[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Manuel zerwał się gwałtownie ze stołka.Oczy jego błyszczały, w piersiach szybko siępodnoszących głośno kołatało serce. Panie, pan wiesz coś o tym?!  zawołał w uniesieniu. Zaklinam cię: wyjaw mi to! Ciągnij dalej swe opowiadanie!  rozkazał zimno Sawiniusz.29  Cóż pan chce jeszcze usłyszeć? Wspomnienia twoje, najmniej znaczące dla ciebie, mogą mieć dla mnie wartość nieoce-nioną  decydującą.Improwizator milczał przez chwilę, zbierając myśli.Potem rzekł: Rzeczą, która najtrwalej zapisała się w mojej pamięci, jest mieszkanie ojca Ben Joela.Przebywałem tam z jego synem, dzisiejszym towarzyszem włóczęgi, z jego siostrą Zillą,wówczas jeszcze maleńką, i z jednym jeszcze dziecięciem, które umarło w kilka lat pózniej. Otóż to! A jak było na imię temu dziecięciu? Ben Joel wołał na nie: Samy; ja zaś, nie wiem dlaczego, nazywałem je Szymonkiem.Cyrano  Nieustraszony , który nie doświadczyłby wzruszenia przed ostrzami dwudziestuszpad, na dzwięk tego imienia pobladł i zadrżał.Zauważył to młodzieniec i zatopił w nimwzrok pełen ciekawości i niepokoju.Szlachcic nierad był temu, odzyskując więc natychmiastzimną krew, zapytał głosem zupełnie już spokojnym: Szymonkiem, mówisz? A czy przed tym dziecięciem i tymi Cyganami nie znałeś innychjeszcze osób? Gdy wytężam pamięć, majaczą mi się jeszcze przed oczami postacie jakichś starców ikobiet.dalej inne dzieci, starsze ode mnie.jedno zwłaszcza.szczupłe.z miną zawadiac-ką.z głosem pewnym siebie. Cóż to za dziecko? Niech pan zaczeka. i Manuel jął pocierać czoło, zagłębiając się myślą w dalszychwspomnieniach. To dziecko znajdowało się prawie nieustannie przy mnie i często.często biło mnie. Nie zapomina się nigdy tych, co nas bili  zauważył nawiasem Cyrano. Kij jest nie-zrównanym środkiem na wzmacnianie pamięci. To dziecko biło mnie, a jednak bardzo je kochałem  ciągnął Manuel. Jego imię?.Zdaje się, że przypomnę sobie to imię. Na Boga, wymień je!  zawołał Cyrano zrywając się ze stołka.Gdyby Manuel zwrócił był w tej chwili wzrok na poetę, dostrzegłby, że silnie dyszącapierś podnosi jedwab jego kaftana i że duże krople potu perlą się na jego czole.Ale uwaga młodzieńca zajęta była czym innym.Manuel zapomniał na chwilę o człowieku, którego miał przed sobą, myślał o sobie samym,o tym, czym był, o tym, czym mógłby być, i przeróżne fantastyczne obrazy snuły mu sięprzed pełnymi niepokoju, prawie obłąkanymi oczyma. Mówże! Czemu nie mówisz  krzyczał Cyrano, ściskając z całej mocy jego rękę i potrzą-sając nią silnie, aby wyrwać młodzieńca z zamyślenia. Szukam w pamięci tego imienia  szeptał Cygan na pół nieprzytomnie. Zdaje mi sięchwilami, że już je mam na ustach, ale gdy chcę je wymówić, ulatuje i znika! Wytęż pamięć jak najmocniej! Mam je!  wykrzyknął wreszcie Manuel tryumfująco. Na koniec! To dziecię, które tak bardzo kochałem.ten towarzysz najwcześniejszych lat moich.nazywał się.tak, nie mylę się tym razem. Nazywał się? Sawiniusz!Wykrzyknął to imię z pośpiechem, jakby obawiał się, żeby mu znów nie uleciało, a pochwili powtórzył je raz jeszcze powoli, sylaba po sylabie, chcąc upewnić się, że to te samedzwięki, które go kiedyś w dzieciństwie radowały.Cyrano wyprostował się, już nie poważny i surowy, lecz promieniejący radością, zwycię-ski.Przyjazny uśmiech zjawił się na jego ustach; głos zadzwięczał wesoło i Czule.30  Sawiniusz  rzekł, ściskając palce młodzieńca tak silnie, jakby je chciał skruszyć  tenurwis i ladaco, ten niedobry chłopiec, który bił trzepaczką małego ucznia, gdy mylił się wlekcjach szermierki, ten Sawiniusz wyrósł, postarzał się, ale przeszłości nie zapomniał. Znasz go pan? Czy go znam? Nazywa się Sawiniusz, ale nosi też nazwisko Cyrana de Bergerac.Ach,stary Lembrat zadrżeć musiał w swym grobie! Chodz, chłopcze, w moje objęcia! Niech cięuścisnę i ty uściśnij mnie także!Cyrano otworzył ramiona. Pan jesteś.Sawiniusz!  wyjąkał Manuel drżącym ze wzruszenia głosem, płacąc szlach-cicowi uściskiem za uścisk.Potem nagle zapytał: Któż więc ja jestem? Nie jesteś już Manuelem, precz z tym przezwiskiem cygańskim! Nazywasz się  Ludwikde Lembrat.Jesteś  bratem hrabiego Rolanda.Manuel przymknął oczy, jakby ogłuszony ciosem obucha.To, co usłyszał, wydawało musię igraszką fatalności, okrutną ironią losu, która za chwilę pogrąży go na powrót w ciemnąotchłań nędzy.Z bolesnym namysłem zapytał: Nie zwodzisz mnie pan? Nie czynisz sobie igraszki z mojej łatwowierności? Najpierw  przerwał żywo Cyrano  daj mi dowód przyjazni, mówiąc do mnie: ty, jak todawniej bywało.Następnie dowiedz się, że ja nigdy nikogo nie zwodzę.Wątpliwości Manuela rozwiały się. Ach, przybywa do mnie szczęście!  wyrwało mu się jakby nieumyślnie i jakby w odpo-wiedzi na tajemne pragnienie. Lecz skąd panu przyszło do głowy. Jeszcze?  upomniał go Cyrano. Skąd przyszło ci do głowy  poprawił się, ściskając serdecznie rękę rycerskiego poety szukać Ludwika de Lembrat pod łachmanami Manuela? W sposób bardzo prosty.Przyjrzałem się dokładnie twemu obliczu. Nie rozumiem. Zaraz zrozumiesz.Czy znasz to?Sawiniusz wydostał z kieszeni ozdobne pudełeczko i obróciwszy do światła, otworzył.W pudełeczku znajdował się portret młodzieńca w wytwornym stroju myśliwskim. To ja!  zawołał zdumiony Manuel. Nie, to twój ojciec w dwudziestym roku życia  w dzisiejszym wieku twoim.Zrozumia-łeś zatem, dlaczegom cię poznał od pierwszego spojrzenia? Twoje oczy, twój uśmiech, chód,wszystko, aż do dzwięku twej mowy, wołało do mnie wielkim głosem:  Stary Lembrat odro-dził się w swym synu ! Oto powód, dla którego kazałem śledzić cię i dla którego poddałemcię badaniu.Nawet przy największym zewnętrznym podobieństwie ostrożnym być trzeba.Przemówiłeś, wyspowiadałeś się  z ust twych wybiegło moje imię  teraz już wszelkie wąt-pliwości muszą ustąpić! Ach.Sawiniuszu  zawołał młodzieniec, dając ujście uczuciom przepełniającym muserce  ileż ja ci zawdzięczam! Teraz już wolno mi kochać, nieprawdaż? Samolubie!  uśmiechnął się szlachcic  o tym potem.Rzecz teraz najpilniejsza  tozmusić Rolanda, aby uznał w tobie brata.Do tego nie wystarczy moje ani twoje świadectwo.Tu trzeba dowodów bardziej przekonywających. Dowodów?  powtórzył Manuel, uczuwając nagle w sercu zimno śmiertelne. Ależ tak, bezwarunkowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •