[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko Bankolei ja mieliśmy broń gotową do strzału, z pełnymi magazynkami.Stanęłam na czele, a Bankole347 osłaniał nam tyły.Zmierzchało już.Z daleka za plecami dolatywały do nas odgłosy strzelaniny,a od czasu do czasu głuchy huk niewielkich wybuchów. XXBóg nie jest dobryani zły,Nie jest miłościąani nienawiścią.Bóg to Zmiana.Wszystko, czego potrzebujemy,musimy odnalezć w samych sobie.w sobie nawzajem w naszym Przeznaczeniu. Nasiona Ziemi: Księgi %7ływych349 SOBOTA, 28 SIERPNIA 2027(zapiski z WTORKU, 31 SIERPNIA)Dziś albo jutro wypada dzień odpoczynku, jednak zgodnie postanowiliśmy nie zatrzymy-wać się na dłuższy postój.Przez całą noc dochodził nas zgiełk dalekich wystrzałów, eksplozjii pożarów.Tam, skąd przyszliśmy, widzieliśmy łunę, podczas gdy niebo przed nami było jesz-cze czyste.Chociaż wszyscy jesteśmy umęczeni, rozsądniej zrobimy, nie opózniając wędrówki.Z samego rana obmyłam alkoholem czarny radioodbiorniczek w kolczyku, następnie włą-czyłam go i włożyłam do ucha.Słuchając, musiałam przekazywać dalej wszystkie wiadomości,ponieważ dzwięk był bardzo słaby.Z radia dowiedzieliśmy się, że nie tylko musimy zapomnieć o całodniowym wypoczynku,ale trzeba także zmienić plany.Uprzednio zamierzaliśmy trzymać się drogi numer sto jeden, dojść nią do San Franciscoi przejść przez most Golden Gate.Jednak radio ostrzegało, aby trzymać się z dala od rejonuZatoki.Okolice San Jose, San Francisco, Oakland i Berkeley to jeden wielki chaos.Trzęsienieziemi dokonało tam wielkich zniszczeń, a szabrownicy, ludzkie sępy, gliny i prywatne armieochroniarzy  wszyscy razem wyraznie uwzięli się, by dokończyć dzieła.Naturalnie piro teżzbiera swoje żniwo.Reporterzy radiowi, którzy tu na Północy skracają nazwę do  pro albo ro , donoszą, że jest mnóstwo uzależnionych.350 To właśnie im odbija na haju i wzniecają pożary, pustosząc okolicę, która oparła się trzę-sieniu ziemi.Za lub przed nimi szwendają się bandy ulicznej biedoty, grabiąc, co się da, zesklepów i z ogrodzonych murami enklaw bogaczy i niedobitków klasy średniej.No tak.Tu i ówdzie zdarza się, że bogacze uciekają śmigłowcami.Wszystkie mosty, które ocala-ły  a takich jest większość  kontroluje policja albo gangi.I jedni, i drudzy nastawieni sąna okradanie zdesperowanych uciekinierów z broni, pieniędzy, żywności i wody  w najlep-szym razie.Biednych karzą pobiciem, gwałtem i  na końcu albo od razu  śmiercią.Abyprzywrócić porządek, postawiono w stan gotowości Gwardię Narodową, której może w końcusię to uda.Sądzę jednak, że na krótką metę jej działania tylko powiększą szerzący się zamęti bezhołowie.Bo czego innego można oczekiwać, kiedy w tej obłąkanej sytuacji wkroczy nascenę jeszcze jedna dobrze uzbrojona, zorganizowana grupa? Co bardziej troskliwi gwardziściwezmą broń oraz resztę ekwipunku i znikną, żeby pomagać własnym rodzinom.Pozostali, jeślizostaną zmuszeni do prowadzenia wojny przeciwko własnym ziomkom, będą zdezorientowani,wystraszeni i przez to niebezpieczni.Znajdą się i tacy, którzy odkryją, że nowa władza, jaka imsię dostała w ręce  prawo do podporządkowywania sobie innych, do odbierania im mienia,godności i życia  bardzo ich rajcuje.Kiepska sytuacja.Chyba długo jeszcze rejon Zatoki lepiej będzie omijać szerokim łukiem.Przy śniadaniu rozłożyliśmy na ziemi mapy i przejrzawszy je, zdecydowaliśmy, że jesz-cze dziś rano zejdziemy z międzystanowej autostrady numer sto jeden.Mniejszą i niewątpli-wie mniej zapchaną szosą, prowadzącą od wybrzeża w głąb lądu, dojdziemy do miasteczkao nazwie San Juan Bautista, a stamtąd szosą stanową numer sto pięćdziesiąt sześć odbijemy351 na wschód.Stamtąd skręcimy w sto pięćdziesiątą drugą, która zaprowadzi nas do drogi mię-dzystanowej numer pięć, a tą z kolei okrążymy cały rejon Zatoki.Znaczyło to, że jakiś czasbędziemy wędrować przez środek stanu, a nie nad oceanem.Może się też okazać, że musimyominąć szosę międzystanową numer pięć i pójść jeszcze dalej na wschód, aż do drogi stanowejnumer trzydzieści trzy albo dziewięćdziesiąt dziewięć.Jednak podoba mi się to, że większaczęść szosy międzystanowej numer pięć prowadzi przez zupełne pustkowie.To miasta są naj-bardziej niebezpieczne.Nawet te mniejsze mogą stać się zabójcze.Mimo to trzeba co jakiś czasodnawiać zapasy  zwłaszcza wody.Niewykluczone, że z tego powodu będziemy musieli za-puścić się w gęściej zaludnione obszary przy jakiejś innej autostradzie.Tymczasem pozostajetylko się pilnować i uzupełniać wszystko przy każdej okazji, jaka się trafi  nie zmarnowaćszansy dokupienia gdzieś wody czy jedzenia.Nagle przyszło mi na myśl, że przecież te mapysą stare.Okolica przy szosie międzystanowej numer pięć też może być już gęściej zaludniona.Tak czy siak, by do niej dojść, musimy minąć wielkie słodkowodne jezioro  zalew SanLuis.Kto wie, czy już nie wyschło.W ciągu ostatnich kilku lat zniknęło wiele akwenów.Alebędą drzewa, chłodny cień i miejsca, gdzie da się wygodnie odpocząć.Może chociaż trafisię stacja wodna.Jeśli tak, staniemy tam na biwak i odsapniemy dobę albo nawet dwie.Powspinaczce w górzystym terenie będziemy potrzebować dłuższej chwili na oddech.Jak sądzę, wkrótce będziemy mieli na głowie szabrowników przepędzonych na północ akurat w naszą stronę  z Salinas i uciekinierów z rejonu Zatoki idących na południe, więc teżw naszym kierunku.Najroztropniej będzie po prostu zejść im wszystkim z drogi.352 Wyruszyliśmy wcześnie, wzmocnieni dobrym jedzeniem, które kupiliśmy w Salinas prawdziwymi delikatesami.Złożyliśmy się na nie wszyscy i umieściliśmy je na wózku Ban-kole a.Przyrządziliśmy kanapki z suszoną wołowiną, serem i pokrojonymi w plasterki pomi-dorami  wszystko na chlebie z pszennej mąki.Na deser zajadaliśmy winogrona.Profanacja,że wszystko w pośpiechu.Uczty złożonej z takich rarytasów nie mieliśmy od dawna.Pierwszy raz widziałam autostradę na Północ tak wyludnioną.Ośmioro dorosłych i nie-mowlak  stanowiliśmy najliczniejszą gromadę dookoła.Inni piechurzy  idący przeważniew pojedynkę albo parami z dziećmi  trzymali się od nas z daleka.Odniosłam wrażenie, żewszyscy też wydłużają krok, jak gdyby i oni zdawali sobie sprawę, co prawdopodobnie zbliżasię z tyłu.Czy wiedzieli też, co może czyhać  co czyha  z przodu, jeśli nie zejdą z auto-strady międzystanowej numer sto jeden? Nim my to zrobiliśmy, próbowałam przestrzec dwiekobiety, które szły tylko z dziećmi, by omijały rejon Zatoki.Zagadałam do nich, że słyszałam,iż panuje tam sądny dzień: pożary, rozruchy, wielkie szkody po trzęsieniu ziemi.Ale one tylkoprzygarnęły swój przychówek i oddaliły się ode mnie.Niedługo potem skręciliśmy w podrzędną szosę wiodącą przez pagórkowaty teren: naszskrót do San Juan Bautista.Szczęśliwym trafem okazała się brukowana i wcale nie tak strasz-nie pokruszona czy spękana.I była pusta.Na długich odcinkach nie uświadczyliśmy żywejduszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •