[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdecydowawszy, że jest już za późno na kładzenie się, Seweryn nałożył marynarkę, przeczesał starannie przed lustrem włosy, poprawił krawat.„Nie, niczego nie znać na mojej twarzy” - upewnił się jeszcze raz.Ale ledwie to pomyślał, ogarniając siebie jednocześnie uważnym spojrzeniem, uderzył go we własnych oczach zimny blask, chłód, którego nie znał, a dokoła ust grymas, który zrobił na nim wrażenie obcego.Uśmiechnął się odruchowo, jak gdyby chciał z siebie zetrzeć tę obcość.Jednak grymas nie tylko nie zniknął, lecz jeszcze głębszą linią wessał się w rozchylone wargi, nadając im wbrew pozorom niefrasobliwego przegięcia wyraz okrutnej pożądliwości.Seweryn szybko się odwrócił.„Ciekawy jestem - pomyślał - czy to właśnie to zauważył we mnie ten księżowy smarkacz? Cóż za głupstwa! A ręce? Prawda, to znowu ten pijaczyna coś wygadywał.” Podniósł wolnym ruchem swoje dłonie do światła: były smukłe, silne, choć delikatne.Któż to mówił mu ostatnio, że są tak piękne? Od razu przypomniał sobie pewną młodą aktorkę, z nocnego lokalu na Montmartrze, małą Zizi, która nad ranem, pijana, gdy dansing pustoszał, przysiadła się do niego i jak pisklę, przytuliwszy mu się do ramienia swoimi ledwie rozwiniętymi piersiami, zaczęła całować go po rękach, i prosić, aby choć na jeden dzień zabrał ją z sobą.Obiecywała, że nazajutrz sama pójdzie, nie będzie potrzebował jej wyrzucać.Chciała choć przez kilka godzin nie czuć samotności.Podobała mu się.Odmówił jednak szorstko i brutalnie, w sposób, w jaki możemy odpędzać tylko tych, o których wiemy, że im na nas zależy.Gdy odchodziła zupełnie już trzeźwa, jej okrągłe, duże ciemne oczy były pełne łez.Gryzła wargi, żeby nie rozpłakać się na głos.W kilka dni później, nie wiedząc, co zrobić z wieczorem, zaszedł do tego samego lokalu i spytał o Zizi.Okazało się, że nie żyje.Właśnie poprzedniego dnia umarła w szpitalu: oturuła się weronalem.Jednocześnie z tym wspomnieniem zadźwięczała Sewerynowi w uszach melodia, którą tego drugiego wieczora grała kilka razy orkiestra.Była to piosenka z filmu „14 lipiec”, walc smutny i spokojny, często niesiony monotonnymi dźwiękami katarynek po wąskich i krętych uliczkach, pod niebem pogodnym i zasnutym zwolnionymi dymami.Przyćmiono światła, nieśmiała smuga reflektora rozpylała na parkiecie srebrzystą niebieskość, pary stłoczone jedna przy drugiej kołysały się równo i łagodnie, jak gdyby zaklęte na krótką chwilę lunatycznym snem.Od strony baru dobiegał brzęk szklanek.Seweryn tańczył z jedną z miejscowych dziewczyn.Zarzuciwszy mu ramiona na szyję, nuciła półgłosem piosenkę.„Znałaś małą Zizi?” - spytał.Oczywiście znała.„Biedna!” - powiedziała z akcentem tkliwości w głosie.Seweryn chciał się dowiedzieć, dlaczego popełniła samobójstwo.Wzruszyła tylko ramionami: „Czyż to można wiedzieć dlaczego? Tego nigdy się nie wie.” „Kochała się w kim?” - badał.„Nie, chyba nie - odpowiedziała.- To była porządna dziewczyna, na pewno nie miała jeszcze kochanka.Mogłabym przysiąc, że szukała ideału.A to niedobrze - zakończyła z żałobną powagą.- Tego można pragnąć, ale nie trzeba szukać.”„Niczego się nie szuka - pomyślał Seweryn - wszystko się znajduje.” Podszedł do drzwi i chwilę nasłuchiwał: żaden odgłos nie mącił w tej stronie ciszy.A więc! Wyjął z szafy ciepłą kurtkę, włożył na siebie, wziął czapkę, potem z biurka rewolwer i wsadził go do kieszeni.Nagle pomyślał: „Właściwie, dlaczego ja to wszystko robię? Po co?” I w tej chwili zdał sobie sprawę, że powody, które dotychczas wydawały mu się niezwykłej wagi, są w rzeczywistości sztuczne i nieprawdziwe.Nawrocki? Cóż mu z tej strony groziło? Co wskazywało, aby posterunkowy zamierzał opowiadać komukolwiek historię z Burakiem? Z całą pewnością wystarczyło mu, że sam wie.Zatem?Seweryn z nerwowym pośpiechem zaczął zapinać kurtkę.Czuł, że ani chwili dłużej nie wytrzyma w pokoju.Miał wrażenie, jakby się dusił.Ale w ciągu paru sekund, których potrzebował, aby dojść do drzwi, ogarnął go nagle tak straszliwy niepokój, iż uderzony nim zachwiał się i żeby nie upaść, musiał oprzeć się o stojące obok krzesło.W tym momencie stracił świadomość.Ocknął się nie pamiętając zupełnie, co się z nim działo.Stał ciągle w tym samym miejscu, wsparty o krzesło, którego poręczy uczepił się kurczowym chwytem palców, i chociaż ostry kant drzewa boleśnie wpił mu się w ciało, bał się opuścić dłoń.Szum w głowie paraliżował w nim energię.Brakowało mu powietrza, przymknął więc oczy, starał się równo oddychać.Powoli przychodził do siebie.Był pewny, że od chwili, w której utracił przytomność, upłynęło bardzo wiele czasu.Ale gdy spojrzał na zegarek, przekonał się, że wszystko to nie trwało nawet całej minuty.„Po prostu zawrót głowy” - wytłumaczył sobie.Otrząsnął się, jakby wyszedł z zimnej kąpieli.„No, dosyć tego!” - zdecydował.Zgasił światło i znalazłszy się na korytarzu zamknął za sobą drzwi na klucz.Drogę znał dobrze, mógł swobodnie poruszać się po ciemku.Musiał zresztą przebyć tylko kilka kroków, aby znaleźć się przy drzwiach wychodzących na ogród.Klucz wisiał na ścianie, miał jednak przy sobie drugi zapasowy.Noc otoczyła go ciemnością i chłodem.Wiatr szarpał mrokiem, kłęby zeschłych liści jak rzęsisty deszcz szumiały.Chcąc uniknąć spotkania z nocnym stróżem, Seweryn zaraz z ganku skręcił w boczną aleję, aby okrążywszy dokoła park dotrzeć do małej furtki przez nikogo obecnie nie używanej, a wychodzącej na rozdroże u końca wsi.Podniósł kołnierz i ruszył szybkim krokiem.Z początku aleja biegła wzdłuż brzegów Zelwianki.Była to droga zawsze mroczna i wilgotna, wydana mimo gęstego i wysokiego zadrzewienia na najporywistsze wiatry od pól i łąk.Teraz ciemność tu leżała nieprzenikniona, a długi rząd klonów, odartych z liści i bitych sprzecznymi podmuchami, zdawał się coraz słabiej bronić przed tym naporem.Chwilami, jak tama przerwana, załamywał się i wtedy czarne potoki, spienione i gwałtowne, rozdzierały noc od ziemi do nieba.Chcąc jak najprędzej przebyć ten odcinek, Seweryn zaczął biec.Wiatr uderzał go w piersi, bił po plecach, smagał twarz.„Już niedaleko!” - dodał sobie odwagi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]