[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jednak był pan ośrodkiem naszego zainteresowania, panie Malaussene.- A! To teraz wszystko jasne - powiadam.- Co mianowicie?- Mój sen dziś w nocy.Odbijało mi się luksusowym szampanem.- Dziś w nocy nic się panu nie śniło, panie Malaussene, pan zakłócał prawidłowe funkcjonowanie instytucji, uniemożliwiając policji i strażnikowi nocnemu wykonywanie obowiązków.(Wiadomości rozchodzą się jak zapachy.)Lehmann marszczy brwi.Sinclair przybiera wygląd szczerze zmartwionego.- Pańska sytuacja nie jest dobra, panie Malaussene.(Jest jednak lepsza niż sytuacja psa.Dyżurujący w nocy weterynarz złamał trzy igły, zanim mu się udało go ukłuć.Podobno pies epileptyk to się zdarza, i dziś wieczorem ma być lepiej.Rano w dalszym ciągu pokazywał język całemu światu, chcąc go pożreć oczami.Dalej tak samo sztywny.Dalej tak samo martwy.)- Co panu przyszło do głowy, żeby opowiadać policji historię o Koźle Ofiarnym?Masz ci los.To w tej sprawie telefonował Coudrier.- Odpowiadałem jedynie na pytania.Biurko przed Sinclairem jest absolutnie gładkie.Wierzchem małego palca ściera z niego nie istniejący kurz.- A przecież umawialiśmy się co do ceny za pańską dyskrecję, panie Malaussene.Ten styl mnie wkurza.Mówię mu to.Mówię także, że warunki uległy szczególnej zmianie.W Sklepie pełno bomb.Policja szuka winowajcy.Każdy powód niezadowolenia pracowników jest brany pod lupę.A kto ma najgorszą prasę? Ja.Bo jestem opierniczany od rana do wieczora.Nie wydaje mi się więc takie straszne, że wyjaśniłem swoją sytuację naczelnemu gliniarzowi, by sobie nie pomyślał, że spędzam noce na zaminowywaniu interesu, szukając zemsty za to, co jestem zmuszony ścierpieć w ciągu dnia.(Mówię “co jestem zmuszony ścierpieć", styl Sinclaira.)- A jednak taki właśnie pomysł zaszczepił mu pan w głowie, panie Malaussene.Żadnej satysfakcji w głosie Sinclaira.Wygląda na szczerze zmartwionego.Wyjaśnia:- Nawet nie musiałem zaprzeczać, komisarz Coudrier nie uwierzył w ani jedno słowo z tego, co mu pan naopowiadał.Jakżeby miał uwierzyć? Funkcja kontrolera technicznego istnieje we wszystkich podobnych do naszego przedsiębiorstwach.I, biorąc pod uwagę jej charakter, jest rzeczą całkowicie normalną, że przekazuje mu się reklamacje klienteli.Słucham go i wydaje mi się, że śnię.Ta funkcja u nas jest kompletnie dęta, on o tym wie i ja mu mówię, że wie.- Oczywiście, panie Malaussene! Zważywszy na ilość artykułów, które opuszczają dom towarowy w ciągu jednego dnia, jak to możliwe, żeby kontroler techniczny cokolwiek skontrolował? Nawet jeśli zwiększy się liczbę kontrolerów, co czynią w większości takich wielkich domów, procent reklamacji nie ulega żadnej zmianie.Wydawało mi się więc, że będzie bardziej opłacalne, gdy nadamy tej funkcji charakter, jakby tu powiedzieć, public relations, z której to roli, muszę przyznać, wywiązuje się pan bardzo dobrze, a ma ona tę podwójną zaletę, że pozwala ograniczyć liczbę miejsc pracy i załatwić większość spraw polubownie.Rzeczywiście ma taką swoją wielką teorię.Przedstawił mi ją od wszystkich stron w dniu, w którym przyjmował mnie do pracy.Czemuż poszedłem na ten układ? Dla śmiechu? (bardzo śmieszne.) Ponieważ moja matka stale nawiewa z domu, a opiekunowi licznej rodziny nie przystoi bezrobocie? (ciepło, ciepło.) Tajemnica mojej głębokiej natury? (no.) W każdym razie zgodziłem się zalatywać kozłem, a ten zapach drażni.Sinclair musi widocznie czytać w moich myślach, gdyż właśnie na tym etapie mego milczenia zadaje mi zagadkę:- Panie Malaussene, czy pan wie, co Clemenceau mawiał o swoim szefie gabinetu? (Mam to gdzieś.)- Mawiał: “Kiedy ja puszczam bąka, on śmierdzi."Brzuch Lehmanna podskakuje konwulsyjnie.A Sinclair dodaje:- Jest mnóstwo wspaniałych ludzi, którzy są szefami gabinetu, panie Malaussene, ludzie wręcz się o to zabijają!No, nie podejmuję się opisać Sinclaira.Jest przystojny, pełen finezji.Łagodny, udał się Panu Bogu, rzec można filozof w nowym stylu, romantyk w nowym stylu, płyn po goleniu w nowym stylu, jest w nowym stylu, a jednak lekko zabarwiony tradycją.Nudzi mnie.- Niech pan nie robi z siebie paranoika w oczach policji, panie Malaussene.Proszę sobie wyobrazić, że weryfikują tę historię o koźle ofiarnym, rozpytując wśród pańskich kolegów.Co też odkryje komisarz Coudrier? Kontrolera technicznego, który nie kontroluje, wniosek z tego, nie wykonuje swojej pracy.A więc jest nieustannie wzywany do działu reklamacji.Oto konkluzje, do jakich doszedłby niezawodnie komisarz Coudrier.A to już byłby szczyt, przyzna pan? Bo pan przecież swoją pracę wykonuje bardzo dobrze.W tym miejscu (zastrzegam sobie oryginalność wyrażenia) mnie zatyka.Dzięki czemu Sinclair może mówić dalej.- Miałem niesłychane trudności z przekonaniem komisarza Coudrier, że pan żartował.A oto moja rada, Malaussene, nie igrajcie z ogniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]