[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SpróbowaÅ‚em otworzyć drzwi, ale byÅ‚y zamkniÄ™te.Poprzednio miaÅ‚em nadziejÄ™, żesÅ‚uga boży da Å›wiadectwo swojej wiary ufajÄ…c raczej Stwórcy niż zasuwie.Nie zamierzaÅ‚em pukać do drzwi z tyÅ‚u ani dzwonić od frontu.Po morderstwieskrupuÅ‚y przed wÅ‚amaniem wydawaÅ‚y siÄ™ gÅ‚upie.Jednakże miaÅ‚em nadziejÄ™, że nie bÄ™dÄ™musiaÅ‚ tÅ‚uc szyby, bo haÅ‚as zaalarmowaÅ‚by ksiÄ™dza.Cztery podnoszone do góry okna wychodziÅ‚y na werandÄ™.PróbowaÅ‚em je po kolei;trzecie byÅ‚o niezamkniÄ™te.WsadziÅ‚em glocka do kieszeni kurtki, ponieważ drewnianarama byÅ‚a wilgotna i trudno jÄ… byÅ‚o przesuwać we framudze.PotrzebowaÅ‚em obu rÄ…k,by unieść dolne skrzydÅ‚o, naciskajÄ…c po obu stronach horyzontalnÄ… część ramy, a po-tem zaciskajÄ…c palce od spodu.SzÅ‚a w górÄ™ z takim skrzypieniem i piskiem, że wystar-czyÅ‚oby tych odgÅ‚osów na caÅ‚y film Wesa Cravena.Orson sapnÄ…Å‚, jakby naigrywaÅ‚ siÄ™ z moich umiejÄ™tnoÅ›ci przestÄ™pcy.Krytykowaćjest zawsze Å‚atwo.OdczekaÅ‚em, upewniajÄ…c siÄ™, że haÅ‚as nie dotarÅ‚ na górÄ™, i wÅ›lizgnÄ…Å‚em siÄ™ do po-koju czarnego jak sakiewka wiedzmy. Chodz, przyjacielu szepnÄ…Å‚em, bo nie zamierzaÅ‚em zostawić go bezbronnegona zewnÄ…trz.Orson wskoczyÅ‚ do Å›rodka i spuÅ›ciÅ‚em okno tak cicho, jak to byÅ‚o możliwe.ZamknÄ…Å‚em też zasuwkÄ™.Chociaż nie uważaÅ‚em, byÅ›my teraz mogli być obserwowaniprzez gromadÄ™ czy kogoÅ› innego, nie zamierzaÅ‚em nikomu ani niczemu uÅ‚atwiać wej-Å›cia do plebani.Szybko oÅ›wietliÅ‚em jadalniÄ™ latarkÄ….Dwoje drzwi jedne po mojej prawej, drugienaprzeciw okien prowadziÅ‚o z pokoju.WyÅ‚Ä…czyÅ‚em latarkÄ™, wyjÄ…Å‚em glocka.UchyliÅ‚em bliższe drzwi, po prawej.Kuchnia.PodÅ›wietlone cyfrowe zegary dwóch piekarników i kuchenki mikrofalowej rzucaÅ‚y tyleÅ›wiatÅ‚a, że zdoÅ‚aÅ‚em przejść przez obrotowe drzwi do holu, nie wpadajÄ…c na lodówkÄ™lub wyspÄ™.Korytarz wiódÅ‚ obok ciemnych pokojów do holu rozjaÅ›nionego jedynie Å›wiecz-kÄ….Na trójnożnym przyÅ›ciennym stoliku byÅ‚ oÅ‚tarzyk ku czci Matki Boskiej.WotywnaÅ›wieczka w rubinowym szkle migotaÅ‚a niepewnie, pozostaÅ‚ jej centymetr życia.W tym219niestaÅ‚ym pulsie Å›wiatÅ‚a twarzyczka porcelanowej Maryi miaÅ‚a wyraz raczej smutku niżnieziemskiej Å‚aski.ZdawaÅ‚a siÄ™ wiedzieć, że staÅ‚y mieszkaniec plebani byÅ‚ w tych cza-sach bardziej ofiarÄ… lÄ™ku niż orÄ™downikiem wiary.Z Orsonem u boku wszedÅ‚em na pierwsze piÄ™tro.SiejÄ…cy Å›mierć Å›wir i jego Å›witasierÅ›ciÄ… okryta.Korytarz wyżej miaÅ‚ ksztaÅ‚t litery L , a schody dochodziÅ‚y do zbiegu ramion.Nalewo mrok.W koÅ„cu korytarza, dokÅ‚adnie przede mnÄ…, z wÅ‚azu strychowego opusz-czono skÅ‚adanÄ… drabinÄ™.W kÄ…cie strychu musiano zapalić lampÄ™, ale na szczeble dra-biny padaÅ‚ tylko upiorny cieÅ„.Silniejsze Å›wiatÅ‚o biÅ‚o z otwartych drzwi po prawej.Bokiem przesunÄ…Å‚em siÄ™ doprogu, ostrożnie zajrzaÅ‚em do Å›rodka i zobaczyÅ‚em skromnie urzÄ…dzonÄ… sypialniÄ™ ojcaToma.Krucyfiks wisiaÅ‚ nad prostym Å‚ożem z ciemnej sosny.KsiÄ™dza nie byÅ‚o; najwy-razniej wszedÅ‚ na strych.Kapa zostaÅ‚a zdjÄ™ta, koÅ‚dra starannie odwiniÄ™ta, ale przeÅ›cie-radÅ‚o wyglÄ…daÅ‚o na nieruszone.PaliÅ‚y siÄ™ obie nocne lampki, przez co byÅ‚o dla mnie zbyt jasno, lecz bardziej intere-sowaÅ‚ mnie, co jest w gÅ‚Ä™bi pokoju, w którym pod Å›cianÄ… staÅ‚o biurko.Pod lampÄ… z brÄ…-zu, przysÅ‚oniÄ™tÄ… zielonym szklanym abażurem leżaÅ‚y otwarta ksiÄ™ga i pióro.PomyÅ›laÅ‚em,że ksiÄ™ga to dziennik lub pamiÄ™tnik.Orson zawarczaÅ‚ cicho za moimi plecami.OdwróciÅ‚em siÄ™ i zobaczyÅ‚em, że stoi u doÅ‚u drabiny, wpatrzony podejrzliwie w gó-rÄ™, w sÅ‚abo oÅ›wietlony wÅ‚az na strych.Gdy na mnie spojrzaÅ‚, uniosÅ‚em palec do ust, de-likatnie uciszajÄ…c psa i nakazaÅ‚em mu podejść do mnie.Zamiast jak cyrkowy pies wspiąć siÄ™ po drabinie, on wykonaÅ‚ moje polecenie.ZresztÄ…, jak na razie, znajdowaÅ‚ upodobanie w stosowaniu siÄ™ do nowych wymogówposÅ‚uszeÅ„stwa.ByÅ‚em pewien, że ojciec Tom narobi wystarczajÄ…co haÅ‚asu schodzÄ…c ze strychu,by zaalarmować mnie na dÅ‚ugo przed pojawieniem siÄ™.Jednak postawiÅ‚em Orsona nastraży przy drzwiach sypialni, skÄ…d miaÅ‚ doskonaÅ‚y widok na drabinÄ™.OdwróciÅ‚em twarz od Å›wiatÅ‚a i obszedÅ‚em łóżko, zbliżajÄ…c siÄ™ do biurka.ZerknÄ…Å‚emdo Å‚azienki obok.Nikogo.Na biurku oprócz dziennika byÅ‚a kara4àa, chyba ze szkockÄ….Obok staÅ‚a dużaszklanka do whisky napeÅ‚niona wiÄ™cej niż w poÅ‚owie zÅ‚otym pÅ‚ynem.KsiÄ…dz sÄ…czyÅ‚trunek, bez lodu.A może nie tylko sÄ…czyÅ‚.PodniosÅ‚em dziennik.Pismo byÅ‚o gÄ™ste i przypominaÅ‚o druk.PoszedÅ‚em w najgÅ‚Ä™b-sze cienie, bo moje przystosowane do mroku oczy potrzebowaÅ‚y do czytania maÅ‚o Å›wia-tÅ‚a i przeleciaÅ‚em wzrokiem ostatni akapit, odnoszÄ…cy siÄ™ do siostry ksiÄ™dza.UrywaÅ‚ siÄ™w pół zdania:220Kiedy nadejdzie koniec, mogÄ™ siÄ™ nie uratować.Wiem, że nie zdoÅ‚am uratowaćLaury, bo już do gÅ‚Ä™bi nie jest tym, kim byÅ‚a.Już przepadÅ‚a.PozostaÅ‚o niewiele pozafizycznÄ… skorupÄ… a może nawet to siÄ™ zmieniÅ‚o.Albo Bóg w jakiÅ› sposób przytuliÅ‚do swojego Å‚ona jej duszÄ™, zostawiajÄ…c ciaÅ‚o zamieszkaÅ‚e przez istotÄ™, w którÄ… siÄ™ prze-mieniÅ‚a albo jÄ… porzuciÅ‚.I stÄ…d porzuciÅ‚ nas wszystkich.WierzÄ™ w litość Chrystusa.WierzÄ™ w litość Chrystusa.WierzÄ™, ponieważ nie pozostaÅ‚o mi nic innego.A jeÅ›li wierzÄ™,to muszÄ™ żyć wedle mojej wiary i uratować tych, których mogÄ™.JeÅ›li nie mogÄ™ uratowaćsiebie, ani nawet Laury, mogÄ™ przynajmniej uratować te żaÅ‚osne stwory, które przycho-dzÄ… do mnie, abym uwolniÅ‚ je od katuszy i kontroli.Jesse Finn albo ci, którzy mu rozka-zujÄ…, mogÄ… zabić LaurÄ™, ale ona nie jest już LaurÄ…, Laura dawno zginęła i nie mogÄ™ po-zwolić, aby ich grozby powstrzymaÅ‚y mojÄ… pracÄ™.MogÄ… mnie zabić, ale dopóki.Orson staÅ‚ czujnie przy otwartych drzwiach, obserwowaÅ‚ korytarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]