[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz ona dawała mi odpowiedzi, bo dialog prowadziła już tylko sama z sobą.- Przypuśćmy jednak, że zrezygnował z dalszej walki z nami -tłumaczyła -że żył nadal, zamknięty w tym okropnym wysuszonym ciele, w pełni świadomości.- Świadomości, w takim stanie! - wykrzyknąłem.- Albo przypuśćmy, że gdy pogrążył się w wodach bagniska i usłyszał odgłosy naszego odjeżdżającego powozu, miał nadal dość siły, by zmusić swoje mięśnie do jeszcze jednego wysiłku.W ciemności otaczała go cała masa różnych stworzonek i zwierząt.Sama widziałam kiedyś, jak w ogrodzie oderwał głowę małej jaszczurce, a potem jak jej krew spływała do kieliszka.Czy możesz wyobrazić sobie wolę przeżycia, jaka w nim była, jego ręce szukające po omacku w tej wodzie wszystkiego, co tylko się rusza?- Wola przeżycia? - powiedziałem cicho.-Przypuszczam, że było to coś innego.- A wtedy poczuł wskrzeszające go siły, wystarczające, by wydostać się na drogę, może napotkał kogoś.Może klęczał skulony, czekając na przejeżdżający wóz, może czołgał się, cały czas zagarniając, co tylko się dało, aby wypić choć trochę krwi, i tak dotarł do tych nędznych bud emigrantów na przedmieściu lub do rozsianych po okolicy domów wiejskich.Cóż to musiał być za spektakl! -Wpatrywała się w zawieszoną nad nami lampę, jej oczy zwęziły się, głos przycichł, pozbawiony był jednak emocji.-A wtedy, co zrobił? To dla mnie jasne.Jeżeli nie zdążył wrócić na czas do Nowego Orleanu, to z całą pewnością mógł jeszcze dotrzeć do starego cmentarza w Old Bayou.Szpital Sióstr Miłosierdzia codziennie zostawia tam nowe trumny.Już widzę, jak przekopuje się przez wilgotną ziemię, by dotrzeć do niej, jak wyrzuca świeżą jej zawartość w bagno i sam znajduje w niej bezpieczne schronienie aż do następnego zmroku, w tym płytkim grobie, gdzie żaden człowiek nie ośmieliłby się go niepokoić.Tak.tak właśnie uczynił, jestem pewna.Myślałem o tym przez dłuższy czas, aż doszedłem do wniosku, że tak chyba musiało to wyglądać.I wtedy usłyszałem, jak dodała w zamyśleniu, układając karty i spoglądając w owalną twarz z białą koafiurą króla karcianego.- Ja tak bym właśnie uczyniła.- Dlaczego patrzysz na mnie w ten sposób? - zapytała, zbierając karty.Jej małe palce zgrabnie porządkowały talię.Zaczęła je tasować.- Ale czy ty wierzysz.że gdybyśmy spalili jego szczątki, to umarłby na zawsze? - zapytałem.- Oczywiście, że tak - odparła.-Jeżeli coś ma już nigdy nie powstać, to nie powstanie.Do czego zmierzasz?Rozkładała teraz karty.Rozdała i mnie, kładąc je na małym dębowym stoliczku.Spojrzałem na karty, ale ich nie dotknąłem.- Nie wiem.- powiedziałem cicho.-Tylko że być może nie było wcale żadnej woli życia, żadnej wytrwałości w przetrwaniu.ponieważ po prostu nie było takiej potrzeby, ni jednego, ni drugiego.Jej oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo, nie dając żadnej wskazówki co do myśli, jakie przewijały się przez jej głowę, lub czy zrozumiała mnie dobrze.- Ponieważ być może - podjąłem -on po prostu nie mógł umrzeć.Może on i my.jesteśmy prawdziwie nieśmiertelni?Przez dłuższy czas siedziała bez ruchu, patrząc na mnie.- Świadomość w tym stanie.- dodałem, w końcu odwracając wzrok.-Gdyby tak miało być, to czy świadomość nie mogłaby być i w czymkolwiek innym? Ogniu, świetle słonecznym.jakie to ma znaczenie?- Louis - powiedziała cicho -ty się boisz.Nie potrafisz stanąć en gardę wobec swojego strachu.Nie pojmujesz niebezpieczeństwa strachu tkwiącego w tobie.Poznamy te odpowiedzi, kiedy odszukamy tych, co nam ich udzielą, tych, którzy mają już tę wiedzę od wieków, od tak dawna, jak tylko istoty takie jak my spacerują po ziemi.Ta wiedza jest naszym prawem.Prawo do niej wynika z samego naszego urodzenia.A on nas go pozbawił.Zasłużył na swą śmierć.- Ale on nie umarł.- powiedziałem.- On nie żyje - odpowiedziała.-Nikt nie mógł wydostać się z tego domu, chyba że zbiegłby razem z nami, obok nas.Nie.On nie żyje, tak jak i ten trzęsący się esteta, jego przyjaciel.Świadomość, a jakie to ma w końcu znaczenie?Zebrała karty i odłożyła je na bok, dając znak, abym podał jej książki leżące na stoliczku przy piętrowych kojach, te książki, które rozpakowała natychmiast po wejściu na pokład, trochę wybranych dzieł o wampirach, jakie zabrała ze sobą, aby służyły jej za przewodniki.Nie było tam żadnych dzikich romansów z Anglii, żadnych opowiadań Edgara Alana Poe, żadnej fantazji.Tylko te rzadkie sprawozdania i relacje o wampirach Europy Wschodniej, które dla niej stały się czymś w rodzaju biblii.Rzeczywiście, w tych krajach palono szczątki wampira, gdy został odnaleziony, serce przebijano kołkiem, odcinając głowę od reszty ciała.Czytała te książki teraz godzinami, stare już książki, które były czytane i czytane, zanim jeszcze znalazły się w Ameryce.Były to opowiadania podróżników, sprawozdania księży i naukowców.Klaudia zaplanowała naszą podróż po Europie bez pomocy papieru i pióra, jedynie w swojej głowie.Podróż, która zaprowadzi nas z błyszczących stolic Europy do krajów leżących nad Morzem Czarnym, gdzie skończymy żeglugę w Warnie i rozpoczniemy poszukiwania od wiejskich okolic Karpat.Dla mnie taki kierunek był dość ponurą perspektywą, bo pragnąłem odwiedzić zupełnie inne miejsca i tęskniłem do zupełnie innej wiedzy, której Klaudia jeszcze nie zaczęła pojmować.Ziarna tej tęsknoty zostały zasiane we mnie już wiele lat temu, ziarna, z których wyrósł teraz gorzki kwiat, gdy statek nasz mijał Cieśninę Gibraltarską i wpływał na wody Morza Śródziemnego.Chciałem, aby te wody były błękitne.A one były zupełnie inne.Były w końcu wodami nocy.Bardzo cierpiałem, próbując przypomnieć sobie morze w słońcu, widok dla innych tak absolutnie oczywisty.U mnie, niezdyscyplinowana pamięć pozwoliła wymknąć się temu obrazowi już na wieczność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]