[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Szkoda, że nie udało ci się zdobyć munduru policyjnego - powiedział Kruminsz, jakby podsłuchał jego myśli.- Aha - zgodził się Kroni.- Tak będzie trudniej.- Może powinieneś poprosić Gerę, żeby cię przeprowadziła?- Którędy? Ulicą? Wszyscy ją tu znają i wszyscy będą się gapić.Kroni stał przy rogu zaułka prowadzącego do tylnego wyjścia domu Spelów.Ulica była dobrze oświetlona, bo mieszkali przy niej najzamożniejsi.Nawet w takim dniu Glizda nie ośmielił się pozostawić jej bez ochrony.Barczysty facet o szarej twarzy, szarych włosach i niebieskich wargach leniwie przechadzał się po drugiej stronie ulicy.Może Glizda specjalnie pozostawił go koło domu Spelów?Jak tylko facet zniknął, zjawiła się niania z dwójką rachitycznych, krótkonogich dzieciaków.Dzieci były przebrane za żołnierzyków i próbowały podstawiać niani nóżki.Niania zwinnie przeskakiwała przez zasadzki, co było dziwne w jej mocno podeszłym już wieku i zdumiewało przy jej siwych włosach, zebranych w malutki koczek na ciemieniu.Kroni odprowadził tę grupkę wzrokiem i już zamierzał podejść do windy, kiedy znów musiał dać nura w ciemność.Ulicą spieszył nosiwoda, taszcząc na plecach zbiornik z czystą wodą.Zbiornik był wysoki i wystawał ponad głowę nosiwody.Kroni zerknął do tyłu, żeby się upewnić, że nikt go nie obserwuje i ruszył za nosiwodą, dopasowując krok do jego dreptania.Woda pryskała z otwartego od góry zbiornika i rozbryzgiwała się na zakurzonych kamieniach chodnika.Kroni usiłował sprawiać wrażenie nieroba, ale chyba nie bardzo mu się to udało, bo dwie zamożnie ubrane dziewczyny w ciężkich ametystowych tiarach parsknęły na jego widok śmiechem i zaczęły szeptać, po czym przystanęły z tyłu.Kroni postanowił się nie oglądać.Doszedł do małej windy, które jeżdżą tylko na górnych poziomach.Nacisnął w przelocie guzik wywołania i zatrzymał się dopiero o parę kroków dalej.Dziewczyny zostały za zakrętem.Ta winda obywała się bez strażnika, gdyż był to dźwig gospodarczy, zatrzymujący się na dole w magazynach sklepu pana Kalgara.Kabina nadjechała z dołu i zatrzymała się.Kroni niedbałym ruchem odsunął kratę i wszedł, ale nie zdążył zamknąć drzwi.- Poczekaj! - krzyknął ktoś wystarczająco głośno, żeby nie mieć wątpliwości, że człowiek w windzie go usłyszy.Ręka Kroniego sama skoczyła do dźwigni zamykającej kratę.- Nie spiesz się - powiedział Kruminsz.- On może zawiadomić dół, a wtedy znajdziesz się w pułapce.Kroni usunął się pod tylną ścianę kabiny.- Bałem się, że nie usłyszysz - powiedział policjant w zniszczonym mundurze, wbiegając do windy.- Gdzie jedziesz?Policjant patrzył na tablicę z przyciskami.Zachowywał się jak człowiek przyzwyczajony do rozkazywania.Tak zachowywali się policjanci służący na dole, w biednych kwartałach, gdzie pan kwartałowy był bogiem, a policjanci jego aniołami zemsty.- Na dół - powiedział Kroni.- Do sklepu.- Ja też tam jadę - powiedział policjant takim tonem, jakby Kroni sprawił mu ogromną radość.Nacisnął guzik, winda ruszyła, a policjant odwrócił się do Kroniego.- Gdzie służysz? - zapytał.Niczego nie podejrzewał.Zapytał po prostu dla porządku.Kroni o mało nie powiedział, że u pana Spela, ale nie chciał ściągać podejrzeń na ten dom.- A.u pana Kalgara - powiedział Kroni.Za kratą następnego piętra mignęła czyjaś twarz.- Poczeka - powiedział policjant wesoło.- Lubię, kiedy fagasy czekają.