sam jego widok rabusie otrzeźwieli i wynieśli się cichaczem, jeden z nich trzymał pod pachą ścienny zegar z kukułką, kapitan kazał mu go zostawić.W drzwiach od kuchni ukazał sięWarnecki, trzymał przy skroni mokrą szmatę.Enkawudzista powiedział do kobiety:- Muz żywoj, wsio w poriadkie.I wyniósł się.- Co z dziedziczką? - spytał rządca.- Uciekła na górę - odpowiedziała jego żona.Poszli tam, ale drzwi były zatarasowane.- Pani dziedziczko! - zawołał Warnecki.- Pani Susanne, już po wszystkim.Niech pani otworzy! Nikt mu nie odpowiedział.- Pani otworzy, my swoi! - zawtórowała jego żona.Cisza.- Przestraszyła się - stwierdził rządca.- To już starsza kobieta.Natarł ramieniem na drzwi, okazało się, że Susanne zatarasowała je własnym ciałem.Leżała z kolanami pod brodą, na wpół naga, przez strzępki koszuli prześwitywała posiniaczona skóra.Rządca zajrzał jej w twarz.Susanne miała nieruchome, szeroko otwarte oczy, w kącikach ust zastygł łagodny uśmiech.Po krótkim postoju w Skierniewicach, gdzie dano im po kubku gorącej kawy, jechali jeszcze trzy dni i trzy noce, byli nieludzko stłoczeni w wagonach, mimo to znaleźli się tacy, którzy śpiewali pieśni powstańcze, przez zakratowane okienka machali biało-czerwonymi opaskami.- Niech świat się dowie, że AK idzie do niewoli z fasonem - krzyknął ktoś.Świat to nic a nic nie obchodzi - pomyślał Jasio z goryczą.Musiał w tym momencie przyznać słuszność radcy Kozłowskiemu.Tylko że Kozłowski w rzeczywistości nie był radcą Kozłowskim, ale majorem, pracownikiem “dwójki”, który zamelinował się w Paryżu.Widocznie usunęli go z kraju po tej sprawie z matką Jasia.Gdyby dowiedział się o tym wszystkim w innym momencie, być może inne by to na nim zrobiło wrażenie.Tego dnia jednak myślał tylko o zbliżającej się walce, o zwycięstwie, niemal czuł ucisk wieńca wawrzynowego na skroniach.W takiej chwili nietaktem było obarczać go sprawą z przeszłości.A swoją drogą.dlaczego się musieli spotkać? Właśnie oni.Morderca i syn ofiary.Chociaż nie, nie należy myśleć o tym w ten sposób.Matka padła ofiarą zamachu, to nie była pospolita zbrodnia, a Kozłowski z pewnością nie był pospolitym człowiekiem.Nagle złapał się na tym, że bardziej miał za złe przyjacielowi to wyznanie nie w porę, niż jego treść.Ta treść.była wyblakła jak samo wspomnienie o tamtej sprawie.Jasio czuł się zakłopotany, właśnie, tak to można określić.Nie wiedział, jak się ma zachować, co powiedzieć.Prawda o śmierci matki powinna była nim wstrząsnąć, wzburzyć jego myśli, zmusić do jakiejś reakcji.A on stał przed radcą jak uczeń, który nie zna odpowiedzi na zadane mu pytanie.Najchętniej udałby, że tego pytania nie usłyszał, ale niestety nie było to możliwe.Radca patrzył mu prosto w oczy.Oczekiwał czegoś.Czego? Słów potępienia? Jasio, rozdarty wewnętrznie, nie potrafił się na nie zdobyć.Śmierć matki rzuciła cień na jego życie, chciał przed nią uciec, zapomnieć.Matka była niejasnym wspomnieniem.Gdyby nie Susanne, pewnie w ogóle by o niej nie myślał.Ciotka stworzyła w Lechicach dom żałoby.Dusili się w nim oboje z siostrą od tych trupich kadzideł.Kozłowski był kimś z innego świata, Jasio nie chciał, by jego dziwny przyjaciel miał się stać częścią “Lechic”.Może dlatego uciekał przed jego wyznaniem.Myślał o tym człowieku jak o kimś, kogo czas już minął.Była w tym nuta wyrozumiałości.Idąc na punkt w siąpiącym deszczu stwierdził: - Przegrany politycznie facet.- A potem uzupełnił tę myśl: - Jak i jego frakcja, której zagrażały kobiety.Czuł, że siły go opuszczają, prawie nie mógł utrzymać się w dusznym wagonie na nogach, walił się co jakiś czas na któregoś ze swoich współtowarzyszy i był przez niego brutalnie odtrącany.Wreszcie pociąg zatrzymał się w jakiejś miejscowości na zachód od Berlina.Rozlokowano ich na terenie stadniny, którą zamieniono w obóz.Ich kwatery mieściły się w stajniach.Każda z nich była ogrodzona, w każdej przetrzymywano jeńców innej narodowości.W ich baraku wydzielono specjalne miejsce dla kobiet: łączniczek i sanitariuszek z powstania.Warunki były gorzej niż kiepskie.Nie było prycz, tylko na deskach rzuconych na cementową posadzkę położono sienniki.Pierwszej nocy oblazło Jasia robactwo.W ich baraku-stajni panowała poza tym potworna wilgoć, woda spływała po ścianach i nocą Jaś, okryty tylko cienkim kocem, szczękał zębami.Na szczęście można było wychodzić na wy- bieg dla koni, który stał się teraz miejscem spacerów jeńców.Jasio wykorzystywał każdy promyk jesiennego słońca.Nie starał się tu z nikim zbliżyć, nie natknął się też na nikogo ze swojego oddziału.Któregoś dnia usłyszał rozmowę toczącą się obok:- Widzisz tą dziewczynę tam?- Tego kurdupla?- Co ty wiesz, to, kochany, Królowa Kanałów, bez niej połowy z nas by tu nie było.Jasio odwrócił głowę i zobaczył stojącą, nie opodal niewysoką dziewczynę.Miała krótkie, jasne włosy; kiedy w czasie rozmowy z dwoma powstańcami odwróciła na chwilę głowę, stwierdził, że ma zadarty nos.Zdziwił się, że tak może wyglądać jedna z legend powstania.- Hanka! - usłyszał wołanie z baraku.Dziewczyna wolno ruszyła w tamtą stronę.Od tego czasu Jasio stale ją obserwował.A potem z powodu przewlekłych dolegliwości żołądka znalazł się w szpitalu i kiedy wrócił do baraku, kobiet już nie było.Zostały wywiezione w niewiadomym kierunku.Po wyzwoleniu znalazł się w angielskiej strefie okupacyjnej i nie bardzo wiedział, co dalej.Myślał o powrocie do Polski, ale ciągle z tym zwlekał.Z pewną ulgą przyjął więc propozycję pracy tłumacza.UNRRA zwróciła się do władz polskich o oddelegowanie oficera znającego język francuski i angielski.Jasio znał doskonale francuski, z angielskim dawał sobie radę, nie był jednakże oficerem.Ale ponieważ nie znalazł się inny kandydat, zwrócono się do niego.Przedtem jednak ze względu na zły stan zdrowia został wysłany nad morze do Travemunde, przed wojną ekskluzywnego kurortu.Były tu komfortowe, położone nad samym brzegiem Bałtyku wille i przepiękne promenady.W czasie jednego ze spacerów Jasio natknął się na niewysoką blondyneczkę, w której, mimo zmiany wyglądu, rozpoznał Królową Kanałów.Szła w towarzystwie brytyjskiego oficera i nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi, mimo że miał na sobie polski mundur.Więc może to nie była ona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]