[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokładnie naprzeciwko sklepu, w namiocie Szweda, znajdowała się jadłodajnia, przed którą ranoi wieczorem ustawiał się długi sznur klientów.Ludzie czekali cierpliwie, aż olbrzym wpuści ichdo środka.Za dwadzieścia pięć centów ofiarował śniadanie składające się z kawy i naleśników,za pięćdziesiąt centów obiad złożony z solonej wieprzowiny, kawy i pieczonych przez Helgębułeczek.Kiedy Molly przestała mi gotować, też zacząłem tam jadać.Jeżeli zaś chodzi o Rosjanina, to nie mógł nawet marzyć o lepszym biznesie, i to mimokonkurencji po przeciwnej stronie ulicy.Każdy, kto wjeżdżał do naszego miasteczka, kierowałsię automatycznie po informacje do.Pałacu Zara", jako że byt to najwyższy budynek na całejulicy.Bert, który zazwyczaj urzędował za ozdobnym kontuarem, zawsze posyłał przybyszów domnie.Jeżeli jednak szli do jadłodajni Szweda, wytarłszy ręce w fartuch, osobiście prowadził ich podmoje drzwi.Kopalnia nie miała w naszym mieście przedstawiciela, więc z własnej inicjatywysporządziłem listę ludzi poszukujących pracy.Nie przedstawiałem im się jako agent kopalni,odwrotnie, zawszepodkreślałem, że nim nie jestem, ale chciałem dokładnie wiedzieć, kto przebywa w naszymmieście, poza tym wykorzystywałem każdą okazję, żeby zdobyć dodatkowy podpis pod petycją onadanie nam praw sianowych.Przybyszom złożenie podpisu dawało poczucie dobrzespełnionego obowiązku wobec miasta jeszcze przed rozpoczęciem starań o pracę.Zebrałem tychpodpisów chyba dobre pół setki.Pewnego dnia, kiedy wróciłem pod wieczór do domu, spostrzegłem, że nie ma ani ognia w piecu,ani kolacji na stole.Wkrótce potem Molly przestała również prać.W końcu bytem zmuszonykażdego ranka i każdego wieczoru zamiatać podłogi i wycierać kurze.Kiedy ciężar rośnie,człowiek po prostu układa go sobie jakoś inaczej na plecach i przyzwyczaja się do niego jakbymimo woli.Któregoś dnia - a było to przed namiotem Szweda - podszedł do mnie jakiś człowiek ipowiedział:- Burmistrzu, wracam z pańskiego domu, bo chciałem nadać list, ale tam nikt nie odpowiada napukanie.- Ależ moja żona w ogóle nigdzie nie wychodzi - odpowiedziałem.- Zauważyłem nawet, że dym idzie z komina.Czy pani burmistrzowa cierpi na głuchotę? -uśmiechnął się szeroko.- Proszę mi dać list-zażądałem.-Wyślę go.Poszedłem do domu.Dzień był ciepły, wiatru aniśladu.W powietrzu unosił się letor gnoju i gotującej się strawy, muchy obsiadły mi ubranie,komary przyklejały się do policzków tak mocno, że trzeba je było ścierać rękawem.- Molly!Drzwi byty zamknięte od środka.Waliłem w nie dopóty, dopóki mnie nie wpuściła.- Słuchaj - powiedziałem.- Nie możesz się tak zachowywać!- Nie życzę sobie hołoty w moim domu.- Pewnie sobie wyobrażasz, że każdy, kto zapuka do drzwi, jest Człowiekiem z Bodie.- Daj mi spokój!- Jak tylko ktoś przychodzi do mnie w jakiejś sprawie, chowasz się w ziemiance.Ludziegrzecznie wycierają nogi, uchylają kapeluszy, a ty na nich ujadasz!- Każdy włóczęga, każdy łajdaczysko z całej okolicy, każdy śmierdziel ma prawo tu wejść!- Miasto zaczyna cię obgadywać, Molly.Nie podoba mi się twoje zachowanie!73- To wynoś się! Wszyscy jesteście tacy sami.Hołota! Jeden wart drugiego.Uciekła do ziemianki i zatrzasnęła za sobą drzwi.Rzeczywiście dziwnie się zachowywała, jakbysię bała, że każdy nowy przybysz odbiera jej trochę powietrza.Cóż mogłem jej na to poradzić?Teraz już wiem, co się z nią działo, ale wtedy nic nie rozumiałem.Jimmy akceptował jej humory: powinien się byt martwić tym, że prawie zupełnie przestała sięnim zajmować, ale miał do niej bardzo szczególny stosunek i wystarczyło mu, że od czasu doczasu zwracała się do niego w nagłym przypływie uczuć.Służył jej z bezgranicznym oddaniem.Niektórzy ludzie na przykład wiedząc, kim jest, płacili mu za wodę z mojej studni.Nigdydokładnie tego nie podliczyłem, ale wiem, że zanosił część pieniędzy Molly i chyba dawał jejmniej więcej tyle samo co mnie.Nie miałem pojęcia, gdzie je ukrywała ani co zamierzała z nimizrobić.Na pewno nie miała zamiaru uciekać, bo od dawna nie robiła żadnych planów.Gdybymznał wtedy przyszłość, wsadziłbym ją osobiście do dyliżansu, kupiłbym jej suknię i kapelusz zkatalogu, wręczyłbym jej torbę pełną zielonych i na koniec powiedziałbym: Do widzenia, Molly,odjeżdżaj, miałaś rację, ja nie, pamiętać będę wyraz twoich zielonych kocich oczu, jedz jaknajdalej, dopóki starczy ci pieniędzy, a Ciężkie Czasy pozostaw burmistrzowi.Aż pewnej nocy dowiedziałem się, na co ciułała te pieniądze.- Blue - doszedł mnie jej szept spod przeciwległej ściany.- Zpisz?- Nie.- Dlaczego? Co cię tak dręczy, Blue, że nie możesz spać?- Nic.- Powiedz mi.Powiedz wszystko swojej Molly.- Co?- Czy chcesz przyjść do mnie? Czy chcesz się położyć obok Molly? No dobrze, już dobrze.Chodz.Słyszałem, jak się przesuwa, robi dla mnie miejsce w swoim łóżku.- Rozmyślałem, co może być w liście, który nadszedł do Archie Brogana - powiedziałem szybko.Zastanawiałem się raczej nad tym, co jej się stało.- A nadszedł do niego list?- l to zaadresowany na maszynie do pisania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]