[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wasza wysokość - powiedział głośnym szeptem.-Tak?Odpowiedziała błyskawicznie i nagle wyobraził sobie, jak sie­dzi przed statem, starając się kontrolować całą sytuację, stawiając na nogi załogi okrętów bojowych, żołnierzy czekających przy niewi­dzialnych armatach, Zeydela oraz jego.- Wasza Wysokość, nie uda mi się zdemontować tych silników do ustalonego czasu.Jest tu siedemnaście silników, a miałem czas, żeby rozpracować tylko dziewięć z nich.Czy mógłbym coś zapro­ponować?- Słucham - odparła wymijająco.- Wpadłem na pomysł, że pójdę na górę i spróbuję poradzić so­bie z Greerem.Możliwe, że uda mi się go zaskoczyć.- Tak.- Usłyszał dziwną nutę w jej głosie.- Tak, to możliwe.-Zawahała się, po czym powiedziała stanowczo: - Równie dobrze mogę ci powiedzieć, Neelan, że zaczynamy mieć wobec ciebie po­dejrzenia.- Nie rozumiem, Wasza Wysokość.Zdawała się nie słyszeć jego odpowiedzi.- Wczoraj od wczesnych godzin popołudniowych próbowaliśmy się skontaktować z Greerem.Dawniej zawsze odpowiadał w ciągu godziny czy coś koło tego, więc wydaje się co najmniej niezwykłe, że wczoraj nie raczył zareagować na nasze próby kontaktu, Greer wie, że jesteśmy gotowi zaspokoić jego wygórowane żądania, speł­niając wszystkie absurdalne warunki.Pozwól więc, że ujmę to w spo­sób następujący - powiedziała chłodno.- W tej ostatniej godzinie nie będziemy ryzykować.Masz naszą zgodę na unieszkodliwienie Greera.Rozkazuję ci powstrzymać go przed startem.Jednak na wszel­ki wypadek, gdyby się miało okazać, że nasze niejasne podejrzenia wobec ciebie mają konkretne podstawy, wydaję rozkaz do ataku już teraz.W tej chwili.Jeśli masz jakieś osobiste plany, porzuć je od razu i współpracuj z nami.Podczas ataku zrób co konieczne z Greerom.Ale będziesz się musiał spieszyć.Jej głos nabrał mocy kiedy zaczęła wydawać rozkazy przez inne staty tonem przypominającym niską nutę wygrywaną na skrzypcach:- Wszystkie siły do ataku.Złamać wszelki opór!Hedrock słyszał ten rozkaz, wbiegając na górę.Zatrzymał się na chwilę, aby otworzyć drzwi do pomieszczenia radiacyjnego.Potem co tchu popędził po schodach z nadzieją, że nawet w zaistniałej sytuacji zdoła wejść nad poziom zero, zanim ktokolwiek go powstrzyma.Pierwszy strzał, który wstrząsnął potężnym statkiem, był silniej­szy, niż Hedrock mógł sobie wyobrazić.Po chwili straszliwego otu­manienia szarpnęła nim myśl, że nie przewidział wstrząsów.Pędził dalej i dalej na górę gnany strachem przed porażką Drugi tytaniczny wstrząs sprawił, że Hedrock zatoczył się w tył.Doszedłszy do sie­bie, wspinał się dalej, świadomy zmęczenia, jakie go ogarniało.Nie­jasno zdawał sobie sprawę, jak bardzo Innelda ryzykuje, używając tak potężnej broni.Cykl reakcji łańcuchowych trwający miliony jed­nostek mógł mieć skutki niebezpiecznie podobne do niekontrolowa­nej eksplozji atomowej.Wtedy padł trzeci strzał.Krew trysnęła Hedrockowi z nosa; cie­pły strumień wypłynął z uszu.Czwarty strzał, kiedy mężczyzna tyl­ko niejasno zdawał sobie sprawę, że znajduje się w połowie drogi do sterówki, rzucił nim o twardy stopień.Hedrock stoczył się ze scho­dów.Piąty strzał dopadł go, kiedy próbował się utrzymać na chwiej­nych nogach.Zbolały i odrętwiały, teraz już wiedział, że przegrał, lecz mimo to wciąż poruszał nogami i zdumiał się, dotarłszy do kolejnego poziomu.Szósta bezlitosna eksplozja zastała go na szczycie długich schodów i cisnęło nim jak liściem miotanym przez wicher.Na dole ujrzał drzwi; zamknął je za pomocą automatycznej intencji.A po chwili patrzył tępo, jak wielkie drzwi podniosły się z zawiasów, za­wadziły o niego upadając i z hukiem runęły na podłogę.To był siód­my strzał.Jak zwierzę w potrzasku, skulony z bólu zszedł po schodach, instynktownie zamykając niższe grodzie.Stał na dole, krańcowo wyczerpany, oparty o ścianę, kiedy krzyki ludzi ocuciły jego oszoło­miony umysł.Przeszło mu przez myśl, że słyszy jakieś głosy we­wnątrz statku.Potrząsnął głową z niedowierzaniem.Głosy zbliżyły się i wtedy rzeczywistość wdarła się gwałtownie do świadomości Hedrocka.Wdarli się do środka.Wystarczyło tylko siedem strzałów.Jakiś mężczyzna za drzwiami krzyknął arogancko.- Szybko! Wyważcie je! Pojmać wszystkich na pokładzie.To rozkaz!8Hedrock zaczął się wycofywać.Szło mu to dość opornie, ponie­waż nie potrafił się skupić na jednej myśli, a zmysły miał w sta­nie kompletnego chaosu.Największe stężenie ognia energetycznego, jakie kiedykolwiek zostało zastosowane wobec maszyny z człowie­kiem w środku, sprawiło, że Hedrock zmienił się w otępiałe zwierzę, szukające instynktownie kryjówki.Kolana mu drżały, gdy schodził po schodach.Dalej i dalej - miał wrażenie, że schodzi wprost do własnego grobu.Zdawało mu Się, że od celu dzieli go już tylko kawałek drogi.Minął magazyny.Dalej powinno być pomieszczenie izolacyjne, następnie warsztat, maszy­nownia, komora silnikowa, a później.A później.Pojawił się promyk nadziei.Znalazł wyjście.Oczywiście statek doznał zbyt licznych uszkodzeń, aby ocaleć.Miliardy ludzkich istot straciły bezpowrotnie szansę na podróż do najdalszych gwiazd.Do­tarł do maszynowni i zapomniał o wszystkim z wyjątkiem pracy, którą należało wykonać.Dopiero po upływie cennej minuty odnalazł elek­tryczne włączniki odpowiedzialne za oświetlenie statku oraz za inne funkcje związane z mocą.Podczas tej minuty podłogi zatrzęsły się, kiedy kolejne drzwi, jakie zamknął, runęły z głuchym hukiem w od­powiedzi na gwiżdżący ryk jednostki mobilnej.Krzyki żołnierzy roz­legały się Coraz bliżej.Hedrock naciskał kolejne włączniki.Zamierzał odciąć dopływ mocy na górnych poziomach.To powinno ich opóźnić o jakieś kilka minut.Zdążył już zlokalizować sześciostopową wiertarkę, jakiej potrzebował.Zepchnął antygrawitacyjną podstawę dwa piętra w dół, a następnie przepchnął urządzenie przez maszynownię aż do wiel­kiej komory silnikowej znajdującej się na rufie ogromnego statku.Tam, wbrew sobie, mimo że czas naglił, znieruchomiał, aby utkwić wzrok w czymś, co musiało być napędem międzyplanetarnym.Oto skarb, o który toczyła się walka.Wczoraj - wydawało się to tak dawno - nie miał czasu, aby zejść do tego pomieszczenia.Teraz musiał znaleźć te cenne minuty.Schwycił przezroczystą rękojeść gi­gantycznej wiertarki i wycelował promień w wał napędowy, gruby na jakieś trzydzieści stóp.Dostrzegł ciemną mgiełkę - i zdał sobie spra­wę z niepowodzenia.Metal okazał się zbyt twardy, zbyt gruby.Żaden ze znanych promieni nigdy sobie nie poradzi z rdzeniem tego wału [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •