[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcesz mnie znokautować? Ko­rzystaj, siedzę.Patrick Baudouin cofnął się nie spuszczając z oka blizny na lśniącej od potu twarzy administratora.Musiał mieć ciężkie przejścia w życiu - pomyślał.Tego typa nie przerażą ciosy moich pięści.Trzeba spróbować czegoś innego, ponieważ zwykłe sposoby zajęłyby zbyt wiele czasu i do niczego by nie doprowadziły.- Chcesz szmalu? - zapytał wprost.Grubas pozostał obojętny.- Czym się zajmujesz w życiu, skarbie?- Sam powiedziałeś - nigdy nie zadawać pytań.- To znaczy, że jesteś prywatny detektyw.Dziwne.Nigdy nie widziałem prywatnego detektywa z cudzozie­mskim akcentem.Nie jesteś przypadkiem ruski? Nie! Pomyliłem się.Już wiem.Ty jesteś żabojad.Morris Shevaliey, jak mówił w telewizji, miał ten sam akcent, co ty.Jestem w domu!Nie posiadał się z radości.Patrick Baudouin wybuchnął śmiechem.Znano tu francuskich piosenkarzy! Charlesa Aznavoura - trans­westyta, Maurica Chevaliera - ten.Wyjął portfel i położył na stole dwa banknoty pięćdziesięciodolarowe.- Szukam Brendy Chapman - powtórzył.- Mówiłem, że nie znam takiej.- Jak to się więc dzieje, że jej nazwisko figuruje na jednej ze skrzynek na listy w tym budynku?- Za mało dałeś, żebym odpowiedział na pytanie, Patrick dorzucił trzeci banknot 50-dolarowy.- Widziałem, że masz jeszcze dwóch braci, takich samych, jak ci, co leżą na stole.A gdybyś tak dołożył do rodzinki? Będzie im cieplej pięciorgu małym - sugerował administrator słodkim głosem.- Masz dla mnie wiadomości?- Możliwe.Patrick Baudouin spełnił żądanie.- Teraz dość targów.Mów, co masz.- Załóżmy, mój przyjacielu - powiedział w końcu - że facet przychodzi i mówi: “Masz tu dwieście patyków.Instaluję skrzynkę na listy w twoim hallu, a ty nie zadajesz pytań”.Co byś zrobił na moim miejscu? Nie wiesz? To ci powiem.Łapiesz forsę i morda w kubeł.Stajesz się niewidomy.Nawet nie widzisz już tych skrzy­nek na listy ani nazwisk.- Ale widzisz dziewczynę, która ci zaproponowała ten interes.- Nie mówiłem wcale, że to dziewczyna.- No to mężczyzna.- Raczej.- Jaki on był?- Zapomniałem.- Będzie zabawne, jak zabiorę te 250 dolarów.- Nie mogę ci nic powiedzieć.Myślisz, że typy, co się biorą do takich propozycji, mają pełno znaków rozpoznawczych? Najpospolitszy rodzaj, wszyscy tacy sami.- Ile skrzynek wynajmują ci, którzy tu nie mieszkają?- Piętnaście.- W jaki sposób zabierają swoją pocztę? Musisz ich wtedy widywać?- Nie.- Jak to?Administrator parsknął śmiechem.Nieprzyjemne par­sknięcie zirytowało Patricka.- Jak ci się płaci dwieście patoli - powiedział wreszcie - to się wymaga małego porozumienia.- Jakiego?- Nigdy mnie tu nie ma po południu, między drugą a szóstą.W tym czasie przychodzą po swoją pocztę.W ten sposób ich nie widzę.- Nigdy?- Nigdy.Dopiero na ulicy, dziesięć minut później, Patrick zna­lazł rozwiązanie problemu, który go absorbował.Zwy­myślał siebie, że nie przyszło mu to wcześniej do głowy.Harry Shulz sporządził bilans.Spośród pięciu ludzi, z którymi skontaktował się na Cyprze, w Atenach, na Rodos, w Izmirze i w Tel-Awiwie, trzej postradali życie wskutek gwałtownej śmierci już w następnym tygodniu.Sammy Rosenthal w Tel-Awi­wie, ormiański dostawca w Izmirze i kapitan portu na Rodos.Podobnie jak mecenasa Rogazzino w Palermo i Abouda Staboulie w Bejrucie, Barto Scalisio unicestwiał wszystkich, którzy zadawali za dużo pytań.I wszyscy zginęli bez dostarczenia jednego choćby szczegółu, który Harry’ego Shulza mógł naprowadzić na jakiś trop.Pozostali w obiegu: porucznik policji kryminalnej w Atenach, przedstawiciel włoskiej firmy samochodowej w Nikozji na Cyprze i agent morski w La Valletta na Malcie.Jak długo? Czy czeka ich ten sam los, który zgotowano tamtym trzem? Niewykluczone.A Harry nie posunął się nawet o krok.Tymczasem w Paryżu wrzało.Francois Lyończyk i jego wspólnicy nie byli zadowoleni.Mieli powody.Ale cóż mógł zrobić?Pierwszy raz w swojej karierze Shulz znalazł się w sytuacji podbramkowej.Ale na wet przez sekundę nie ogarnęło go zwątpienie.Wiedział, że wcześniej czy później musi wygrać.To tylko kwestia czasu.Barto Scalisio nie mógł mu się wymknąć.W trakcie tych rozmyślań zadzwonił telefon.Podniósł słuchawkę.To był Katzolakis, porucznik policji kryminalnej.- Pan Shulz? Spotkanie o godzinie 21 w Papaspirou Aleko, plac Omonia.Znajdzie pan?- Tak.- To zaledwie 10 minut taksówką z pańskiego hotelu.- O.K.Odłożył słuchawkę.Miał jeszcze cztery godziny.Wyszedł ze swojego poko­ju i wybrał się do pokoju 701.Wiedział, że tam jest stała partia pokera.Gracze byli Grekami, Amerykanami i Włochami.Ludzie interesu, adwokaci, lekarze.Stawki wysokie.“Wejście” wynosiło 10 dolarów, co dawało bardzo duże wyniki.Od razu go przyjęli do gry.Nim się zaangażował w duże stawki, uważnie obserwował zacho­wanie graczy.Odróżniał skąpców i najbardziej doświad­czonych.Unikał spotkań z tymi ostatnimi.Szczęście, średnie na początku, po upływie godziny niezwykle mu dopisywało.Skorzystał z tego, żeby ostro stawiać.Kiedy dobra passa zaczęła mijać, grał jeszcze godzinę, przegry­wając minimalnie i wstał od stolika.Wygrał 5 tysięcy dolarów.Dał sto kelnerowi i ruszył na spotkanie.Opuścił hotel King George i przeszedł przez plac Sindagma.Już z daleka zobaczył taksówkę.W Atenach wszystkie taksówki były szare.Zatrzymał.- Proszę mnie zawieźć na plac Omonia - powiedział.Osiem minut później zatrzymali się przed Papaspirou Aleko, brudnym barem.- 20 drachm - rzucił taksówkarz.Zapłacił.Harry Shulz nie chciał od razu wchodzić do środka.Obszedł najpierw sąsiednie ulice, żeby poznać okolicę.Pełno tam było obrzydliwych prostytutek.Trzymały się w cieniu, żeby ewentualny klient nie mógł dostrzec ich starych i pomarszczonych twarzy, powykrzywianych i niezgrabnych ciał.Zrobił obchód domów, wrócił do baru i ostrożnie wszedł do środka.Klientela składała się wyłącznie z mężczyzn, w wię­kszości starszych.Grali w tryktraka ze skupionymi minami, nic nie mówiąc.Harry Shulz usiadł przy wolnym stoliku naprzeciw drzwi.Kelner krążył dokoła z zaafero­waną miną.Zawołał go, zamówił ,,ouzo” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •