[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale on zobaczył, że krasnoludy zaraz zmiażdżą jego piechotę, i nie wymyślił niczego mądrzejszego jak tracić w bezskutecznych atakach swoją najlepszą jazdę, póki nie złamaliśmy orków w centrum, tych wozaków na wzgórzu, i nie zdusili z trzech stron.- Wozaków? - zainteresował się Torin.- Kto to był?Zamiast odpowiedzi Rogwold sięgnął w zanadrze i wyjął skórzany mieszek, rozplatał wiązadła i na jego dłoni znalazł się niewielki mlecznobiały kamień, trójgraniasta piramidka.Chwilę przyjaciele patrzyli oniemiali, a potem Torin syknął:- Mogilniki.Rogwold pokiwał ze smutkiem głową.- Tak, to one.Earnil zdołał zebrać wszystkich, którzy czują się skrzywdzeni przez Arnor, nieważne, słusznie czy nie.I poprowadził ich ze sobą.Pierwszy atak odparliśmy, ale kto wie, czy nie nastąpi kolejny?Długo jeszcze rozmawiali.Folko, Malec i Torin, przerywając sobie wzajemnie, opowiadali staremu łowczemu o tym, co widzieli na południu; ten z kolei ucieszył ich, przekazując wieści od Dorina, które nadeszły do zajazdu „Pod Rogiem Aragorna” tuż przed napaścią Angmarczyków.Nieujarzmiony krasnolud pisał, że wraz z Gloinem i Dwalinem szczęśliwie dotarli do Ereboru, gdzie udało im się przeciągnąć na swoją stronę tysiące odważnych krasnoludów i ruszenie Wschodniego Kraju zamierza wystąpić do Morii już wiosną.- Było tam jeszcze coś - zauważył były setnik, chmurząc się.-W stepach, na południe od Jeziora Długiego, dzieją się ważne rzeczy: Easterlingowie zamierzają wyruszyć gdzieś na południowy wschód, aż do skraju Gór Mordoru, nie wiadomo tylko, na kogo ostrzą zęby.Dorin mówi, że od stepowych wodzów krasnoludy Samotnej Góry dostały spore zamówienie na broń, ale usłuchały ludzi z Królestwa Nadjeziornego i odmówiły, sprzedawszy tylko surowe żelazo.- Cóż, niech się tam Easterlingowie rżną, z kim chcą - podsumował okrutnie Torin.- Będziemy mieli mniej kłopotów.- To by było dobrze - westchnął Rogwold.- Ale coś mi podpowiada, że stepowi ludzie mogą się rozmyślić.Blady księżyc wolno sunął po ciemnym nieboskłonie, stopniowo zsuwając się do wora chmur zaciągających zachodni horyzont.Pożegnawszy się, zmęczony Rogwold poszedł odpoczywać, a przyjaciele nadal siedzieli przy dogasającym ognisku, i myśli ich krążyły wokół tego, z którym trzykrotnie zetknął ich niepewny los i który teraz przewodził ich wrogom - krążyły wokół Olmera z Dale, jeśli tak brzmiało jego prawdziwe imię.Skąd się wziął? Jak podporządkował sobie dumnych i hardych, kochających wolność Angmarczyków? Czym kupił i związał ze sobą pobitych Dunlandczyków? Dlaczego idą z nim słudzy Mogilników? Co, prócz wrogości do Arnoru, mogło połączyć tak różnorodne oddziały z tak dziwnym wodzem? Czyżby jedną udaną wyprawą na stolicę zamierzał wygrać wojnę z ogromnym i potężnym Królestwem? Jakim sposobem miał zamiar obronić się przed dziesięciokrotnie silniejszą armią, którą wysłałby Gondor? Jakie ma plany teraz i na co liczy w przyszłości?- Jedno w tym jest dobre - pomyślał głośno Folko.- Spełniliśmy wolę Radagasta, teraz tylko trzeba mu o tym powiedzieć.- Mimo to nie rozumiem, dokąd dalej prowadzi nasza droga - powiedział Torin, grzebiąc w węglach.- Kiedy Radagast nas znajdzie?- Już was znalazł - rozległ się głuchy głos za plecami Malca.Krasnoludy i hobbit natychmiast chwycili za broń; przed ogniskiem stał wysoki człowiek o ponurej twarzy, wyglądający złowieszczo w purpurowym światłe dopalających się węgli; na jego ramieniu siedział, mrużąc duże żółte oczy, ogromny puchacz.Ręce maga mocno ściskały grubą sękatą laskę, przy pasie wisiał długi miecz w czarnej pochwie.Radagast wolno zmierzył przyjaciół badawczym spojrzeniem, i hobbit drgnął; w tym spojrzeniu krył się ogromny niepokój.Nieznane zwykłym śmiertelnikom, ale wyraźnie widoczne przez Radagasta zagrożenie nadchodziło skądś z zewnątrz, i żeby mu się przeciwstawić, nie można było tracić ani chwili.- Chwała Jasnej Elbereth, jesteście cali.- powiedział zmęczonym głosem mag, siadając na płaszczu rozścielonym obok ogniska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]