[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Morze się uciszyło, więc foki zaczynają wysuwać nosy z wody dookoła łódki.Waj upolował trzy foki, poukładał je na dnie łódki, wiosłuje w stronę lądu i cieszy się.,,To nic, że długo nie było mnie w domu", mówi sobie.,,Za to polowanie się udało.Nie boję się morza!"Morze usłyszało te słowa.Coś parsknęło przy samej łódce.Patrzy Waj: to wielki, czarny mors.Zamiast dwóch kłów, jak zwykłe morsy, ma ich aż cztery.Uczepił się tymi czterema kłami łódki, okrągłe ślepia ustawił prosto na Waja.— Czego tak patrzysz? — mówi Waj.— Puść łódkę! Puść, bo się rozgniewam.Mors nic sobie z tego nie robi.Całym ciężarem napiera na łódź i chce ją przewrócić.Dość tego!Waj złapał jedną ręką morsa za kieł, a drugą z całej siły trzasnął go w łeb.Mors z pluskiem zsunął się do wody i zniknął.A Waj płynie dalej.Cieszy się z udanego polowania.Wtem znów coś parsknęło obok łódki.Ogląda się Waj, a to wielki, biały niedźwiedź.Podpłynął, łapę położył na krawędzi łódki i pcha.Chce ją przewrócić, a Waja zrzucić w morze i zjeść.— Odpłyń, ptaszyno — mówi Waj - nie drażnij mnie.Mógłbym się rozgniewać i stuknąć cię w łeb.Niedźwiedź jakby nie rozumiał.Ryczy, gramoli się na łódź, byle dobrać się do Waja.Waj widzi, że nie ma rady.Jedną ręką łapie niedźwiedzia za ucho, a drugą jak nie walnie w kosmaty łeb!Niedźwiedź plusnął w wod$.“Trzeba prędzej wracać, bo jeszcze kto gotów nawinąć się po drodze", myśli Waj.Z całych sił napiera na wiosło, raz z prawej, raz z lewej.Płynie w stronę lądu.Wtem dookoła robi się ciemno, jakby słońce schowało się za chmurę.Waj podnosi głowę i widzi — z sinej piany wynurzył się tuż przed nim czarny wieloryb.Nie taki jak inne, tylko z grzebieniem na łbie.Wieloryb nad wieloryby.Patrzy prosto w oczy Waj a i ryczy ludzkim głosem:— Przepadłeś! Nie puszczę cię żywego.Ani twój ojciec, ani twój dziad nie byli takimi śmiałkami, nie wypływali tak daleko.Bali się morza, a ty się nie boisz.Kiedy tak, to cię zabiję i zjem.Przeląkł się dzielny Waj.Ale nie pokazał tego po sobie.Patrzy wielorybowi prosto w oczy i mówi:— Zjedz.Ale wprzód niech będzie walka.Jeżeli ty mnie zwyciężysz — zjesz i mnie, i mojego ojca, i wszystkie nasze reny.Jeżeli ja zwyciężę, to przestaniesz nam łodzie przewracać i topić ludzi.Zgoda?Wieloryb pomyślał chwilę.— Zgoda — ryknął wreszcie.— O co się zakładamy?— Widzisz tam daleko brzeg i na brzegu jurtę? Kto zdąży do niej pierwszy, ten zwycięży.Zaczęli się ścigać.Waj miał łódkę wąską i zwinną.Wiosłował ze wszystkich sił, więc pomknęła jak strzała wypuszczona z łuku.Wieloryb był gruby i ciężki.Ale chociaż trudno mu było płynąć tak prędko, jednak nie zostawał w tyle.Waj zmęczył się wcześniej niż olbrzymi potwór.Wtedy wieloryb go przegonił.Dopłynął do brzegu, położył się na piasku i ryknął:— Ja pierwszy! Przegrałeś.Waj zamachnął się wiosłem jeszcze raz, drugi, trzeci.Łódka werżnęła się czubem w piasek.Waj wyskoczył i pobiegł prędko do jurty.Stanął u progu i zawołał:— Nieprawda, ja pierwszy! Zwyciężyć miał ten, kto pierwszy zdąży do jurty, a nie tylko do brzegu.— No dobrze, niech tak będzie — zgodził się wieloryb.— Ale miało być do trzech razy sztuka, pamiętaj!Wieloryb odpłynął na morze.A dzielny Waj wyciągnął foki z łódki i pobiegł do ojca, żeby mu pokazać swoją zdobycz.Potem morze przy brzegu zamarzło.Zaczęła się zima.Mijał dzień za dniem, miesiąc za miesiącem.Nareszcie wróciła wiosna.Waj poszedł brzegiem na polowanie.Szedł po lodzie, po śniegu, przechodził z kry na krę.Długo tak szedł i nic nie upolował.Zmęczył się.Położył się nad wodą na miękkim śniegu — i zasnął.Budzi się — co to? Dookoła niego woda i woda, a on płynie na krze.Przestraszył się.“Myślałem, że leżę na brzegu, a to była kra", domyślił się.“Oderwała się od brzegu i niesie mnie na pełne morze".Waj nie był takim chłopakiem, co to płacze ze strachu.Usiadł na lodzie i zaczął myśleć, co dalej.Wtem pociemniało dookoła, jakby słońce skryło się za chmurę.Patrzy Waj, a przed nim olbrzymi, czarny wieloryb z grzebieniem na łbie — wieloryb nad wieloryby.Spogląda na Waj a i ryczy strasznym głosem:— Drugi raz cię spotykam.Teraz koniec z tobą.Zjem cię, zjem twojego ojca, zjem wszystkie wasze reny.— Widać zapomniałeś o naszej umowie — powiedział Waj.— Miało być do trzech razy sztuka.— Nie zapomniałem — odpowiada wieloryb.— Ale zjem cię i tak, bo nfe ty zwyciężysz, tylko ja.— No'to patrz: płynie tam daleko okręt, a na nim ludzie.Ty popłyń w jedną stronę, ja popłynę w drugą.Do kogo skręci okręt, ten wygra.Zgoda?— Zgoda.Wieloryb popatrzył, dokąd wiatr niesie krę z Wajem i sam popłynął w przeciwną stronę.Ludzie na statku zobaczyli przez lunety krę, a na niej człowieka.Człowiek był sam, bez broni.— Patrzcie, ktoś tam płynie na krze lodowej — zawołali marynarze.Inni na to:— Z tamtej strony widać wieloryba! Upolujmy go.— Najpierw trzeba uratować człowieka — powiedzieli pierwsi.Statek podpłynął do kry, zabrał Waja i skierował się z nim w stronę lądu.Wieloryb dogonił statek i ryknął:— Wygrałeś, Waju! Ale została jeszcze jedna próba.Jak cię jeszcze raz spotkam, przepadłeś.Kiedy marynarze zobaczyli z bliska czarnego, ryczącego potwora z grzebieniem, zrozumieli, że to nie jest zwykły wieloryb i nie śmieli na niego polować.Wieloryb dał nurka i zniknął.A Waj wrócił do ojca.Wyruszył na połów po raz trzeci.Ledwo zdążył okrążyć w swojej łódeczce skalisty cypel obok zatoki, pociemniało dookoła, jakby chmura zasłoniła słońce.Przed Wajem wydźwignął się z wody czarny potwór, wieloryb nad wieloryby.Paszcza ogromna, oczy złe, na łbie czarny grzebień.Wieloryb ryknął, aż powietrze zadrżało:— No i spotykamy się ostatni raz!— Cóż robić, walczmy ostatni raz — odpowiedział Waj.— Dziś będzie gonitwa po morzu.Kto pierwszy się zmęczy, ten przegrał.Ale nurkować nie wolno.Zgoda?— Ty długo wiosłować nie możesz, masz słabe, ludzkie ręce i nogi.Ja jestem o wiele mocniejszy.Złą próbę dla siebie wymyśliłeś.— Zobaczymy.Powiedz tylko, czy zgoda.— Zgoda — odpowiedział wieloryb.Odwrócił się i popłynął na morze.Tymczasem Waj przeskoczył w mig z łódki na grzbiet wieloryba i jedzie na nim.— Co to znowu? — ryknął wieloryb — Złaź mi zaraz!— Nie umawialiśmy się, że mam pływać w łódce — mówi Waj.— Więc wolno mi pływać na tobie.Wieloryb rozzłościł się strasznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]