[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dlatego, że musi się ukrywać?- Można tak powiedzieć.Widuje się go rzadko.Ja sam spotkałem go tylko kilka razy w życiu, choć wydaje się, że ma do mnie sporo zaufania.Dziwne, że ostatnio pokazuje się tak często, ale ma swoje powody.- Ile on ma właściwie lat? Często się nad tym zastanawiałam.- Ja też.Właściwie nie wiem; ma tyle lat, ile sam chce mieć w danej chwili, tak się zdaje.- Powiedział mi, że był tu, w kościele.- Tak.Pytał, czy w domu wszystko w porządku, a ja opowiedziałem mu o chorobie Sol.Wtedy przyjechał ze mną.- Benedykt zawahał się przez chwilę.- Okazuje ci dobroć, Silje - powiedział zdecydowanym głosem.- Powinnaś być bardzo wdzięczna i bardzo ostrożna.- Dlaczego?- Nie utrudniaj mi - wykręcił się.- Chciałabym to wiedzieć - powiedziała spokojnym, stanowczym tonem.- Hm.- powiedział Benedykt wymachując ręką tak, że farba rozlała się na kamienną podłogę.- Wytrzyj to, Silje.- Hm.w każdym razie nie chciałbym być jego wrogiem.Musisz nauczyć się balansować na cienkiej linie.- Żołnierze są jego wrogami - uśmiechnęła się, nie pojmując, o co mu chodzi.- Z pewnością odczuli jego gniew.- Tak, odparł Benedykt zamyślony.- Tak, chyba tak.* * *We wspaniałym pałacu w Trondheim Charlotta Meiden nie spała już piątą noc z rzędu.Dopiero o świcie udało jej się trochę zdrzemnąć, lecz męczyły ją majaki.Serce miała jak skamieniałe, oczy suche.Wpatrywała się przed siebie pustym wzrokiem.W komnacie przez cały czas paliła się woskowa świeca.Ostatnio bardzo bała się ciemności.Otaczały ją stare, dobrze znane ulubione sprzęty, ale ich nie zauważała.Narożna szafa w stylu francuskim, eleganckie krzesła, które zawsze przywodziły jej na myśl Loyolę i hiszpańską Inkwizycję, wszystkie piękne suknie.jakby ich tam teraz nie było.Na wiosnę zrobi się cieplej, myślała roztrzęsiona.Już niedługo przyjdzie wiosna, po Bożym Narodzeniu.I wtedy będzie już lepiej.Nikt nie będzie już marzł.Rodzice byli głęboko zatroskani.Nie mogli niczego pojąć.Nie rozumieli jej nerwowości, niechęci do wyjazdu za miasto, by odetchnąć wspaniałym wiejskim powietrzem lub odwiedzić krewnych czy znajomych.Niepokoiły ich jej nieopanowane wybuchy, gdy starsza siostra przyjeżdżała ze swymi dziećmi.Wyglądało na to, że siostrzeńcy niezmiernie ją irytują.Zamykała się w swoim pokoju i nie chciała z niego wyjść, jak długo przebywali w pałacu.Ogarniały ją dziwne stany.Ją, Charlottę, taką zawsze żywą i wesołą.Zawsze beztroską, trochę nieodpowiedzialną, ich najmłodsze dziecko.Dawniej była błyskotliwa, choć może nieco powierzchowna, ale rozmowa z nią zawsze sprawiała radość.Nie była osobą o pociągającej urodzie, ale w jej towarzystwie wszyscy mieli dobry humor.Ale teraz.?Od dawna już nie była sobą.Od ponad pół roku.Taka spięta i nieswoja.Ostatnio w ogóle nie można było z nią wytrzymać!Charlotta wyglądała przez okno.To, co przez wiele dni i nocy tak usilnie skrywała, miało właśnie wybuchnąć.Przeczuwała to i wiedziała, że nie jest w stanie dłużej z sobą walczyć, nie potrafi się temu przeciwstawić.Gdybym tylko wyszła jeszcze raz tamtej nocy, powróciły natrętne myśli.Nie mogła się ich pozbyć; była wobec nich bezbronna.Albo może następnego wieczoru, albo, tak jak myślałam, dzień później.Ale cały czas to odkładałam.Bałam się, byłam niezdecydowana.Teraz już za późno.O Boże, nagle uświadomiła sobie to, co na próżno usiłowała zdusić: Za późno! Za późno! Za późno!Westchnęła głęboko, zbierając resztki sił, by opanować atak histerii.Myśli jednak nie dawały się odegnać.Zbyt długo je powstrzymywała.Minęło trzynaście dni.Żadne dziecko na świecie nie przeżyłoby samotnie trzynastu dni.Oczyma wyobraźni widziała mały tobołek leżący pod świerkiem.Przemoczone od śniegu, gnijące okrycie.A w nim, w środku - cisza, cisza.Nic nie płacze, nic się nie porusza.Przejmujący krzyk, płynący z głębi duszy, wypełnił jej gardło.Brzmiały w nim bezsilność i rozpacz, które narastały od chwili, gdy porzuciła dziecko przekonana, że będzie wolna.Albo nie, jeszcze wcześniej, od chwili gdy szła przez miasto, trzymając w ramionach bezbronne, małe życie.Głośny, przeraźliwy szloch wstrząsał całym jej ciałem.Wystraszona pokojówka wbiegła w czepku i szalu zarzuconym na nocną koszulę.Czegoś takiego nigdy jeszcze nie słyszała.- Ależ, panno Charlotto! Co się stało? Co pani jest?Płacz przypominający wołanie o pomoc nie milkł.Rozlegał się w całym pałacu.- Co mam robić? - Pokojówka była całkiem bezradna.- Czy mam zawołać starszą panią?- Nie, nie - szlochała Charlotta.- Ale co się stało? Czy pani jest chora, panno Charlotto?- Nie, wcale nie - usłyszała w odpowiedzi, ale mogło to równie dobrze znaczyć co innego.Służąca, która zawsze utrzymywała pełen szacunku dystans wobec swej młodszej pani, z wahaniem przycupnęła na brzegu łoża.Bliska obłędu Charlotta objęła ją ramionami.- Pomóż mi! Dopomóż mi!- Ale co się stało? - zapytała zmieszana pokojówka, nie bardzo wiedząc, jak ma się zachować.Zdecydowanie nie odpowiadała jej taka poufałość.Charlotta właśnie chciała ją prosić, by poszła do lasu i poszukała zawiniątka, instynktownie jednak wyczuła niechęć i rezerwę służącej.Powstrzymała prośbę.Rozpacz znów wzięła górę.- Jest za późno! krzyczała.- Na wszystko już za późno.Boże, cofnij czas! Spraw to!Gdyby tylko można było cofnąć czas, gdyby tylko mogła z powrotem dostać dziecko, tulić je i ogrzewać własnym ciałem.Gotowa była znieść czekające ją poniżenie i wygnanie.Nagle otwarły się drzwi i do komnaty wpadli rodzice.Na progu, zbici w gromadkę, stali inni domownicy i reszta służby.- Ależ drogie dziecko! - wykrzyknęła matka.- Co się dzieje? Czy dręczą cię złe sny?- O Boże, żeby to był tylko zły sen - łkała Charlotta.Była tak wzburzona, że nikt nie mógł zrozumieć, co mówi.Teraz zaniepokojona matka przysiadła na brzegu łóżka, a pokojówka wstała szybko, z wyraźną ulgą.- Co się tu dzieje, Elsbeth? - zapytała matka cicho.- Nie wiem - odparła pokojówka.- Nic z tego nie rozumiem.Mówi tylko, że jest za późno.- Za późno, Charlotto? Za późno na to, byś znalazła męża? Głupstwa, masz dopiero dwadzieścia pięć lat.- Nie, nie, ja nie wyjdę za mąż! - krzyczała Charlotta.- Nigdy! Nie! Nigdy!Matka była bezradna.- Za dużo siedzisz w domu.Jutro pójdziemy na spacer do lasu.Jest tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]