[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kongregacje pelikanów nad wodą zawzięcie dyskutowały na temat wyboru miejscanocnego odpoczynku.Włoscy rybacy składali sieci i wracali do domu.Drobna dzie-więćdziesięcioletnia panna Alma Alvarez jak co dzień niosła bukiecik czerwonych pe-largonii Zwiętej Panience w zewnętrznej niszy kościoła San Carlos.W sąsiedniej para-fii metodystów w Pacific Grove członkinie Chrześcijańskiej Ligi Trzezwości zebrały sięna herbatkę i dyskusję i pilnie słuchały siwej, chudej kobiety, która energicznie ibarwnie opisywała ogrom zepsucia w Monterey.Była zdania, że specjalnie wybranykomitet powinien zwiedzić wszystkie miejsca rozpusty i hazardu, aby wreszcie naocz-nie stwierdzić ich opłakany stan, gdyż temat ten już był wielokrotnie omawiany ustniei obecnie brakowało tylko dowodów.Słońce szybowało na zachód, zyskując po drodze pomarańczowy rumieniec.Pod krza-kiem róż przed domem Torellego Pablo i Pilon wykańczali pierwszy galon wina.To-relli wyszedł z domu i minął podwórko, nie zauważywszy nawet swoich byłych klien-tów.Odczekali, aż zniknął im z oczu, i z pełną świadomością posiadanej sztuki wyci-snęli kolację z pani Torelli.Klepali ją po tyłku i nazywali Słodką Kaczuszką", i pozwa-lali sobie na inne grzeczne poufałości w stosunku do jej osoby, aż wreszcie zostawili jąw spokoju bardzo rozmarzoną pochlebstwami i z lekko wzburzonym odzieniem.W Monterey zapanowała noc.Zapaliły się lampy uliczne.Okna łagodnie przesączałyświatło.Nad kinem Monterey zapalały się pojedynczo kolejne litery napisu: Dziecipiekła - Dzieci piekła", gasły i znowu się zapalały.Nieliczni fanatycy, którzy wierzyli,że ryba najlepiej łapie wieczorem, zajęli miejsca na zimnych skałach nad wodą.Uli-cami sączyły się kosmyki mgiełki, która osiadła też nad kominami.Powietrze wypeł-niał aromatyczny zapach płonącego w piecach drewna.Pablo i Pilon wrócili pod swój krzak róży i usiedli na ziemi, ale nie byli już tak zado-woleni jak poprzednio.- Chłodno tu jest - powiedział Pilon pociągając łyk wina, aby się rozgrzać.- Powinniśmy wrócić do naszego ciepłego domu - stwierdził Pablo.- Nie mamy przecież drewna, żeby napalić w piecu.- Będzie - odparł Pablo.- Wez wino, spotkamy się na rogu ulicy.- I rzeczywiście przy-szedł tam po półgodzinie.Pilon czekał cierpliwie, gdyż wiedział, że są sprawy i okoliczności, w których nawetnajlepszy przyjaciel jest zbędny i nic nie może poradzić.Czekając pilnował wylotu uli-cy, którą mógł wracać Torelli, gdyż Torelli był człowiekiem gwałtownym i wszelkiewyjaśnienia, bez względu na to jak logicznie wymyślone i pięknie wyrażone, odbijałysię od niego jak piłka od ściany.Poza tym Torelli hołdował całkowicie błędnym i śre-dniowiecznym włoskim poglądom na stosunki małżeńskie.Jednakże Pilon na próżnowypatrywał oczy.%7ładen Torelli nie wrócił niespodziewanie do domu, natomiast Pablozjawił się stosunkowo szybko i Pilon z zadowoleniem i podziwem stwierdził, że jegoprzyjaciel dzwiga naręcz drewna sosnowego ze stosu znajdującego się na podwórkuTorellich.Pablo nie mówił wiele o swoim łupie, póki nie znalezli się w domu.Wtedy jak echopowtórzył określenie Danny'ego: %7ływe srebro, ta Słodka Kaczuszka".Pilon potwierdził to skinieniem głowy w absolutnych ciemnościach i wypowiedziałsłowa będące odbiciem doskonałej filozofii: - Rzadko na jednym targu znalezć możnawszystko, czego się pragnie - wino, jedzenie, miłość i drewno na opał.Musimy pamię-tać o Torellim, drogi przyjacielu.Takich ludzi warto znać.Musimy mu kiedyś zanieśćjakiś prezent.Pilon rozpalił piękny ogień w żelaznym piecyku.Obaj przyjaciele przyciągnęli krzesłabliziutko piecyka i przysunęli słoiki po konfiturach jak najbliżej ognia, by trochę pod-grzać wino.Tego wieczoru mieli wspaniałe oświetlenie, Pablo bowiem kupił świecę,mając zamiar zapalić ją świętemu Franciszkowi; ponieważ jednak w ciągu dnia cośmu zaprzątnęło uwagę, nie zdążył zrealizować swojej myśli.Teraz więc świeczka paliłasię wspaniałym blaskiem ustawiona w dużej muszli i rzucała migotliwe cienie Pilona iPabla na ścianę.- Ciekaw jestem, gdzie jest ten Jezus Maria - odezwał się Pilon.- Obiecał, że niedługo wróci - dodał Pablo.- Nie wiem, czy temu człowiekowi możnaufać.- Może zdarzyło się coś nieprzewidzianego, co go zatrzymało, Pablo.Jezus Maria z tączerwoną brodą i sercem, jakie posiada, zawsze wpada w kłopoty z damami.- Ma umysł konika polnego - powiedział Pablo.- Zpiewa, gra i skacze.Nie ma w nimpowagi.Jednakże nie czekali długo na Jezusa Marię.Zaledwie rozpoczęli drugi słoik wina,kiedy się wtoczył i złapał framugi drzwi, aby utrzymać równowagę.Koszulę miał po-dartą, twarz pokrwawioną.W tańczącym świetle świecy widać było ciemną, groznąplamę wokół oka.Pilon i Pablo podbiegli do niego.- Przyjacielu, co ci jest? Ranny! Na pewno spadł ze skały! Został przejechany przezpociąg! - Chociaż w tonie ich nie było zdzbła ironii, Jezus Maria wiedział dobrze, żema do czynienia z najzjadliwszą ironią.Przeszywał ich ponurym spojrzeniem oka,które posiadało jeszcze zdolność widzenia.- Oby wasze matki były krowami bez wymion - stwierdził rzeczowo.Odskoczyli od niego jak rażeni prądem, dotknięci głęboko wulgarnością przekleństwa.- Nasz przyjaciel postradał zdolność myślenia!- Kość jego głowy uległa uszkodzeniu.- Nalej mu troszkę wina, Pablo.Jezus Maria usiadł ponuro przy ogniu, pieszcząc w dłoniach słoik po konfiturach, jegoprzyjaciele zaś czekali cierpliwie na szczegóły dramatu.Ale Jezus Maria wydawał sięzupełnie zadowolony z tego, że przyjaciele pozostają w nieświadomości co do szczegó-łów jego nieszczęścia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]