[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wszystkim wiadomo, że Miejsce-Gdzie-Krew-Ziemi-Płonie jest domem samego Złego.Z jakiego by kraju nie pochodzili przybysze, wiedzą to.Szczęśliwie zdradziliście nam mimowolnie cel swojej podróży, tak że mogliśmy podjąć odpowiednie kroki.My tutaj nie jesteśmy pełnym ignorancji pospólstwem, o nie!Podniósł wzrok w niebo.– W miarę, jak udziałem waszym będzie stawało się Zimno, które na te wszystkie wieki skuło nasz ukochany dom, będzie coraz bardziej przybliżał się Czas Ostatecznego Ocieplenia! – Popatrzył znowu na Colette.– Oto nasz cel i kres.– Słuchaj no.– Williamsowi zimno dokuczało bardziej niż pozostałym i miał trudności z mówieniem.– Jeżeli jesteśmy służalcami Złego, to jak nas zamrozisz, twój świat się od tego nie ogrzeje.– Zapisano w Prastarych Księgach, że za każdego sługę Złego, którego odeślemy z powrotem w pradawny mróz, nasz świat stanie się odrobinę cieplejszy, odrobinę łagodniejszy, odrobinę bardziej zielony.Do tego zobowiązane honorem jest nasze Bractwo!– Słuchaj – ciągnął dalej rozpaczliwie nauczyciel.– Tran-ky-ky można by zmienić znowu w ciepłą i zieloną planetę.Moi rodacy znają proces zwany teraformowaniem, który niewykluczone, że potrafiłby stopić ten lód i podnieść temperaturę planety.Ale nie dalibyście rady zaadaptować się, gdyby stało się to za waszego życia.Poza tym potopilibyście się wszyscy.– Kłamiesz bardzo intrygująco, mój Niegodziwcze, ale nie sądź, że nas oszukasz.Znowu podeszło dwóch braci niosących duży kocioł z brązu.Ostrożnie rozdzielili z niego wodę pomiędzy trzy koryta.Colette usiłowała podciągnąć się wyżej, kiedy wlewali wodę do jej koryta, ale woda sięgała jej już do szyi.Dwaj bracia wyszli do topialni po następną porcję.Niemal natychmiast na powierzchni wody zaczęła się tworzyć warstewka lodu.Jeszcze kilka tur i lód zakryje ją z głową.A może przedtem wysiądzie izolacja w kombinezonie.– Przybyliśmy tu otwarcie, jako goście, a wy chcecie nas zamordować – powiedziała nieco już przestraszona.Umiała parować argumenty i radzić sobie z wszelkiego typu rozsądną logiczną dyskusją.Ale religijni fanatycy!.– Niech to szlag trafi, potrzebna nam była wasza pomoc!– I mamy zamiar wam pomóc – łagodnie odparł Przeor.Odwrócił się do ruchliwego, zagapionego motłochu.– Bracia! Te nieszczęsne, zdegenerowane umysły wołają do nas o zbawienie! Módlmy się za nich, żeby dusze ich mogły spotkać się na następnej płaszczyźnie istnienia, nie skażone brakiem logiki i brakiem rozsądku!– Niech się tak stanie! – zanucili zebrani bracia.Przyłączyli się do chórku, który nie przestawał niemelodyjnie i nie-harmonijnie buczeć; przerywało mu tylko histeryczne łkanie Colette.I nagle nad ich głowami rozległ się ostry trzask.Jakiś przejmujący grozą głos zadudnił jękliwie grobowym tonem.