[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tej, gdzie stoją doniczki.Wyszedł i wrócił po chwili z kluczem.Zardzewiał, ale ktoś go z grubsza naoliwił.- Pewnie Izaak go wyczyścił - powiedział chłopiec.- Tak, wcześniej trudno go było przekręcić - zgodziła się Tuppence.Otworzyli drzwi.Porcelanowy stołek z oplatającym go łabędziem wy­glądał całkiem ładnie.Najwyraźniej Izaak oczyścił go z kurzu i obmył, myśląc o przeniesieniu go na werandę, kiedy pogoda będzie na tyle ładna, by można było usiąść na zewnątrz.- Gdzieś powinien być jeszcze ciemnoniebieski - za­uważył Clarence.- Izaak mówił na nie Oksford i Cambridge.- Naprawdę?- Tak.Ciemnoniebieski to Oksford, a jasnoniebieski to Cambridge.Ach, i Oksford się rozbił, tak?- Tak.Ich nazwy przypominają zawody wioślarskie, prawda?- A przy okazji, coś chyba stało się z tym koniem na biegunach.W KK jest straszny bałagan.- Tak.- Matylda to śmieszne imię, nie?- Miała operację - wyjaśniła Tuppence.Clarence uznał to za bardzo zabawne.Roześmiał się serdecznie.- Moja cioteczna babka.Edith, musiała mieć operację - powiedział.- Wycięli jej coś ze środka, ale potem czuła się dobrze.Zabrzmiało to tak.jakby byt trochę rozczarowany.- Chyba nie ma sposobu, żeby jakoś dostać się do środka? - spytała Tuppence.- Możesz go rozbić, jak ciemnoniebieski - podsunął Tommy.- Naprawdę nie ma innej możliwości?- Dziwne są te esowate nacięcia wokół siedzenia.Można by wsadzać do środka listy, zupełnie jak do skrzynki, prawda?- Można by - zgodził się Tommy.- To bardzo interesujący pomysł, Clarence - przyznał życzliwie.Chłopiec wyglądał na zadowolonego.- Można go rozkręcić - powiedział.- Naprawdę? Kto ci to powiedział?- Izaak.Często widziałem.jak to robi.Stawia się , stołek do góry nogami i zaczyna kręcić siedzeniem.Czasami się zacina.Wtedy trzeba wlać kroplę oleju w szpary, a kiedy wsiąknie, można dalej kręcić.- A jednak!- Lepiej go odwróćmy - zaproponował Clarence.- Tu chyba wszystko odwracano do góry nogami - powiedziała Tuppence.- Musieliśmy zrobić to samo z Matyldą, zanim zaczęliśmy operację.Przez chwilę Cambridge stawiał opór, a potem nagle porcelanowe siedzenie zaczęło się obracać i wkrótce mogli je zdjąć.- W środku jest pewnie mnóstwo śmieci - rzucił Clarence.Hannibal przyłączył się do nich.Lubił pomagać we wszystkim, co się działo.Nic nie zostało zakończone, póki nie przyłożył do tego ręki czy raczej łapy - tak uważał.Zazwyczaj jednak tym, co wsadzał w sam środek interesujących wydarzeń, był nos.Obwąchał krzesło, zawarczał, cofnął się cal czy dwa i usiadł.- Nie podoba mu się - stwierdziła Tuppence i zerknęła na niezbyt przyjemną dla oka zawartość stołka.- O kurcze! - wykrzyknął Clarence.- Co się stało?- Podrapałem się.Z boku jest gwóźdź.na którym cos wisi.Chociaż nie wiem, czy to gwóźdź, czy coś innego.Kurcze!- Hau, hau! - przyłączył się Hannibal.- Cos wisi na tym gwoździu.Mam! Nie, wyślizgnęło mi się.Mam to.Wyciągnął zawiniątko z ciemnego brezentu.Hannibal usiadł przy nodze Tuppence.Zawarczał.- O co chodzi, Hannibal? - spytała Tuppence.Hannibal ponownie warknął.Tuppence pochyliła się i pogłaskała go po łbie i za uszami.- Co się stało? - spytała.- Chciałeś, żeby zwyciężył Oksford, a teraz wygrał Cambridge? Pamiętasz - zwró­ciła się do Tommy'ego - jak pozwoliliśmy mu oglądać zawody wioślarskie w telewizji?- Tak - przyznał Tommy.- Pod koniec rozzłościł się i zaczął tak szczekać, że nic nie usłyszeliśmy.- Ale przecież widzieliśmy ekran - zauważyła Tuppence.- To już było coś.Pamiętasz, nie spodobało mu się, że wygrał Cambridge.- Najwyraźniej studiował na Oksfordzkim Uniwer­sytecie dla Psów - powiedział Tommy.Hannibal opuścił Tuppence i przeszedł do Tommy'ego, machając z uznaniem ogonem.- Podoba mu się, co mówisz - stwierdziła Tuppence.- To musi być prawda.Ja uważam, że studiował na Otwartym Uniwersytecie dla Psów - dodała.- Jaki był jego przedmiot kierunkowy? - spytał Tommy ze śmiechem.- Zakopywanie kości.- Dobrze go znasz.- Tak - zgodziła się Tuppence.- Jest bardzo niemądry.Kiedyś Albert dał mu całą kość z baraniego udźca.Najpierw znalazłam go w saloniku, wkładał kość pod poduszkę.Wyrzuciłam go do ogrodu i za­mknęłam za nim drzwi.Patrzyłam przez okno, co zrobi.Poszedł na grządkę z kwiatami, gdzie posadzi­łam gladiole, i zakopał ją bardzo starannie.Widzisz, on jest bardzo schludny, gdy chodzi o kości.Nigdy nie próbuje ich zjeść.Zawsze odkłada je na czarną godzinę.- Czy kiedykolwiek je wykopuje? - spytał Clarence, ufny w psią mądrość.- Chyba tak - powiedziała Tuppence.- Kiedy są bardzo stare i lepiej byłoby pozostawić je w ziemi.- Nasz pies nie lubi psich biszkoptów - rzucił Clarence.- Nasz odsuwa je na bok talerza - zrewanżowała się Tuppence - i najpierw wyjada mięso.- Za to nasz lubi ciasto biszkoptowe - zakończył temat Clarence.Hannibal obwąchał zdobycz wyjętą z Cambridge.Na­gle okręcił się wokół własnej osi i zaszczekał.- Sprawdź, czy nie ma kogoś na zewnątrz - rzuciła Tuppence do Tommy'ego.- Może nowy ogrodnik.Ktoś mówił mi dwa dni temu, chyba pani Herring, że zna starszego człowieka, który za młodu był świetnym ogrod­nikiem i nadal pracuje dorywczo.Tommy otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz.To­warzyszył mu Hannibal.- Nikogo tu nie ma - krzyknął Tommy.Hannibal zaszczekał.Warknął, a potem zaczął szcze­kać coraz głośniej.- Myśli, że ktoś chowa się w tej ogromnej kępie trawy pampasowej - powiedział Tommy.- Może ktoś odkopuje jedną z jego kości.Albo to królik.Hannibal głupieje na widok królika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •