[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kroni posłał inżyniera i dwóch robotników, żeby sprawdzili, jak daleko można przedostać się schodami służbowymi.Chciał skierować na nie ludzi, bo nie był pewien, czy uda mu się jeszcze raz ściągnąć windę tak nisko, bo przecież po drodze były inne poziomy, a na każdym z nich tłumy przerażonych ludzi oczekujących na ratunek.Wiedział wprawdzie, że do szóstego poziomu jest daleko i że schody, z których bardzo rzadko korzystano, w wielu miejscach nie nadają się do użytku, ale wolał coś zrobić niż czekać bezczynnie.Dopóki jednak nie wrócą zwiadowcy, nie chciał wysyłać ludzi na schody, żeby nie spowodować paniki.Na ulicach pakowały ciemności, gdzieniegdzie rozpraszane jedynie przez kaganki.Przy windzie można było jeszcze na coś liczyć.Kiedy jednooki Dżiń dotarł do Głównego Poziomu i oddał czekającemu na niego saperowi klucz, nie wiedział zupełnie, do jakiego celu ten klucz ma posłużyć.Myślał, że jego misja na oddaniu klucza się skończy.Ale saper, który też nie wiedział, co się stanie, kiedy naciśnie dźwignię w niszy szóstego poziomu, dostał rozkaz, żeby udać się na miejsce w towarzystwie człowieka z kluczem.O tym zaś, co się stanie, kiedy pierwszy posłaniec otworzy niszę na szóstym poziomie, a saper naciśnie dźwignię, wiedział tylko Mekil.Dżiń wlókł się za saperem długim i szerokim jak ulica tunelem wzdłuż leżących bezładnie pod ścianami przerdzewiałych rur i myślał, że powinien wrócić i że nic go nie obchodzi, co zamierza zrobić jego towarzysz.Klęska Mekila, prawdziwa i ostateczna, doszła do jego świadomości i wraz z tym zrozumieniem pojął, że Glizda go okłamał, że z równym powodzeniem mógł mu obiecywać stanowisko Dyrektora Generalnego.Kiedy pretendent na dyktatora ponosi klęskę, to nie od razu, nie w jednej chwili traci zwolenników i sługi.Zwłaszcza w tych wypadkach, kiedy uprzednio zdołał wbić im do głów przekonanie o własnej wszechmocy.Dlatego też, kiedy domek z kart się rozsypuje, to poszczególne walety i dziewiątki siłą bezwładu trzymają się asa atutowego i wykonują jego szalone rozkazy nawet wtedy, gdy zdają sobie sprawę z ich szaleństwa.Dżiń też pozostawał wierny, ale jego wierność nie podtrzymana stosowną nagrodą została wystawiona na próbę, kiedy pomyślał, że nie ma już pana.Jeszcze szedł, ściskając w spoconej dłoni klucz, ale już myślał tylko o tym, gdzie się ukryć, dokąd uciec.- Daleko jeszcze? - zapytał Dżiń chrapliwie.- Zaraz będziemy na miejscu - odpowiedział saper nie odwracając głowy.- I co będzie? - zapytał Dżiń.- Nie wiesz?- Nie.Pomyślał, że nie ma co udawać.- Ja też nie wiem - powiedział saper.- Ty otworzysz niszę, a ja uruchomię maszynkę.- Po co?Tym razem saper się odwrócił.- A skąd mam wiedzieć? - zapytał ze złością.- Bo to mi kto powie? Dlaczego Glizda przywiązywał do tego tak wielką wagę?- Co to za maszynka?- Wiadomo! - Saper wzruszył ramionami.- Zapalarka.- Zapalarka?Widocznie gdzieś tam jest sekretne archiwum Glizdy, które nie powinno wpaść w ręce jego wrogów.Albo specjalne więzienie.Mimo wszystko pomysł wybuchu zupełnie się Dżiniowi nie podobał.Nie dlatego, żeby żal mu było więźniów.Po prostu bał się, że sam może zginąć pod gruzami.- Daleko jeszcze? - zapytał Dżiń ponownie.- Już jesteśmy na miejscu.Gdyby saper powiedział, że to jeszcze kawał drogi, Dżiń by dalej nie poszedł.Przygotował sobie nawet w myśli słowa: “Mam dosyć, wracani, a ty jak chcesz”.- Otwieraj - powiedział saper, który nie zastanawiał się nad skutkami tego, co robi.Dżiń posłuchał, obrócił klucz w zamku i otworzył niewielką skrytkę z szarą skrzynką w środku.Ze skrzynki sterczała długa dźwignia i wystawały kable niknące w ścianie.Na skrzynce było jeszcze parę guzików.Dżiń spojrzał w głąb tunelu.Był zupełnie pusty.Nie mógł dostrzec żadnego archiwum.Saper sprawdził kable, podłączył aparacik z okrągłym cyferblatem i patrzył uważnie, jak drży umieszczona na nim strzałka.- No jak, zaczynamy? - zapytał.Dżiń nie odpowiedział.Przyglądał się jego kieszeniom i zastanawiał się, czy nie nosi w którejś z nich pistoletu.Saper nacisnął jeden z guzików, a potem szarpnął dźwignię.Rozległ się grzmot.Zakołysały się ściany tunelu, zamigotały, zgasły i znów się zapaliły wiszące pod stropem lampy.Posadzka zadrżała i jedynie to, że stali obaj we wnęce, uratowało ich przed siłą podmuchu.Grzmot nie ustawał, Dżiń przylepił się do ściany i czując całym ciałem jej dziwne dygotanie, chciał tylko jednego - żeby ten dygot nareszcie się skończył.Huk nie cichł, ale ściany przestały się trząść.Niechybna śmierć, która zajrzała w jedyne oko Dżinia, teraz wycofała się w ciemność i stamtąd się z niego naśmiewała.- Teraz - powiedział saper, wstając z podłogi jak gdyby nigdy nic - strzelimy jeszcze raz i będzie dosyć.- Co? Jeszcze raz?Dżiń był wściekły, bo nie miał wątpliwości, że następny wybuch będzie ostatni w jego życiu.- Jasne - odpowiedział saper.- Zgodnie z instrukcją.I przesunął dźwignię do pozycji wyjściowej.- Zwariowałeś? - krzyknął Dżiń, starając się przekrzyczeć narastający łoskot.- Zgubisz nas! Nie widzisz, co się dzieje? Saper popatrzył na niego ze zdziwieniem.- Mamy przecież rozkaz - powiedział i znowu wyjął aparacik, żeby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.Dżiń wiedział już, że nie dopuści do drugiego wybuchu.Wyciągnął rękę w stronę aparaciku, żeby zerwać przewody, ale saper zwinnym ruchem uderzył go w przegub.Dżiń nie poczuł bólu.Wczepił się w szyję sapera, szarpnął i zwalił na dygocącą posadzkę.Usiadł na nim okrakiem i tak długo bił jego ciemieniem o kamienie, dopóki saper nie znieruchomiał.Potem wstał.Zataczając się podszedł do zapalarki i na wszelki wypadek wyrwał z niej kable.Zrzucił maszynkę na podłogę i pobiegł tunelem z powrotem, uciekając przed hukiem i dygotem ścian.Pierwszy wybuch wytworzył w zaporze głęboką szczelinę.Druga eksplozja miała ją pogłębić i skruszyć do reszty.Wtedy woda z jeziora trysnęłaby w głąb miasta jak z otwartego przepustu.Ale drugiej detonacji nie było i dlatego woda początkowo tylko sączyła się przez szczelinę.Jej ciśnienie było jednak tak wielkie, że z każdą sekundą szczelina rozszerzała się i wydłużała, a potem rozgałęziała na boki.Katastrofa nie nastąpiła od razu.Woda potrzebowała trochę czasu, żeby przerwać uszkodzoną wprawdzie, ale wciąż istniejącą zaporę.Gűnther szedł tunelem szóstego poziomu i pchał przed sobą wózek ze zbiornikiem płynnego plastra i rozpylaczem.Plaster wiązał prawie natychmiast i wypełniał pianą dosłownie każdy otwór.Poza tym Gűnther cały był obwieszony ładunkami wybuchowymi.Eksplozja zastała go w pustym szybie i rzuciła na stojący tam zardzewiały wagonik.Dobrze jeszcze, że ładunki nie wybuchły.Gűnther wstał z trudem i usłyszał za sobą kroki.Dopędzał go Razi ze starym inżynierem.Obaj przybiegli tam z Domu Dyrektorów.Inżynier na widok dziwnego stroju i ładunku, który pchał przed sobą tropiciel, stanął jak wryty, zdrętwiał z przerażenia, ale Razi domyślił się, kto to taki.A ponieważ znał tylko jedno słowo, które Gűnther mógł zrozumieć, więc powiedział:- Kroni.- Słusznie - odpowiedział Gűnther.- Kroni.Mój przyjaciel.Którędy iść dalej?- Chwileczkę - powiedział Kruminsz, który nie nadążał z obserwowaniem wszystkich.- Kroni, jak zapytać, którędy iść dalej? Gűnther spotkał Raziego.Kroni powiedział.Gűnther starannie powtórzył niezrozumiałe dla siebie słowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]