[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.John wszedł na schody.Natalia stała trzy stopnie poni­żej szczytu i obserwowała korytarz.Rourke zatrzymał się stopień niżej, mówiąc:- On nie żyje.Ty to zrobiłaś ?Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.Potem kąciki ust opuściły się i powiedziała:- Musiałam.Zorientował się, że coś jest nie tak.- I miał rację - odparł oglądając się w dół.- Gdzie trzymają Chambersa ? Gdzieś tutaj ?- Za rogiem.John zdawał sobie sprawę, że będzie zmuszony obez­władnić wartowników pod drzwiami, jeśli Natalii nie uda się tego zrobić swoim sposobem.Najbardziej jednak mar­twił go strażnik wewnątrz celi.Domyślał się, że był nie tylko po to, by przeciwdziałać próbie samobójstwa, ale miał rozkaz zabić Chambersa w przypadku, gdyby ktoś próbo­wał go oswobodzić.Rourke położył się na schodach i z poziomu podłogi ob­serwował odchodzącą hallem Natalię.Zauważył, jak skrę­ca za róg.Nie widział nikogo więcej i nic nie słyszał, więc podniósł się i ruszył korytarzem, trzymając się bilsko ścia­ny.Na rogu zatrzymał się, wsłuchując się w odgłos jej kro­ków.Ponownie usłyszał prowadzoną po rosyjsku rozmo­wę.Rozumiał ją na tyle, by zdać sobie sprawę, że Natalia ma pewne kłopoty z przekonaniem strażników, iż powinni ją wpuścić.Ostatecznie usłyszał, jak dziewczyna mówi:- Mam więc pójść i wrócić z towarzyszem majorem Karamazowem ? Musi was osobiście poinformować, że mam zobaczyć więźnia Chambersa w celu wydostania pewnych ważnych informacji ? I to natychmiast ? No więc ?John ponownie usłyszał jej kroki, zbliżające się ku nie­mu korytarzem, potem cięższe stąpanie żołnierskich butów.Ochrypły męski głos, używając tak złej gramatyki, że nawet Rourke to zauważył, powiedział:- Zaczekajcie, towarzyszko kapitan Tiemerowna! Mo­żecie oczywiście Chambersa więźnia zobaczyć.My tylko próbowaliśmy.- Tak, wiem, i bardzo wam się to chwali, ale teraz nie ma czasu.Pospieszcie się.- Kroki znowu oddalały się.- Spieszcie się, nie ma czasu.Otwórzcie drzwi! Rourke usłyszał odgłos otwieranych drzwi.Ruszył korytarzem w morderczym biegu, mając nadzieję dopaść obydwu mężczyzn.W połowie długości korytarza zrozumiał, że nie było to dobre rozwiązanie.Jeden ze strażników już się do niego odwracał.John wsunął palec pod osłonę spu­stu AK-47 i pociągnął za języczek.Pierwszą trzystrzałową serią ściął bliższego wartownika.Wtem posłyszał stłumio­ny odgłos wystrzału, głośny jak z pistoletu dużego kalibru.Zignorował go wystrzeliwując kolejną trzystrzałową serię w drugiego strażnika, który już sięgał do przycisku alarmu we framudze drzwi.Wartownik osunął się na ścianę, lecz ręką nadal usiłował sięgnąć do przycisku.Rourke dopadł do nie­go, kolbą zbił jego rękę i kopnął drzwi od celi Chambersa.W środku stała Natalia.Trzeci rosyjski strażnik le­żał martwy na podłodze, pośrodku jego czoła widniał niewielki otwór.W siwiejącym, wysokim mężczyźnie przyglądającym się Natalii, rozpoznał znanego ze zdjęć w gazetach, Samuela Chambersa.Prezydent odwrócił się do niego, mówiąc:- Jesteście komandosami ?- Nie, panie prezydencie - odpowiedział doktor pozwa­lając sobie na długie westchnienie.- Tylko utalentowany­mi amatorami.Nic panu nie jest ?- Na razie nie.Rourke wrócił na korytarz i zabrał wartownikom oby­dwa karabiny.Jeden wręczył Chambersowi, drugi - wraz z zapasowymi ładunkami - podał Natalii.Przewiesiła go so­bie przez plecy.W drugim, trzymanym w dłoniach, spraw­dziła magazynek.John popatrzył na nią i rzekł:- Przykro mi.Starałem się do tego nie dopuścić.- Wiem - odrzekła spokojnie.- Chdźmy, musimy wydo­stać Paula.- Kto to jest Paul ? - spytał Chambers.Doktor chciał odpowiedzieć, ale dziewczyna ubiegła go:- Nieważne, panie prezydencie.Jak tylko pozna pan Paula, od razu go pan polubi.Rourke spojrzał na nią mówiąc:- Idź po Paula z prezydentem, chyba że uważasz, iż będę ci potrzebny.Ja muszę powstrzymać Władimira, tym bar­dziej teraz, po tej strzelalinie.Gdzie jest winda ?- Na końcu tego korytarza - odpowiedziała.- Po wyjściu z niej pójdziesz w prawo do samego końca.Będziesz wi­dział pole startowe.Tylko pospiesz się, bo niedługo wszy­scy wartownicy będą już powiadomieni.John cofnął się do hollu, zabrał jednemu z zabitych straż­ników dwa zapasowe magazynki i ruszył korytarzem w stronę biura Karamazowa.Przebył zaledwie połowę jego długości, gdy zawyły syreny.Nagle w drzwiach pojawiło się trzech umundurowanych żołnierzy sowieckich.Jeden trzymał swój AK-47 w rękach, dwaj pozostali broń mieli przewieszoną przez płecy.Amerykanin otworzył ogień trafiając pierwsze­go, nim tamten zdążył się rozejrzeć, a potem zajął się nastę­pnymi dwoma, którzy właśnie ściągali karabiny z pleców.Pobiegł dalej, dotarł do drzwi Karamazowa i stając krok od nich władował w zamek trzy kule.Drzwi otwarły się na oścież i Rourke odskoczył w bok.Z wnętrza biura dotarł do niego odgłos wystrzału z broni automatycznej.Przylgnął do ściany i krzyknął:- Nie chcę cię zabić, Karamazow, chyba, że będę musiał.Wysłuchaj mnie.Rozległ się kolejny wystrzał.John spojrzał w stronę hol­lu.Zdawał sobie sprawę, że w ciągu minuty zaroi się tam od sowieckich żołnierzy i wszystko będzie stracone.Wy­rzucił z AK-47 niemal do cna zużyty magazynek i zastąpił go nowym.Skierował karabin w otwarte drzwi gabinetu Karamazowa i kropił krótkimi seriami, przesuwając lufę w dół, w lewo i w prawo.Potem skoczył przez próg i przeto­czył się po dywanie.Major strzelał stojąc za swoim biur­kiem, ale seria, która uderzyła tuż przed nim, zmusiła go do pochylenia się.Rourke stanął na nogi, podbiegł i rzucił się przez biurko wprost na podnoszącego się Karamazowa.Jego ręce sięgnęły ku gardłu majora, zaś prawe kolano grzmotnęło kagebistę w pachwinę.Obaj mężczyźni przewrócili się na podłogę.John miał już teraz zarys planu, który przy okazji pozwo­liłby mu dotrzymać obietnicy danej Natalii.Nie mógł zabić Karamazowa, Rosjanin był jedyną przepustką do koryta­rza i windy lotniczej z Chambersem, Rubensteinem i dziewczyną.Karamazow oderwał dłonie napastnika od gardła, w je­go prawej ręce pojawił się mały rewolwer.John obrócił się i kantem dłoni uderzył majora w nadgarstek, wytrącając broń na podłogę.Prawym zamachowym dosięgnął szczęki Rosjanina, rzucając go plecami na ścianę, a potem zanur­kował na podłogę po rewolwer.Pochwycił go wreszcie i zdołał jeszcze instynktownie przeturlać się, gdy w miejscu, gdzie sekundę wcześniej była jego głowa, roztrzaskało się krzesło.Rewolwer tkwił teraz w prawej dłoni Rourke'a.Wyprostował ramię, kciukiem odciągnął kurek i lufa małej “trzydziestki ósemki” znalazła się na jednej linii z twarzą Karamazowa.Rosjanin zamarł.- Mrugnij tylko i już jesteś trupem - ledwie słyszalnym głosem oznajmił John [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •