[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim opatrunek wysechł, wróciła z informacją, że stan Samanthy się ustabilizował.Bryson poczuł łzy spływające po policzkach.Opatrujący go lekarz spytał, czy bardzo boli.– Nie, wszystko w porządku – odpowiedział Bryson.Później oczyszczono i umyto mu plecy, założono na nie lekki opatrunek, podano surowicę przeciwtężcową oraz domięśniowy zastrzyk przeciwbólowy.Nie mógł się doczekać końca tych zabiegów, bo chciał jak najszybciej znaleźć się przy Samancie.Po powrocie do samochodu poczuł, że zawierający syntetyczną pochodną opium lek zaczyna działać nasennie.Zdecydował się przymknąć na chwilę oczy i ocknął się dopiero po czterech godzinach.Ostrożnie, trzymając kierownicę w jednej dłoni, podjechał przed główne wejście do szpitala.W środku zadzwonił z zewnętrznego telefonu do sekretarki medycznej z oddziału położnictwa.Dowiedział się, że stan przebywającej w sali pooperacyjnej Samanthy nie zmienił się i, jeśli chce, może się z nią zobaczyć.Jeśli chce!Wszedł do sali.Samantha leżała z zamkniętymi oczami.Wydawało się, że spokojnie odpoczywa.W jednym z nozdrzy miała rurkę nosowo-gardłową podłączoną do drenu.Do żył w obydwu przedramionach założono wkłucia, nad podłogą zwisał worek cewnika.Spod koszuli biegły przewody przylepionych do piersi odprowadzeń elektrokardiografu.Wiszący nad łóżkiem kardiomonitor popiskiwał miarowo.Mimo gąszczu kabli, rurek i urządzeń, do których ją podłączono, policzki Samanthy miały zdrową, różową barwę.Rozrzucone na poduszce włosy słabo połyskiwały.Odcień cery Samanthy stanowił dla Brysona znacznie pewniejszy dowód, że wraca ona do zdrowia, niż wskazania jakichkolwiek aparatów.Dotknął jej dłoni.Skóra była sucha, ciepła w dotyku.Samantha otworzyła oczy.– Jon – wyszeptała ledwie słyszalnym, chrapliwym głosem.– Nic nie mów.Przyszedłem tylko zobaczyć, jak się czujesz.Spletli palce rąk i Samantha zacisnęła z całej siły dłoń.– Nic mi nie będzie.Przez kilka chwil patrzyli na siebie.Pieszczotliwie potarł grzbiet jej dłoni, nachylił się i pocałował ją w policzek.Uśmiechnęła się.Mimo otarcia się o śmierć, na twarzy Samanthy po raz pierwszy od miesięcy malował się wyraz spokoju i błogości.Teraz Bryson był pewny, że rzeczywiście nic jej nie będzie.– To chłopczyk.Zupełnie zapomniał o dziecku.Ciekawiło go, jak wygląda.Plan płodu nie powiódł się: Samantha żyła i znajdowała się na najlepszej drodze do odzyskania pełni sił.Czy oznaczało to, że noworodek stał się normalny, czy też nadal był przedwcześnie rozwiniętą, niezwykłą istotą, jaką zamierzał zostać?– Cudownie, Sam.Moje gratulacje.– Jest w sali noworodkowej.Pediatra powiedział, że nic mu nie będzie, mimo wcześniactwa.Zobaczysz go, jeśli zdołasz, dobrze?– Zobaczę.Mężczyzna – prawdopodobnie salowy, chociaż nie nosił białego fartucha – podszedł do Brysona i powiedział, że czas kończyć odwiedziny.– Wróć szybko, Jon.Na razie nigdzie się nie wybieram.– Nie martw się, pokażę się, kiedy tylko mi na to pozwolą.– Szkoda, że nie może mnie odwiedzić Rosie.– Rosie.Bryson poczuł przypływ paniki.Czyżby Sam pamiętała, co się stało? – Tęsknię za nią – kontynuowała Samantha.– Szkoda, że musiała wyjechać.– Wyjechać?– Już czas, doktorze.Będzie pan mógł tu niedługo wrócić – wtrącił mężczyzna.Czyżby pilnował Samanthy przez cały czas, przemknęło Brysonowi przez głowę.– Jeszcze chwileczkę.Dlaczego sądzisz, że Rosie wyjechała, Sam?– Nie powiedzieli ci? Myślałam, że dowiesz się o tym pierwszy.Pan Phillips – wskazała młodego mężczyznę – powiedział, że Rosie musiała nagle wyjechać do Kalifornii i już nie wróci.– Co?!– Przykro mi, doktorze – powiedział Phillips, ujmując Brysona za łokieć.– Na razie wystarczy.Samantha przymknęła oczy.Bryson pozwolił się wyprowadzić.Nie miał pojęcia, o czym mówiła Sam.I kim był Phillips?Głęboko zamyślony szedł plątaniną korytarzy w stronę swojego laboratorium.Samantha najwyraźniej nie pamiętała śmierci pani Rutledge, a ktoś świadomie wprowadził ją w błąd.Kto? I dlaczego?Korytarze były puste.Bryson ze zdumieniem stwierdził, że drzwi do laboratorium są zamknięte.Nie przypominał sobie, by to zrobił.Nieważne; i tak był to nieistotny szczegół w porównaniu z czekającymi go tłumaczeniami.Nie miał pojęcia, jak ma wytłumaczyć śmierć Rosie.Otworzył drzwi i zamarł na progu.W laboratorium panował wzorowy porządek.Znikły roztrzaskane aparaty i pogruchotany terminal.Nie było też ciała pani Rutledge.Oszołomiony wszedł do środka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •