[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Izia Katzman orzekł kiedyś, że milionowe miasto, pozbawione ideologii, musi mieć swoje mity.Brzmiało to przekonująco, ale przecież ludzie ginęli naprawdę! Jasne, że zaginąć w mieście nie było trudno.Wystarczyło zrzucić człowieka z urwiska i ślad po nim ginął.Ale kto i po co miałby zrzucać jakichś tam fryzjerów, stare krawcowe, drobnych sklepikarzy? Ludzi bez pieniędzy, bez podejrzanej reputacji, praktycznie bez wrogów? Kensi wyraził kiedyś całkiem rozsądne przypuszczenie, że Czerwony Budynek, jeśli rzeczywiście istnieje, jest częścią Eksperymentu, a w takim razie nie ma sensu szukać dla niego wytłumaczenia - Eksperyment to Eksperyment.W końcu Andrzej też zaczął tak uważać.Pracy było po same uszy, sprawa Budynku liczyła już ponad tysiąc arkuszy i Andrzej wcisnął ją na samo dno sejfu, czasem tylko wyciągał, żeby wpiąć zeznanie kolejnego świadka.Ale dzisiejsza rozmowa otwierała całkiem nowe perspektywy.Jeśli w mieście rzeczywiście są ludzie, którzy postawili przed sobą (albo otrzymali od kogoś) zadanie stworzenia atmosfery paniki i terroru, to w sprawie Budynku wiele rzeczy stawało się zrozumiałych.Sprzeczności w zeznaniach tak zwanych świadków łatwo można było wytłumaczyć zniekształceniem plotek przy przekazie.Zaginięcia stawały się zwykłymi zabójstwami, mającymi na celu podtrzymanie atmosfery terroru.W chaosie rozmów, niespokojnych szeptów i kłamstw należało teraz szukać stale działających źródeł, punktów rozprzestrzeniania złowieszczej mgły.Andrzej wziął kartkę czystego papieru i powoli, słowo po słowie, punkt po punkcie zaczął pisać szkic planu.Po jakimś czasie stworzył, co następuje:Zadanie główne: ustalenie źródeł plotek, aresztowanie tychże źródeł i wykrycie kierującego nimi centrum.Środki podstawowe: powtórne przesłuchanie wszystkich świadków, którzy zeznawali na trzeźwo; wykrycie i przesłuchanie ludzi, twierdzących, że byli w Budynku; ustalenie potencjalnych związków między nimi i świadkami.Wziąć pod uwagę: a) dane agenturalne; b) sprzeczności w zeznaniach.Andrzej gryząc ołówek popatrzył na lampę i przypomniał sobie coś jeszcze: skontaktować się z Pietrowem.Ten Pietrow w swoimi czasie zamęczył Andrzeja prawie na śmierć.Zginęła mu żona i nie wiadomo dlaczego zdecydował, że połknął ją Czerwony Budynek.Od tamtej pory porzucił wszystkie swoje sprawy i wziął się za szukanie Budynku - bez przerwy wysyłał do prokuratury różne raporty i notatki, które przekazywano do działu śledczego, a potem trafiały do Andrzeja; włóczył się nocami po mieście, kilka razy był podejrzewany o przestępcze zamiary i zatrzymywany przez policję, na policji rozrabiał, zamykano go za to na dziesięć dni, a po wyjściu wszystko zaczynało się od nowa.Andrzej wypisał wezwanie dla niego i jeszcze dwóch innyc świadków, zaniósł je dyżurnemu z poleceniem natychmiastowego dostarczenia i poszedł do Czaczuy.Czaczua, potężny, spasiony Kaukazczyk, któremu brak czoła rekompensował ogromny nos, leżał u siebie w gabinecie na kanapie otoczony stertą pękatych teczek z aktami i spał.Andrzej potrząsnął nim.- E! - powiedział ochryple Czaczua, budząc się.- Co się stało|- Nic się nie stało - gniewnie odpowiedział Andrzej.Nie cierpiał takiej rozlazłości.- Dawaj sprawę Spadających Gwiazd.Czaczua usiadł, twarz rozjaśniła mu radość.- Zabierasz? - zapytał, drapieżnie ruszając swoim fenomenalnym nosem.- Nie ciesz się, nie ciesz.Chcę tylko przejrzeć.- Słuchaj, po co masz oglądać? - gorączkował się Czaczua.Bierz ją całą! Jesteś młody, piękny, energiczny, szef wszystkim stawia cię za przykład.Rozwikłasz tę sprawę błyskawicznie - wejdziesz tylko na Żółtą Ścianę i masz rozwiązanie w kieszeni! Co ci zależy?.Andrzej zapatrzył się na jego nos.Ogromny, garbaty, u nasady pokryty siecią purpurowych żyłek, ze sterczącymi z dziurek kępkami czarnych, twardych włosów, wydawał się żyć własnym, oddzielnym życiem.Widać było, że w ogóle go nie interesują kłopoty śledczego Czaczuy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •