[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nic mi nie jest.Kazano mi tylko trzymać się na dystans.- Zwiększ go, Varian.Osłaniam cię.- Zaatakuje mnie, jeśli się ruszę, Kai.Nie wyciągaj obezwładniacza.- Niby skąd ten ptaś miałby wiedzieć, do czego służy obezwładniacz? - wtrącił się Bonnard.- Punkt dla ciebie! - rzuciła Varian.- Chcę poczęstować go trawą - dodała i powolutku wyciągnęła z kieszeni kępkę trawy zebranej w dolinie.Z wielką ostrożnością uniosła pęk źdźbeł, by dostrzegł je czubak.Wzrok stworzenia wciąż spoczywał na Varian, lecz odniosła wrażenie, że ptak zauważył wiązkę trawy.Z wolna umieściła ją na szczycie wzniesienia.Czubak ponownie zapiszczał skrzekliwym głosem, lecz tym razem nieco ciszej, mniej agresywnie.- Bardzo miło było cię poznać! - powiedziała Varian.Dobiegło ją oburzone parsknięcie Bonnarda.- Grzeczność nigdy nie idzie na marne, Bonnard.Ton wypowiedzi jest nośnikiem informacji, tak jak gest.Ta istota rozumie część z tego, co robię, i z tego, co mówię.Zaczęła schodzić w kierunku ślizgacza, poruszając się powoli i ani na moment nie spuszczając oka z ptaka.Gdy tylko znalazła się na dole obok Kaia i Bonnarda, dorosły czubak kaczkowatym krokiem zbliżył się do pęku trawy, zabrał go i zawróciwszy na skraj urwiska, rzucił się w dół.Rozwinąwszy skrzydła, wzbił się w górę, by zniknąć pośród innych ptaków.- To było fascynujące - wyszeptał Kai, dając wreszcie upust długo wstrzymywanemu westchnieniu.Bonnard spoglądał na Varian ze szczerym podziwem.- Rany, jedno pchnięcie dziobem i wyprawiłby cię w przepaść!- W poczynaniach ptaka nie było ni krzty groźby - odrzekła.- Varian - Kai położył dłoń na jej ramieniu - bądź bardziej ostrożna.- Robię to nie pierwszy raz.- Dostrzegła w jego oczach niepokój.- Zawsze jestem ostrożna.Inaczej nie byłoby mnie tutaj.Zaprzyjaźnianie się z obcymi stworzeniami jest częścią mojego zawodu, to mój fach.Tylko jak ja się dowiem, jak dojrzałe są ich młode, skoro chronią.- urwała, i aż zagwizdała ze zdziwienia.- Wiem już.Czubak bronił malca, ponieważ nawykł do chronienia potomstwa.Wniosek: młode jeszcze przez jakiś czas po urodzeniu nie są zdolne bronić się same.A jednak - westchnęła, rozczarowana - wolałabym dostać się do jednej z ich jaskiń.- Varian, patrz tylko! - rzucił szeptem Bonnard, wskazując kierunek ledwo zauważalnym ruchem palca.Varian odwróciła się pomału.Rząd młodych spoglądał na nich ze szczytu urwiska.Zwinęły skrzydła i założywszy je do tyłu, wspierały się szponami, chroniąc się przed upadkiem.Varian roześmiała się, kręcąc z niedowierzaniem głową, i mamrocząc coś o obserwowaniu obserwatorów.- Widać nas jak na dłoni - rzekł Kai, opierając się o ślizgacz.Założył ręce.- Co robimy teraz według twojego harmonogramu? Pozwalamy im obserwować nasze poranne zwyczaje?- Proszę bardzo, jeśli sobie życzysz.Byłoby interesujące sprawdzić, jak długo coś potrafi przyciągać ich uwagę, tyle że wyżej dzieją się o wiele ciekawsze rzeczy.- Wskazała na krążące na niebie ptaki.Niektóre oddzielały się w grupach od reszty i umykały w różnych kierunkach, majestatycznie zamiatając skrzydłami.- Chyba jednak nie trafiliśmy na ich wolny dzień - powiedziała, błyskając uśmiechem w stronę Kaia.- Bonnard, podsadzę cię na maskę ślizgacza.Stamtąd powinieneś dojrzeć szczyt.Mógłbyś mi powiedzieć, czemu młode tak się wydzierają? I co przeważyło tamtego, którego chciałam uratować?- W porządku - odparł rezolutnie chłopiec.- Tylko nie wierć się za bardzo.Porysujesz butami osłonę - powiedział Kai.- Nie, nie możesz ich zdjąć - dodał zaraz, uprzedzając pytanie chłopca.Wwindowali go na górę.Bonnard z ogromną dbałością usadowił się w miejscu, skąd mógł widzieć szczyt.- Jest tam parę zdechłych płaszczaków i nieco szlamowatych wodorostów.Oo! Patrzcie na to!Ptaki, zwabione nową pozycją Bonnarda, porzuciły dotychczasową galeryjkę i kołysząc się, przeszły na inną stronę urwiska, by stanąć na wprost chłopca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •