[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdradził Rhulada.Mimo że go ostrzegałem.Trull popatrzył na cesarza.Wyleczenie z takiego obłędu? Mało prawdopodobne.Było już za późno.– Jak sobie życzysz, Theradas.Tylko znajdźcie Mayen.Odprowadzał wzrokiem oddalających się wojowników.Potem odwrócił się i spojrzał w oczy Uruth.Kobieta skinęła głową.Żołnierze na moście wiedzieli, co ich czeka.Zauważył, że pochylili się jeszcze niżej za tarczami.To było bezużyteczne i żałosne, ale tym Letheryjczykom nie brakowało odwagi.Udinaas, nie wierzyłem, że.że to zrobisz.U wejścia na most pojawiła się nagle szara fala, spieniona i skwiercząca, która wznosiła się coraz wyżej.Ściana tarcz cofnęła się lekko i skupiła jeszcze ciaśniej.Fala pomknęła naprzód.Stający po obu stronach kanału gapie rozpierzchli się z wrzaskiem.w tej samej chwili, gdy fala zalała most, uderzając w żołnierzy, którzy eksplodowali bryzgami krwi oraz kawałków ciała.Po uderzeniu serca pomknęła dalej, ogarniając uciekającą gawiedź.Z nienasyconym głodem pożerała wijące się ciała.Trull zauważył, że dotarła do pobliskich budynków, rozwalając drzwi i wpadając do środka przez wybite okna.Rozległy się krzyki.– Dość tego! – wrzasnął Rhulad, podchodząc do Hannana Mosaga.Król-czarnoksiężnik opuścił ramiona, które nagle wydały się sękate i powykręcane.Czary zniknęły.Zostały po nich jedynie stosy kości oraz zalegające most lśniące tarcze i zbroje.Z uszkodzonych budynków nie dobiegał żaden dźwięk.Hannan Mosag oklapł wyraźnie.Trull zauważył, że jego ukryte pod futrem ciało jest bardzo zdeformowane.Cesarz zachichotał.– Taki gorliwy, Hannanie Mosag! Twój tajemny bóg jest taki gorliwy!Tajemny bóg? Trull zerknął na Feara i zauważył, że brat gapi się na niego.– Bracia! – krzyknął cesarz, wymachując mieczem.– Maszerujemy na Wieczną Siedzibę! Do tronu! Nikt nas już nie zatrzyma! A jeśli ktoś spróbuje, odrzemy jego kości z ciała! Poznają ból! Będą cierpieli! Bracia, to będzie dzień wielkiego cierpienia.– Wydawało się, że to słowo ma dla niego słodki smak.– Dla wszystkich, którzy odważą się nam przeciwstawić! Idźcie naprzód ze swym panem!Zaszła w nim zmiana.Straciliśmy go.A wszystko to przez zdradę niewolnika.* * *Zarośnięte zielskiem podwórze było ledwie widoczne za starą, poobtłukiwaną bramą z kamienia.Ze szkieletowych, powyginanych konarów pochylonych drzew buchało ku niebu coś przypominającego parę.Nie było tu nikogo.Żelazna Krata zwolnił kroku i obejrzał się na ulicę.Lokaj nie wynurzył się jeszcze zza rogu budynku, który Zaprzysiężony przed chwilą minął truchtem.– Trudno – mruknął, wyciągając miecz – będę musiał sprawdzić to sam.Podszedł do bramy i znalazł się na początku krętej, wyłożonej kamieniami ścieżki.Na jej końcu stała przysadzista, kwadratowa wieża, brudna, pochyła i martwa.Po jej lewej stronie było słychać stukot kamieni, trzask drewna oraz łoskot, od którego drżała ziemia pod jego stopami.A więc to tam.Żelazna Krata wszedł na podwórko.Okrążył pokryty błotem kurhan, przeszedł nad zwalonym drzewem i zatrzymał się w odległości dziesięciu kroków od czegoś, co było ongiś dużym, podłużnym pagórkiem.Teraz wzgórze się otworzyło i buchała z niego para.Błoto zsuwało się z jego stoków, gdy pięć ogromnych postaci gramoliło się na zewnątrz.Ich skóra była ciemna od torfu i naznaczona śladami niezliczonych korzeni, a zwisające w strąkach włosy miały kolor miedzi.Pięciu wyszarpnęło broń – wielkie, dwuręczne miecze z czarnego, gładzonego drewna.Wszyscy śpiewali.Żelazna Krata chrząknął.– Tartheno Toblakai.Przeklęci przez Kaptura Fennowie.No cóż, to nie będzie zabawne.Jeden z wojowników usłyszał Zaprzysiężonego i skierował nań czarne, mętne oczka.Śpiew ucichł.– Dziecko, bracia – odezwał się Toblakai.– To samo, które mówiło przez ziemię? – zapytał drugi.– Nie wiem.Czy to ważne?– Tamto dziecko nie chciało nam pomóc.Obiecaliśmy mu straszliwą śmierć.– No to do dzieła.Toblakai umilkł, gdy Żelazna Krata rzucił się do ataku.Rozległ się ryk i drewniany miecz przeszył ze świstem powietrze, przecinając trasę oręża Zaprzysiężonego.Ten opuścił nieco broń, wsuwając sztych za ogromny nadgarstek przeciwnika, by zatrzymać instynktowne uderzenie w drugą stronę.Ostrze przebiło mocną, grubą skórę, wbijając się w twarde jak drewno mięśnie.Z prawej strony Zaprzysiężonego zamajaczyła olbrzymia postać, lecz mimo to Żelazna Krata nie przerywał ataku.Pochylił się pod ramionami pierwszego Toblakai, a potem obrócił wkoło, gdy drugi z jego przeciwników walnął z całym impetem w pierwszego.Zaprzysiężony uwolnił miecz i uderzył w górę, szukając miękkiego miejsca pod żuchwą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •