[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do stacji będziesz moim towarzyszem, od chwili jednak, gdy wsiądziemy do pociągu, będziesz moim lokajem, albo raczej, według umowy — niewolnikiem.No, a teraz zamknij okno i otwórz drzwi.Wykonałem spiesznie rozkaz, wprowadzając ją do pokoju.Rozejrzała się wokół, zmarszczyła brew i rzuciła od niechcenia:— No i jakże ci się podobam?— Ty.— Żadne "ty", kto ci na to pozwolił? — przerwała mi, grożąc szpicrutą.— Jaśnie pani jest skończoną pięknością.— A tak, to co innego — odrzekła, a rozsiadłszy się w moim fotelu dodała — chodź tu, uklęknij!Nie było innej rady.Musiałem usłuchać rozkazu.— Pocałuj mnie w rękę.W drugą.O tak.A teraz w usta.Objąłem ją ramionami z szaloną namiętnością i począłem obsypywać pocałunkami, które oddawała mi nie mniej namiętnie.* * *Punktualnie o dziewiątej rano, stosownie do jej rozkazu, było wszystko gotowe.Wsiedliśmy do wygodnego powozu, opuszczając na zawsze zaciszną miejscowość górską, gdzie zawiązał się tak niespodziewanie dramat mojego życia.W podróży z początku było jeszcze jako tako.Siedziałem u boku Wandy, która rozmawiała ze mną swobodnie, jak z dobrym znajomym: to o Włoszech, to o najnowszej literaturze polskiej, to wreszcie o muzyce Wagnera.Była ubrana w kostium podróżny, przypominający strój amazonek, z grubej, czarnej materii, obramowany suto gronostajami.Bujne włosy spięła w warkocz, zakryty niemal zupełnie czapeczką podróżną i gęstym welonem.Była w bardzo dobrym humorze, wpychała mi w usta cukierki, gładziła mi rozmierzwione wiatrem włosy, poprawiała krawat i pieściła moje ręce.A kiedy tylko Żydek-woźnica zdrzemnął się na koźle lub się odwrócił, natychmiast całowała mnie zimnymi usteczkami.Przypominały mi one jesienną różę, która zakwitła za późno wśród nagich badyli i pożółkłych liści, po to chyba, aby zwarzył ją pierwszy litościwy przymrozek.* * *Dojechaliśmy tak do stacji i wysiedliśmy razem przed budynkiem.Pomogłem jej przy tym szarmancko, za co odpowiedziała mi wdzięcznym skinieniem głowy i podała ramię.Następnie udała się do kasy po bilety, zostawiając mnie w poczekalni.Wróciła zupełnie inna, doprawdy nie ta sama.— Masz tu bilet, Grzegorzu — odezwała się tonem, jakim zwykle odzywają się wytworne damy do swoich lokajów.— Bilet trzeciej klasy — zauważyłem zdziwiony bardzo.— No tak, trzeciej klasy.Wolno ci jednak wsiąść dopiero wówczas, gdy ja zajmę swoje miejsce w coupe i nie będę cię już potrzebowała.Na każdej stacji masz wysiąść i podbiec do mego okna z zapytaniem, czy mi czegoś nie trzeba, rozumiesz? A teraz podaj mi futro.Cóż, nie było innej rady.Spełniłem rozkaz.Moja pani zajęła cały przedział pierwszej klasy.Rozmieściłem jej pakunki i na skinienie, bym się oddalił, pobiegłem do trzeciej klasy.Po raz pierwszy w życiu jechałem tą klasą na kolejkach galicyjskich.Ławki twarde jak kamień, brudne, na podłodze błoto zaschłe całymi warstwami, u okien nie mytych nigdy brudne szmaty (niby firanki), na półkach i w przejściach stosy tłumoków.Wszystkie ławki zajęte przez kiwających się Żydów, baby z dziećmi i chłopów, pykających fajki smrodliwe nie do zniesienia.Z trudem znalazłem sobie miejsce na brzegu ławki i pogrążyłem się w głębokich rozmyślaniach nie tylko nad schludnością i higieną galicyjskich kolei w przedziałach trzeciej klasy, ale i nad tym, dlaczego jestem głupcem podniesionym do kwadratu i czym jest dla mnie kobieta.* * *Na każdej stacji wysiadam i biegnę do jej przedziału, oczekując z kapeluszem w ręku na rozkazy.Wymagania jej są bardzo wymyślne.Raz każe sobie przynieść kawy, drugi raz wody, trzeci raz ciepłej wody do mycia rąk.Do przedziału jej wsiadło dwu elegantów, z którymi flirtuje w najlepsze, nic sobie ze mnie nie robiąc.Umieram z zazdrości, pędzę z pociągu na stację po sprawunki i spieszę się, by pociąg nie uciekł.Nastał wieczór.Moja pani rozciągnęła się wygodnie na kanapce po jednej stronie przedziału i otuliła się w futro, podczas, gdy dwaj kawalerowie siedzą naprzeciw niej i udają jej aniołów stróży.Ja niestety muszę się dusić w ciasnym przedziale trzeciej klasy, w dymie tytoniowym i słuchać sprośnych piosenek żołdaków lub wstrętnego żydowskiego szwargotu.* * *W Wiedniu zatrzymaliśmy się na jeden dzień, dla załatwienia sprawunków.Oczywiście towarzyszę jej w sklepach i magazynach jako służący, krocząc za nią w przyzwoitym oddaleniu kilku kroków i dźwigając całą masę towarów.Przed odjazdem w dalszą drogę kazała mi przebrać się po krakowsku.Rad nierad wciągnąłem szerokie, pasiaste spodnie, wysokie buty, bogato wyszywaną sukmanę i pas z mnóstwem brzękadeł, a do kompletu — przepyszną czerwoną rogatywkę z pękami pawich piór.Jest mi w tym stroju nawet dość ładnie.Nie mogę zresztą oponować, gdyż moja pani darowuje kelnerowi mój nowiutki garnitur [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •