[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Więc wierzysz, że uda ci się przeżyć koniec świata, uprawiając ziemniaki i bro-kuły na jakiejś bezludnej wysepce na wschód od Bora-Bora, gdzie czeka na ciebie żyznaziemia i wspaniałe fale, a trudno ci uwierzyć w życie po śmierci?Bobby wzruszył ramionami. Czasami łatwiej jest wierzyć w brokuły niż w Boga. Nie mnie.Nienawidzę brokułów.Bobby odwrócił się w stronę domku i skrzywił twarz, jakby wciąż czuł smród gni-jącego ciała Delacroix. Ten bungalow to prawdziwy kawałek piekła, bracie.Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach na wspomnienie dziwnych kokonów.Musiałem się zgodzić z Bobbym. Paskudna sprawa. Wyglądają na łatwopalne. Nie wiem, czym są te kokony, ale wątpię, żeby znajdowały się tylko w tymdomku.Nagle wszystkie domki Umarłego Miasteczka, tak podobne do siebie i ustawionew równych szeregach, wydały mi się nie tyle dziełem ludzi, ile wielką kolonią termitówalbo pszczół, gigantycznymi ulami. Na początek możemy spalić ten  nalegał Bobby.122 Sycząc w wysokiej trawie, klikając w gęstwinie martwych żywopłotów, brzęczącw liściach wawrzynów, morska bryza naśladowała odgłosy niezliczonych owadów,jakby chciała z nas zakpić, jakby przewidywała nieuchronny koniec ludzkości i przy-szłość zamieszkaną jedynie przez istoty o sześciu, ośmiu i kilkudziesięciu nogach. Dobrze  skinąłem głową. Spalimy to. Szkoda, że nie mamy jakiejś małej bomby atomowej. Ale nie teraz.Zciągnęlibyśmy policję i straż pożarną z miasta, a nie chcemy, żebynam w tej chwili przeszkadzali.Poza tym do świtu już niedaleko.Musimy się spieszyć.Kiedy ruszyliśmy w stronę jeepa, Bobby spytał: Dokąd?Nie miałem pojęcia, jak prowadzić efektywne poszukiwania Jimmy ego i Orsona naogromnej przestrzeni Fortu Wyvern, nie odpowiedziałem więc na jego pytanie.Odpowiedz zatknięta była za wycieraczkę na szybie samochodu.Zobaczyłem to,kiedy obchodziłem auto z przodu.Wyglądało jak karta parkingowa.Wyciągnąłem tajemniczy przedmiot zza gumowej listwy i włączyłem latarkę, byprzyjrzeć się mu z bliska.Kiedy usiadłem na fotelu pasażera, Bobby pochylił się nade mną i spojrzał z zacie-kawieniem na kartę. Kto to tutaj zostawił? Na pewno nie Delacroix  odparłem, rozglądając się dokoła.Znów miałemwrażenie, że ktoś obserwuje mnie z ukrycia.Trzymałem w dłoni niewielką laminowaną plakietkę, a właściwie kartę identyfika-cyjną, jaką przypina się do koszuli czy klapy marynarki.Po prawej stronie karty znajdo-wała się fotografia Delacroix, inna jednak od tej, jaką znalezliśmy na jego prawie jazdy.Tutaj miał szeroko otwarte oczy, wyglądał na przestraszonego, jakby w świetle lampybłyskowej ujrzał nagle swą ponurą przyszłość.Pod zdjęciem widniał napis  LelandAnthony Delacroix.W lewej części plakietki umieszczono jego dane: wiek, wzrost,wagę, kolor oczu i włosów, numer ubezpieczenia.Wzdłuż górnej krawędzi ciągnął sięnapis  uruchomić przy wejściu.Na całej powierzchni karty widniały trzy duże, trójwy-miarowe litery, nie przesłaniające innych danych: DOB. Departament Obrony  rozszyfrowałem skrót.Moja mama także miała kartęidentyfikacyjną DOB, choć tamta wyglądała zupełnie inaczej od karty Delacroix. Uruchomić przy wejściu  powtórzył Bobby w zamyśleniu. Założę się, żew środku jest ukryty mikrochip.Bobby doskonale zna się na komputerach  w odróżnieniu ode mnie.Nigdy mnienie pociągały, uważam zresztą, że skoro i tak będę żył krócej od większości z was, niepowinienem marnować czasu na ślęczenie przy komputerze.Poza tym przez ciemneokulary trudno dojrzeć drobne cyfry i litery na monitorze.Spędzając długie godziny123 przed ekranem komputera, pławicie się w słabym promieniowaniu ultrafioletowym,równie nieszkodliwym dla zwykłych ludzi jak wiosenny deszczyk.Jednak ze względu namoją wyjątkową wrażliwość na każdy rodzaj promieniowania i zdolność jego kumulo-wania, długotrwałe przebywanie w zasięgu monitora mogłoby przemienić mnie w góręmięcha o tak nieprawdopodobnych rozmiarach, że miałbym spore trudności ze znale-zieniem wygodnego i eleganckiego ubrania. Kiedy wchodzi do jakiegoś budynku, uruchamia mikrochip w karcie, rozumiesz? tłumaczył mi Bobby. Nie. Uruchamiają, czyli czyszczą pamięć mikrochipa.Więc za każdym razem kiedyprzechodzi przez jakieś drzwi, chip w karcie odpowiada na sygnał wysyłany z mikro-nadajnika ukrytego w progu, zapisując w ten sposób, do jakich pomieszczeń wchodziłDelacroix i jak długo tam przebywał.Kiedy już opuszcza budynek, dane zapisywane sąw jego pliku. Przerażasz mnie, kiedy mówisz tym komputerowym żargonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •