[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Pos³uchaj mnie.Pos³uchaj opowieœci o niebie i piekle, któr¹ niegdyœ przekazywano z pokolenia na pokolenie, ale dziœ nikt ju¿ jej nie pamiêta.Pewien cz³owiek wêdrowa³ ze swym koniem i psem.Zaskoczy³a ich burza i schronili siê pod ogromnym drzewem, w które uderzy³ piorun i wszyscy zginêli.Jednak cz³owiek ów nie zorientowa³ siê, ¿e opuœci³ ju¿ ten œwiat, i podj¹³ na nowo wêdrówkê ze swymi towarzyszami.Czasami umarli potrzebuj¹ trochê czasu, by uœwiadomiæ sobie now¹ sytuacjê.Berta pomyœla³a o mê¿u, który nalega³, aby odprawi³a dziewczynê, bo mia³ jej coœ wa¿nego do powiedzenia.Mo¿e nadszed³ czas, by mu uzmys³owiæ, ¿e dawno ju¿ umar³ i nie powinien przerywaæ jej w pó³ s³owa.-Cz³owiek, koñ i pies wspinali siê mozolnie po zboczu góry.Byli zlani potem i umierali z pragnienia, bo s³oñce grza³o niemi³osiernie.Na zakrêcie dostrzegli wspania³¹ bramê, ca³¹ z marmuru, prowadz¹c¹ na wy³o¿ony bry³ami z³ota plac, gdzie bi³o Ÿród³o krystalicznie czystej wody."Wêdrowiec zwróci³ siê do stra¿nika pilnuj¹cego wejœcia:"Witaj!"."Witaj, wêdrowcze!"."Powiedz mi, có¿ to za piêkne miejsce?"."To niebo"."Jakie to szczêœcie, ¿e trafiliœmy do nieba! Jesteœmy bardzo spragnieni"."Mo¿esz wejœæ i napiæ siê do woli" - odrzek³ stra¿nik, wskazuj¹c Ÿród³o."Mój koñ i pies tak¿e s¹ spragnieni"."Bardzo mi przykro, ale tutaj zwierzêta nie maj¹ prawa wstêpu".Wêdrowcowi bardzo chcia³o siê piæ, ale nie za-mierza³ opuszczaæ w biedzie swoich przyjació³.Z ¿alem podziêkowa³ stra¿nikowi i ruszyli w dalsz¹ drogê.Wspinali siê jeszcze bardzo d³ugo i ca³kowicie ju¿ wyczerpani dotarli do starych, zniszczonych wrót prowadz¹cych ku polnej drodze wysadzanej drzewami.W cieniu nieopodal le¿a³ cz³owiek z g³ow¹ przykryt¹ kapeluszem."Witaj!" - odezwa³ siê wêdrowiec.Wyrwany ze snu mê¿czyzna skin¹³ tylko g³ow¹."Umieramy z pragnienia, ja, mój koñ i mój pies"."Poœród tych ska³ znajdziecie Ÿród³o.Mo¿ecie tam piæ do woli".Kiedy ju¿ wszyscy ugasili pragnienie, wêdrowiec podziêkowa³ nieznajomemu."Wracajcie tu, kiedy tylko przyjdzie wam na to ochota"."Powiedz mi, jak nazywa siê to miejsce?"."Niebo"."Niebo? Przecie¿ stra¿nik marmurowej bramy powiedzia³, ¿e niebo jest tam!"."Tam nie by³o nieba, tylko piek³o".Wêdrowiec poczu³ siê zbity z tropu."Nic z tego nie rozumiem.Jak mog¹ piek³o nazywaæ niebem? Pewnie niejeden cz³owiek da³ siê oszukaæ!"."Tak naprawdê to oddaj¹ nam wielk¹ przys³ugê, bo tam zostaj¹ wszyscy, którzy s¹ zdolni porzuciæ w biedzie swoich najlepszych przyjació³.".Berta g³adzi³a g³owê dziewczyny.Czu³a, ¿e w duszy Chantal Dobro i Z³o prowadz¹ walkê bez wytchnienia.- IdŸ do lasu.Mo¿e przyroda podpowie ci jakieœ szczêœliwe rozwi¹zanie.Mam bowiem dziwne przeczucie, ¿e jesteœ sk³onna porzuciæ przyjació³ i nasz ma³y raj otoczony górami.- Mylisz siê, Berto.Nale¿ysz do innego pokolenia.W moich ¿y³ach p³ynie mniej krwi z³oczyñców, którzy kiedyœ zamieszkiwali Yiscos.Ludzie st¹d maj¹ swoj¹ godnoœæ.Jeœli j¹ trac¹, trac¹ te¿ zaufa nie do siebie nawzajem.A kiedy trac¹ zaufanie, zaczynaj¹ siê baæ.- Dobrze ju¿, nie mam racji.Mimo to zrób, co mówiê: idŸ i pos³uchaj przyrody.Chantal odesz³a.Berta próbowa³a przywo³aæ mê¿a do porz¹dku.By³a doros³a, wiêcej, by³a w podesz³ym wieku i nikt nie powinien jej przery-waæ, gdy próbowa³a dawaæ rady m³odym.Nauczy³a siê ju¿ troszczyæ o siebie, a teraz musia³a dbaæ o swoje Yiscos.M¹¿ prosi³, by by³a ostro¿na.Aby nie dawa³a zbyt wielu rad dziewczynie, bo niewiadome, dok¹d mo¿e doprowadziæ ca³a ta historia.Berta by³a zaskoczona.S¹dzi³a, ¿e zmarli wiedz¹ wszystko.Czy to nie on ostrzeg³ j¹ przed zbli¿aj¹cym siê niebezpieczeñstwem? Bez w¹tpienia siê zestarza³ i oprócz jedzenia zupy zawsze t¹ sam¹ ³y¿k¹, zaczyna³ mieæ inne dziwactwa.M¹¿ odrzek³, ¿e to ona siê zestarza³a, bo dla zmar³ych czas przestaje p³yn¹æ.I chocia¿ wiedz¹ nieco wiêcej ni¿ ¿ywi, to potrzeba im trochê czasu, nim wejd¹ do siedziby wy¿szych anio³ów.On zmar³ stosunkowo niedawno (minê³o raptem piêtnaœcie lat od jego œmierci), musi siê jeszcze wiele nauczyæ, choæ ju¿ dzisiaj móg³ jej udzieliæ wielu pomocnych rad.Berta ciekawa by³a, czy siedlisko wy¿szych anio³ów jest piêkne i przytulne.M¹¿ odpowiedzia³ jej, ¿e powinna odsun¹æ ¿arty na bok i skupiæ energiê na ratowaniu Yiscos.Nie by³o to dla niego szczególnie istotne, w koñcu ju¿ umar³ i nigdy do Yiscos nie wróci.Niewiele wiedzia³ na temat reinkarnacji - s³ysza³ tylko, ¿e by³a mo¿liwa, a w takim przypadku pragn¹³ ponownie siê narodziæ nie tutaj, lecz w jakimœ nieznanym miejscu.Yiscos interesowa³o go o tyle, ¿e pragn¹³, by jego ¿ona do¿y³a tutaj w spokoju swoich dni."O mnie siê nie martw - pomyœla³a Berta.- Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy".M¹¿ nie dawa³ za wygran¹.By³ zdania, ¿e Berta musi coœ zrobiæ.Gdyby Z³o zwyciê¿y³o, nawet w tak ma³ej i zapomnianej mieœcinie jak Yiscos, mog³oby rozprzestrzeniæ siê po ca³ej dolinie, okolicach, po kraju, po l¹dach i oceanach - po ca³ym œwiecie.Choæ Yiscos liczy³o dwustu osiemdziesiêciu jeden mieszkañców, z których Chantal by³a najm³odsza, a Berta najstarsza, tak naprawdê rz¹dzi³o nim szeœæ osób: w³aœcicielka hotelu, dbaj¹ca oturystów; ksi¹dz proboszcz, sprawuj¹cy pieczê nad duszami; burmistrz, rêkojmia prawa; pani burmistrzowa, maj¹ca du¿y wp³yw na mê¿a i jego decyzje; kowal pogryziony przez przeklêtego wilka icudownie ocala³y oraz bogaty ziemianin, w³aœci ciel wiêkszoœci terenów w okolicy.To w³aœnie onby³ przeciwny budowie placu zabaw dla dzieci, ¿y wi¹c nadziejê, ¿e za jakiœ czas dobrze sprzeda tê ziemiê, gdy¿ doskonale nadawa³a siê pod budowê luksusowych rezydencji.Pozosta³ych mieszkañców niewiele obchodzi³o, co siê dzieje w mieœcie, dopóki mogli paœæ swoje owce, zbieraæ pszenicê i dopóki mieli co w³o¿yæ do garnka.Bywali w hotelowym barze, chodzili na mszê co niedziela, przestrzegali prawa, naprawiali narzêdzia w kuŸni i od czasu do czasu kupowali jakiœ skrawek ³¹ki.Ziemianin nigdy nie chodzi³ do baru.Dowiedzia³ siê o ca³ej historii od swojej pracownicy.Spêdzi³a w barze ów pamiêtny wieczór i wysz³a z wypiekami na twarzy.Goœæ hotelowy zdawa³ siê cz³owiekiem majêtnym, wpad³ jej wiêc do g³owy pomys³, by go uwieœæ, mieæ z nim dziecko i tym sposobem zdobyæ choæ czêœæ jego fortuny.Zaniepokojony przysz³oœci¹, albo raczej tym, ¿e historia pan-- ny Prym mo¿e roznieœæ siê po okolicy i odstraszyæ od Yiscos myœliwych i turystów, ziemianin zwo³a³ walne zebranie.W czasie gdy Chantal sz³a do lasu, nieznajomy odbywa³ swój tajemniczy spacer, a Berta rozprawia³a z mê¿em, grupa tutejszych notabli zasiad³a na naradê w zakrystii koœcio³a.Jako pierwszy g³os zabra³ w³aœciciel ziemski:-Powinniœmy natychmiast wezwaæ policjê.Przecie¿ to jasne jak s³oñce, ¿e nie ma ¿adnego z³o ta, a moim zdaniem ten cz³owiek próbuje uwieœæ moj¹ pracownicê.- Nie wiesz, o czym mówisz, bo ciebie tam wte dy nie by³o - ¿achn¹³ siê burmistrz.- To z³oto istnie je.Panna Prym nie wystawia³aby na szwank swojej reputacji bez jakiegoœ konkretnego dowodu.Ale to nic nie zmienia, rzeczywiœcie powinniœmy wezwaæ policjê.Nieznajomy jest pewnie poszukiwanym bandyt¹ i próbuje u nas ukryæ swój ³up.Jeœli doniesiemy na niego policji, nagroda nas nie minie.- Ale¿ to absurd! - odezwa³a siê ¿ona burmistrza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]