[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Mama, mama! — wrzeszczał Andrzej.— Złamałem sobie nogę.Matka Janka podbiegła do Andrzeja i zaczęła mu rozcierać kolano.‘— No, przestań już płakać — pocieszała go.— To zaraz przejdzie.Zobaczysz.Przecież ciągle sobie rozbijasz kolana i nigdy nie płaczesz.Co ci się dzisiaj stało?Andrzej rozmazywał sobie brudnymi rękami łzy na policzkach.Zachlipał jeszcze dwa razy i zamilkł.— Okropnie się przestraszyłem, ale całe szczęście, że nie jest złamana — westchnął.— Bo ja dopiero od jutra będę ubezpieczony.Telewizja— Mama, dlaczego tata taki zamyślony? — spytał Janek.Na targu był tłok.Matka Janka chciała zakupić węgierki na powidła.Szła od straganu do straganu przyglądając się owocom krytycznym wzrokiem.— Mama, ty nic nie słyszysz, co do ciebie mówię’— nalegał Janek.— Poczekaj, później pogadamy.Teraz muszę wybrać węgierki.Zdaje mi się, że u tej pierwszej baby były lepsze.— No to je kup.— Kiedy są drogie.— To kup tańsze.— Pewnie są robaczywe.— To zobacz w środku.— Kiedy nie można, bo mnie baby zwymyślają.— To już nie wiem.To chodź do domu.— Poczekaj.Muszę się zastanowić.— Kup od razu w sklepie w słoikach.— Nie wtrącaj się.— W słoikach są razem z robakami i są bardzo dobre.— Na drugi raz nie zabiorę cię na targ.— Kup z robakami.Robaki dasz Lejkowi.On już dawno nie jadł mięsa.— Ojej, uspokój się, bo ludzie słuchają.O, widzisz.Tutaj kupimy.— Tu jest okropny tłok, a przy tamtym straganie nikogo nie ma.Chodźmy tam.— Tu kupimy.Jak jest tłok, to znaczy, że są dobre — zawyrokowała matka Janka.— Postoimy sobie i poczekamy na naszą kolejkę.— Kiedy mnie się nudzi.— To idź i zobacz, jak się kury męczą w klatkach — zaproponowała matka Janka.— Dobrze — zgodził się Janek radośnie.— Wypuszczę je!— Ani się waż! Baby cię spiorą na kwaśne jabłko.— To ja już lepiej tu zostanę — zdecydował Janek szybko.— Mama, dlaczego tata był wczoraj taki zamyślony.— Nie wiem — zastanowiła się.— Może o czymś myślał — dodała po chwili.— Aha — zgodził się Janek.— Jak przyjdziemy do domu, to ja go zapytam, dobrze?— Dla mnie dziesięć kilo — powiedziała matka Janka do tęgiej baby w wielkim czerwonym fartuchu, na który zarzucona była peleryna z lisów.— Słodkie jak cukier — powiedziała baba mechanicznie — ma pani w co wziąć?Matka Janka szybkim ruchem wyciągnęła trzy wielkie papierowe torby z koszyka i podała babie w pelerynie z lisów.Janek przyglądał się pelerynie z wielkim zainteresowaniem.— Co to za zwierzak? — spytał wreszcie cicho,— Lisy, lisy, nie widzisz, że lisy — oburzyła się od razu baba.— Kto je upolował? — dopytywał się Janek niewzruszony.— To są kanadyjskie lisy, pierwszorzędny towar.Jedna klientka mnie je dała.Może paniusia kupi — zwróciła się do matki Janka.— Niedrogo, nietknięte przez mole.Siedem sztuk jak złoto, na jedwabnej podszewce.Angielska księżniczka by się nie powstydziła.Osiemdziesiąt złotych pani płaci — dodała.— Bardzo drogo — oświadczył Janek.— I w ogóle siedem to za dużo.Niech mama kupi dwa.Jeden będzie dla mnie, a jeden dla Andrzeja.— Siedź cicho — warknęła matka Janka.— Zawsze musisz coś dziwnego powiedzieć.Osiemdziesiąt złotych, proszę bardzo.— Po co mama kupuje te siedem lisów? — ładnych lisów nie kupuję.Śliwki kupuję.— Matka Janka spocona i czerwona na twarzy wpakowała dwie torby do wielkiego kosza, lewą ręką podtrzymała trzecią i zaczęła przepychać się w stronę ulicy.— Jazda, już, do tramwaju.— Kiedy ja jeszcze nie widziałem, jak się kury męczą — zaoponował Janek.— Chodź szybko, to się dowiemy, dlaczego tata jest zamyślony — zawołała matka Janka w rozpaczy.— Dobrze — Janek zgodził się szybko.— Tylko niech— mama pyta, a ja się schowam pod fotel i będę słuchał.Ojciec Janka siedział przed radioodbiornikiem i słuchał „Muzyki i aktualności”.Lejek spał pod stołem, a Andrzej przeglądał stary numer „Przyjaciela Żołnierza”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]