– NIECH WIEDZA WSZYSCY PO SAM KRAJ ŚWIATA, ŻE ZŁY CHRONI TYCH, CO DO NIEGO NALEŻĄ! – Nagle głos przeszedł na terangielszczyznę – ZASŁOŃCIE SOBIE OCZY!I natychmiast spojrzenia wszystkich tranów skierowały się w górę, podczas gdy trójka ludzi pochyliła głowy i mocno zacisnęła powieki.Eksplozja.Rozlatujące się na wszystkie strony ciała.Ci, którzy utrzymali się na nogach, w panice rzucili się jak jeden do wyjścia, tratując w niezbyt braterskim pośpiechu rannych braci.Nad nimi jak grom przetaczał się niesamowity głos.– JAM JEST POTĘGA I CHWAŁA CIEMNOŚCI I ZGINA WSZYSCY, KTÓRZY PRZECIW MNIE POWSTAJĄ!Nastąpił jeszcze jeden wybuch i następni bracia padli na podłogę.Od góry dobiegł nieco słabszy huk.Po nim rozległo się kryształowe podzwanianie, kiedy ktoś rozbijał świetlik.Wężowym ruchem wsunęła się do pokoju sznurowa drabinka, Skua September już znajdował w połowie jej wysokości, Ethan, Hunnar i kilku żołnierzy zsuwali się tuż za nim.Potężny mężczyzna skierował się natychmiast do jedynych drzwi.Potrzebował pomocy Hunnara, żeby usunąć z drogi ciała.– Dzięki wszystkim bogom za niewielkie nawet dobrodziejstwa – sapnął.– Rygiel jest po wewnętrznej stronie! – Hunnar zasunął zasuwę.Wszyscy mieli zatknięte za pasy pochodnie, na wypadek, gdyby bracia pogasili lampy.Teraz zastosowano je w innym celu.Wsunięte do wiszącej latarni zapłonęły natychmiast, a potem zaczęło się powolne, niebezpieczne wytapianie skutych lodem więźniów.Ethan mozolił się nad jedną stroną koryta więżącego Colette.– Pospiesz się, proszę! – błagała.– Ja.ja już nóg nie czuję.– Ile mamy czasu? – zapytał September Hunnara.– Trudno powiedzieć.– Rycerz wpatrzył się w zaryglowane drzwi.– To nie są żołnierze i nie reagują jak żołnierze.Wkrótce jednak ci, którzy uciekli jako ostatni, uświadomią sobie, że nasze kształty trudno uznać za nadprzyrodzone, a niektórzy mogli nas nawet rozpoznać.Żeby podnieść jedną metalową trumnę musieli się do tego zabrać we czterech.Do postawienia jej sztorcem starczało dwóch.Jeden za drugim trzej więźniowie wyśliznęli się na wolność, każdy opancerzony jeszcze bryłą lodu.Teraz wytapianie mogło postępować w przyzwoitym tempie.– To dla nich trudna decyzja – ciągnął dalej Hunnar.– Jeżeli rzeczywiście jesteśmy sługami Złego, jak to się zdaje sugerować nasza zdolność do miotania piorunów i błyskawic, to spodziewałbym się, że w ogóle już nie będą atakowali.Ale mogą też uznać nas jedynie za śmiertelne sługi Złego, za zbałamuconych śmiertelników, a w tym przypadku.– Pies drapał tego Złego! Ile mamy czasu?Rozległ się rumor; ktoś sprawdzał, czy drzwi są zamknięte.Potem słychać było grzechotanie rygla, po czym ktoś zaczął usilnie łomotać do drzwi.Potem zapadła cisza.– No, to mamy odpowiedź – zawarczał September.Odwrócił się znowu do wnętrza pokoju.Prawie ukończyli już wytapianie Williamsa i Colette, a i nieruchomy du Kane senior był niemal wolny.– Wiesz co – zagaił Ethan topiąc resztki lodu, który przywarł do kostek Colette.– Niesamowicie byś wyglądała w kieliszku martini.– Przydałby mi się teraz kieliszek czegoś mocnego i to mniej więcej tego rozmiaru – odpowiedziała sztywno.– Te kombinezony to czyste błogosławieństwo! – Ethan zaczął rozcierać jej nogi; Colette nie zaprotestowała.– Już w porządku – powiedziała w końcu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]