- A może ten pan miał jakąś pilną sprawę?- Pan? - Ta myśl bardzo policjanta rozbawiła.- Wkrótce ci państwo nie będą mieli żadnych pilnych spraw.My ich.I policjant wykonał nieprzyzwoity gest, pokazując, co się stanie z panami.Oczy miał bez rzęs, białe i szalone.Nawet szeregowi policjanci już wiedzą, zauważył w duchu Kroni.- A kto wtedy będzie?- Nie musisz wiedzieć! - uciął policjant i w tym momencie podejrzenie zaświtało mu w głowie.W windzie było dość ciemno, bo oświetlała je tylko słaba żarówka pod sufitem, więc pochylił się, żeby zajrzeć Kroniemu w twarz.- Pokaż znaczek - rzucił policjant, szturchając go krzywym palcem w pierś.- Po co to panu, panie policjancie? - zapytał Kroni zdumionym głosem.- Przecież niczego złego nie zrobiłem.- Znaczek!Łopaciasta ręka wysunęła się do przodu i zastygła w oczekiwaniu.Druga ręka opadła na pas z pistoletem.Za kratą przesuwała się wolno kamienna ściana.Kroni wsunął rękę za pazuchę kurtki, wyciągnął błyskawicznie paralizator i policjant ogłupiałym wzrokiem zagapił się na broń, która niemal czarodziejskim sposobem znalazła się w dłoni jego towarzysza podróży.- Ty.- zaczął.Kroni usłyszał głos Kruminsza:- Paralizator działa bezgłośnie.Strzelaj i od razu zatrzymuj windę.Kroni pociągnął za spust i policjant natychmiast bezwładnie osunął się na podłogę.Rurarz nie tracąc czasu nacisnął guzik i winda zatrzymała się ze zgrzytem.- On nie umrze? - zapytał Kroni w przestrzeń.- Nie, tylko śpi.Obudzi się za jakieś pół godziny - powiedział Kruminsz.Niespodziewany kłopot przyniósł w rezultacie Kroniemu szczęście.Rurarz zdjął policjantowi czapkę, która była trochę za mała, ale była.Trudniej było zdjąć kurtkę.Biała lampka na pulpicie windy sygnalizowała mruganiem wezwanie już z trzech poziomów.Kurtka była za ciasna w ramionach i znacznie za obszerna w talii.- Szybciej - ponaglał go Kruminsz.- Sam wiem, że trzeba się spieszyć! - warknął Kroni i znów uruchomił windę, po czym stanął przed kratą i patrzył surowym wzrokiem na ludzi, którzy chcieli dostać się do środka.- Potem! - powtarzał głośno.- Poczekajcie.W kącie windy siedział z głową opartą na piersi mężczyzna w koszuli, więc ludzie orientowali się natychmiast, że pan policjant wiezie aresztowanego i lepiej się do windy nie pchać.Winda zatrzymała się koło magazynu sklepu pana Kalgara.Kroni gwałtownie odsunął kratę i powiedział do jednego z czekających przy drzwiach:- Pomóż mi go wyciągnąć.Ludzie cofnęli się z przestrachem, tylko jakiś starszy już technik skwapliwie wbiegł do kabiny i podniósł nieprzytomnego policjanta.Było mu ciężko, ale więcej chętnych do pomocy w tłumie nie było, a policjant Kroni oczywiście też ani myślał pomagać.Ludzie coś lękliwie do siebie szeptali.- Tutaj - pokazał Kroni i technik oparł policjanta o ścianę obok długiego szeregu beczek.- A teraz - Kroni uniósł rękę i wskazał nią otwarte drzwi windy, do której nikt nie odważył się wejść - teraz już was tu nie ma!I po chwili został na ulicy sam.Dookoła było pusto.Kroni zajrzał do beczki.Była czarna w środku, zapuszczona czymś i okropnie śmierdziała.Złapał bezwładne ciało, stęknął (policjant okazał się bardzo ciężki) i przerzucił go przez krawędź beczki do środka.Potem znalazł kawałek blachy i przykrył nim beczkę.Poprawił mundur i zamaszystym krokiem ruszył do sklepu - dużego pomieszczenia zastawionego beczkami i skrzynkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]