[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niecierpliwił ją duch przekory Sary, ale i tak ją rozpieszczała, gdyż pozbawiona własnych dzieci darzyła bratanicę prawdziwie macierzyńskim uczuciem.Ściśle biorąc Sara Andrews nie była ładna, nikt jednak nie mógł przejść obok niej obojętnie.Była brunetką, miała aksamitne czarne oczy, pąsowe usta i żywe rumieńce.Zajadała bułeczki z apetytem wyostrzonym długą drogą z Nowych Mostów i opowiadała dowcipnie o swoim dniu w szkole, a obie kobiety zaśmiewały się i co chwila spoglądały na siebie, dumne z jej bystrości.Po podwieczorku Sara wylała resztę śmietanki na spodeczek.— Muszę nakarmić moją kicię — oznajmiła wstając od stołu.— Ach, ta Sara! — westchnęła pani Ebenowa.— Znasz naszego czarnego kota? Mamy go już od lat i oboje z Ebenem bardzo byliśmy do niego przywiązani, a Sara nie cierpiała go.Biedny kot nie mógł się spokojnie wygrzać przy piecu, bo Sara stale go przepędzała.Niedawno złamał łapę i uważaliśmy, że trzeba go uśpić.Ale Sara wpadła w szał.Zdobyła skądś łupki, nastawiła mu łapę, zabandażowała i cackała się z nim jak z chorym dzieckiem.Łapa się zrosła, jest już zdrów, a ona go nadal rozpieszcza.Taka już jest.Koło chorych kurcząt też się przez tydzień krzątała i wpychała im do dziobów proszki.I trzęsie się nad tym zmarniałym cielakiem, odkąd się otruł, a na inne nawet nie spojrzy.Mijało lato i pani Ebenowa usiłowała pogodzić się z faktem, że z jej zamków na lodzie nic nie będzie.Często jednak gderała na Sarę.— Saro, dlaczego ty właściwie nie lubisz Leona? To taki wspaniały chłopak.— Nie lubię wzorowych młodych ludzi — odparła zirytowana Sara.— I chyba znienawidzę Leona Baxtera.Wciąż muszę wysłuchiwać, ile on ma zalet.Nie pije, nie pali, nie kradnie, nie kłamie, nigdy nie traci głowy, nie klnie i chodzi regularnie do kościoła.Nie zniosłabym takiej chodzącej doskonałości.Nie, nie, ciociu Luizo, inna kobieta będzie królowała w tym pałacu w Nowych Mostach.Kiedy jabłonie, biało–różowe w czerwcu, porudziały jesienią, pani Ebenowa w październiku zaprosiła znajome panie.Miały wspólnie uszyć narzutę.Najmodniejszym wzorem w Avonlea był wzór „Wschodząca Gwiazda”.Pani Ebenowa miała zamiar dać tę narzutę w wyprawie Sarze i zszywając białe i czerwone romby wyobrażała sobie, że narzuta okrywa już łóżko w gościnnym pokoju domu w Nowych Mostach, a ona przyszedłszy z wizytą kładzie na niej swój kapelusz i szal.Teraz ta wizja znikła i pani Ebenowa straciła serce do wykańczania narzuty.Kiedy Sara w sobotę po południu wróciła do domu, wszystkie przyjaciółki pani Ebenowej siedziały wokół narzuty, pilnie szyjąc, i nie próżnowały też ich języki.Sara zaczęła się krzątać pomagając ciotce w przygotowaniach do kolacji.Właśnie wyjmowała z kredensu czarki na krem, gdy pojawiła się pani Jerzowa Pye.Pani Jerzowa miała prawdziwy talent do spóźniania się.Dziś spóźniła się jeszcze bardziej niż zwykle i była ogromnie podekscytowana.Zgromadzone wokół „Wschodzącej Gwiazdy” kobiety uznały, że warto będzie jej posłuchać, i zapadła wyczekująca cisza.Pani Jerzowa była wysoką chudą niewiastą, miała długą bladą twarz i wodniste zielone oczy.Rozejrzała się wokoło z miną kota, który oblizuje się połknąwszy smaczny kąsek.— Pewnie już wiecie, co się stało? — zapytała, choć, rzecz jasna, była przekonana, że nikt nic nie wie.Wszystkie panie siedzące wokół rozpiętej na ramie narzuty przestały szyć.Pani Ebenowa stanęła w drzwiach z brytfanną pełną gorących ciasteczek.Sara przestała liczyć czarki i odwróciła się.Nawet czarny kot przestał się myć.Pani Jerzowa mogła się napawać niczym nie zakłóconą uwagą swego audytorium.— Bracia Baxter są zrujnowani.Podejrzane bankructwo! — zawołała i aż zaświeciły jej się oczy.— Czeka ich hańba!Przerwała, ale widząc, że jej słuchaczki ze zdziwienia nie są w stanie wykrztusić słowa, ciągnęła:— Właśnie miałam wyjść z domu, kiedy Jerzy wrócił z Nowych Mostów.Mało mnie nie zbiło z nóg.Niby miała to być taka solidna firma! A zbankrutowała do szczętu! Luizo, daj mi igłę.Luiza upuściła na stół patelnię.Z kredensu rozległ się brzęk — Sara musiała coś stłuc.Rozwiązały się języki i wszystkie panie zaczęły naraz mówić, nie udało im się jednak zagłuszyć przenikliwego głosu pani Jerzowej Pye.— Tak, tak.To hańba! A wszyscy im bezwzględnie ufali! Jerzy sporo straci, wielu porządnych ludzi dało się nabrać.Wszystko pójdzie pod młotek — farma Piotra Baxtera i ten wspaniały nowy dom Leona.Pani Piotrowa przestanie zadzierać nosa.Jerzy widział Leona, jest okropnie przybity i zawstydzony.— Ale kto zawinił temu bankructwu? Czy coś się stało? — spytała ostro pani Małgorzata Linde.Nie lubiła pani Jerzowej.— Każdy mówi co innego — brzmiała odpowiedź.— O ile Jerzy mógł się zorientować, Piotr Baxter spekulował cudzymi pieniędzmi i oto rezultaty.Wszyscy podejrzewali, że z niego kawał kanciarza, ale wierzyli, że Leon go dopilnuje.O nim mówiło się jak o świętym.— Leon na pewno nic o tym nie wiedział!— zauważyła z oburzeniem pani Małgorzata.— A powinien! Albo też jest łotrem, albo idiotą! — zawołała pani Hermanowa Andrews, która dotąd należała do najgorętszych wielbicielek Leona.— Powinien patrzeć Piotrowi na ręce i pilnować interesów.No, Saro, okazuje się, że byłaś rozsądniejsza od nas! Ładnie byś wyglądała, gdybyś wyszła za Leona.Nawet jeśli nie poniesie uszczerbku na opinii — nie będzie miał złamanego grosza.— Wszyscy mówią, że Piotr szwindlował i będzie proces — zakomunikowała pani Jerzowa Pye, pilnie szyjąc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]