[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie tak wiele.Do mnie należy dostarczanie funduszów obro-towych i zawiązywanie stosunków z nabywcami i odbiorcami.Ro-dzajem zaś towaru i oceną jego wartości zajmuje się administracjasklepu.- Czy to można w każdym razie spuścić się na obcych - wes-tchnęła panna Florentyna.- Mam doskonałego plenipotenta, a zarazem przyjaciela, którylepiej prowadzi interesa, niżbym ja to potrafił.- Szczęśliwy jesteś, panie Stanisławie.- pochwycił pan Aęcki.-Nie wyjeżdżasz w tym roku za granicę?- Chcę być w Paryżu na wystawie.- Zazdroszczę panu - odezwała się panna Izabela.- Od dwu mie-sięcy marzę tylko o wystawie paryskiej, ale papo jakoś nie okazujeskłonności do wyjazdu.- Nasz wyjazd całkowicie zależy od pana Wokulskiego - odpo-wiedział ojciec.- Radzę ci więc jak najczęściej zapraszać go na obiadi podawać smaczny, ażeby miał dobry humor.- Zaręczam, że ile razy będzie pan na nas łaskaw, sama zajrzę dokuchni.Czy jednak dobre chęci wystarczą w tym wypadku.321Bolesław Prus- Z wdzięcznością przyjmuję obietnicę - odparł Wokulski.- Niewpłynie to jednak na termin wyjazdu państwa do Paryża, ponieważzależy on tylko od ich woli.- Merci.- szepnęła panna Izabela.Wokulski schylił głowę. Znam ja to ! - pomyślał -płaci się za nie kulami.- Państwo pozwolą do stołu?.- wtrąciła panna Florentyna.Prze-szli do jadalnego pokoju, gdzie na środku stał okrągły stół nakrytyna cztery osoby.Wokulski znalazł się przy nim między panną Iza-belą i jej ojcem, naprzeciw panny Florentyny.Już był zupełnie spo-kojny, tak spokojny, że aż go to przerażało.Opuścił go szał miłościnawet pytał sam siebie: czy ona jest kobietą, którą kochał?.Bo czypodobna kochać się tak jak on i siedząc o krok od przyczyny swegoobłędu czuć taką ciszę w duszy, tak niezmierną ciszę?.Myśl miałtak swobodną, że nie tylko dokładnie widział każde drgnienie fizjo-gnomii swoich współbiesiadników, ale jeszcze (co już było zabaw-ne), patrząc na pannę Izabelę, robił sobie następujący rachunek: Suknia.Piętnaście łokci surowego jedwabiu po rublu - piętna-ście rubli.Koronki z dziesięć rubli, a robota z piętnaście.Razem-czterdzieści rubli suknia, ze sto pięćdziesiąt rubli kolczyki i dziesięćgroszy róża.Mikołaj zaczął podawać potrawy.Wokulski bez najmniejszegoapetytu zjadł kilka łyżek chłodniku, zapił portweinem, potem spró-bował polędwicy i zapił ją piwem.Uśmiechnął się, sam nie wiedzącczemu, i w przystępie jakiejś żakowskiej radości postanowił robićbłędy przy stole.Na początek skosztowawszy polędwicy położył nóżi widelec na podstawce obok talerza.Panna Florentyna aż drgnę-ła, a pan Tomasz z wielką werwą począł opowiadać o wieczorzew Tuileriach, podczas którego na żądanie cesarzowej Eugenii tańczyłz jakąś marszałkową menueta.Podano sandacza, którego Wokulski zaatakował nożem i widel-cem.Panna Florentyna o mało nie zemdlała, panna Izabela spojrzała322LALKAna sąsiada z pobłażliwą litością, a pan Tomasz.zaczął także jeśćsandacza nożem i widelcem. Jacyście wy głupi! - pomyślał Wokulski czując, że budzi sięw nim coś niby pogarda dla tego towarzystwa.Na domiar odezwałasię panna Izabela, zresztą bez cienia złośliwości:- Musi mnie papa kiedy nauczyć, jak się jada ryby nożem.Wokulskiemu wydało się to wprost niesmaczne. Widzę, że odkocham się tu przed końcem obiadu. - rzekł dosiebie.- Moja droga - odpowiedział pan Tomasz córce - niejadanie rybnożem to doprawdy przesąd.Wszak mam rację, panie Wokulski?- Przesąd?.nie powiem - rzekł Wokulski.- Jest to tylko przenie-sienie zwyczaju z warunków, gdzie on jest stosowny, do warunków,gdzie nim nie jest.Pan Tomasz aż poruszył się na krześle.- Anglicy uważają to prawie za obrazę.- wydeklamowała pannaFlorentyna.- Anglicy mają ryby morskie, które można jadać samym widel-cem; nasze zaś ryby ościste może jedliby innym sposobem.- O, Anglicy nigdy nie łamią form - broniła się panna Florentyna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]