[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pół drogi zatrzymała nas raptowna przeszkoda.Zwiatło na górze zgasło niespodziewa-nie i w ciemności rozległ się drżący głos: Rewolwer! Mam rewolwer! Daję słowo, że strzelę, jeśli się kto zbliży! No, tego już za wiele, panie Blessington  zawołał Travellan. Ach, to pan doktorze?  rzekł głos z widoczną ulgą  Ci panowie, którzy są z panem,kim są?Czuliśmy, że w ciemności ktoś nas bacznie ogląda. Tak, teraz wszystko w porządku  ciągnął głos dalej  proszę panów, bardzo proszę! Iprzepraszam za niegościnne przyjęcie.Zapalił światło na schodach i ujrzeliśmy przed sobą speszonego człowieka.Był bardzootyły, kiedyś chyba ważył jeszcze więcej, bo skóra zwisała mu na policzkach, cera była cho-robliwie żółta, a rzadkie rude włosy jeżyły się na głowie ze strachu.W ręku trzymał rewol-wer; na nasz widok schował go do kieszeni. Dobry wieczór, panie Holmes  rzekł. Jestem panu niezmiernie zobowiązany, że ze-chciał pan przyjść.Potrzebna mi pańska rada.Doktor Travellan mówił już zapewne panom otajemniczym najściu mego pokoju? A jakże, mówił  odrzekł Holmes. Kim są ci dwaj panowie, panie Blessington, i dla-czego tak dokuczają panu? A czyja wiem!  odrzekł Blessington wzburzony. Chce pan powiedzieć, że nie zna powodów, dla których pana niepokoją? Bardzo proszę, niech panowie wejdą  tymi słowy wprowadził nas do sypialni, wielkiegoi ładnie umeblowanego pokoju. Widzicie, panowie? O, tu!  rzekł, pokazując wielki czarny kufer w nogach łóżka.Nigdy nie byłem tak bardzo bogaty, panie Holmes, może to zaświadczyć sam doktor Travel-lan.Nigdy też nie ufałem bankom.Wszystko, co mam, wyznaję to panom, mieści się w tym192 kufrze; rozumiecie więc, czym jest dla mnie przeświadczenie, że obcy człowiek podczas mejnieobecności zakradł się do pokoju!Holmes spojrzał pytająco w twarz Blessingtona i pokiwał głową. Radzę panu nie wyprowadzać mnie w pole  rzekł.Przecież wszystko panu powiedziałem.Holmes z niezadowoloną miną odwrócił się. Dobrej nocy, doktorze  rzekł. Jak to? Nie udzieli mi pan żadnej rady?  zapytał Blessington, a w jego głosie zabrzmiałanuta rozpaczy. Mogę udzielić jednej: mówić prawdę.W minutę po tym zajściu byliśmy już na ulicy.Przeszliśmy całą Oxford Street, zanim usłyszałem słowo od mego towarzysza. Przepraszam cię, Watsonie, za fatygę z powodu tego cymbała  rzekł nareszcie. Cho-ciaż w gruncie rzeczy ta sprawa nie jest pozbawiona pewnej niepowszedniości. Nic a nic nie rozumiem  przyznałem się otwarcie. Chodzi o to, że dwóch czy może więcej ludzi pragnie się z jakichś im tylko znanychprzyczyn dostać do Blessingtona.Nie wątpię o tym, że ów piękny młodzieniec za pierwszymi drugim razem bawił w pokoju Blessingtona, podczas gdy rzekomy ojciec pozostawał w ga-binecie doktora. Ależ atak? Najzwyklejsze oszustwo, Watsonie, chociaż o tym nie napomknąłem naszemu specjali-ście.Bardzo jest łatwo udać tę chorobę, sam nieraz to stosowałem. Cóż dalej? Traf zdarzył, że Blessingtona nie było w domu.Wybrali tę niepospolitą godzinę na pora-dę, żeby w poczekalni nie było nikogo prócz nich.Nie wiedzieli, że to także godzina spaceruBlessingtona.Gdyby planowali rabunek, plan by zrealizowali.Z oczu Blessingtona odczytuję,że drży o swoją skórę.Byłoby rzeczą nieprawdopodobną, gdyby ów człowiek miał takichdwóch wrogów i nic o tym nie wiedział.Dlatego utrzymuję, że wie, kim byli ci dwaj panowiei że ukrywa to z powodu jakichś brudnych sprawek.Jutro zapewne będzie wymowniejszy. A czy nie przypuszczasz jeszcze jednego? Czy nie może tak być, że cała ta historia zchorym Rosjaninem i jego synem została wymyślona przez doktora Travellana, który dla ja-kichś celów sam bawił w pokoju Blessingtona?Przy blasku latami spostrzegłem, że Holmes uśmiechnął się pobłażliwie na to pytanie. Mój drogi!  rzekł. Też o tym pomyślałem, ale wkrótce przekonałem się o prawdziwo-ści słów doktora.Tajemniczy młodzieniec pozostawił ślady zarówno na dywanie, jak i naschodach.Są to ślady butów z wąskimi nosami, podczas gdy Blessington nosi buty z nosamiszerszymi, zaś buty doktora są o dobry cal dłuższe, tak że co do tego nie może być żadnych193 wątpliwości.Obawiam się, iż jutro rano coś się stanie na Brook Street.Wróżba Holmesa spełniła się w sposób najbardziej dramatyczny.O pół do ósmej stał jużubrany przy moim łóżku. Czeka na nas powóz, Watsonie  rzekł. O co chodzi? Mamy jechać na Brook Street Czy się coś stało? Stało się coś  przypuszczam  bardzo tragicznego  rzekł, odsłaniając zasłonę. Patrz,oto kawałek papieru, na nim słowa napisane ołówkiem: Na miłość boską, niech pan przyje-dzie jak najprędzej.P.T.Widocznie doktor spieszył się bardzo, gdy to pisał.Jedzmy nie tra-cąc czasu.W kwadrans byliśmy już u doktora; wyszedł do nas blady, z przerażoną twarzą. Okropność!  zawołał, trzęsąc się cały. Co się stało? Blessington odebrał sobie życie.Holmes aż gwizdnął ze zdumienia. Powiesił się dzisiejszej nocy  dodał lekarz.Udaliśmy się za doktorem do poczekalni. Nie wiem po prostu, co robić!  powiedział, wciąż jeszcze roztrzęsionym głosem. Policja jest już na górze.Wszystko to ogromnie mną wstrząsnęło. Kiedy się pan o tym dowiedział? Zanoszono mu zawsze z rana filiżankę herbaty.Gdy służąca weszła o siódmej, zobaczyłago wiszącego na środku pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •