[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Na wszelki wypadekniech postoi u pani.Przecież do pani ją przysłano? Mogło to mieć jakiś cel, zobaczymy,co z tego wyniknie.Przełamując w sobie silny i zdecydowany opór, pogodziłam się z jego decyzją.Postanowiłam zakodować w pamięci, żeby w holu nie zapalać światła.Nagły rzut oka nagłowę nieboszczki mógłby i mnie wpędzić do grobu, dość miałam własnej, nawet mimoperuki, ta druga stanowiła nadmiar nie do zniesienia.Wpadłam na pomysł. Czy ma pan coś przeciwko temu, żebym ją zasłoniła jakąś szmatą? Dlaczego nie? Można.Nie będzie się kurzyła.Błyskawicznie wyobraziłam sobie, jak odmiatam kurz z cholernej głowy, przejeżdżamją odkurzaczem albo czyszczę pędzelkiem i coś mi się w środku zrobiło.Pośpiesznie po-detknęłam kapitanowi kieliszek, nie żałował mi, w końcu ten koniak był mój własny.Pomyślałam, że trudno, jakoś dam sobie radę z tym szczątkiem zwłok we własnymdomu.Przeszliśmy wreszcie do pokoju i przystąpiliśmy do tematu zasadniczego. No dobrze, przyznam się powiedziałam, podając mu list od Heleny razemz kopertą. Zbiegło mi się na francuskiej autostradzie, korespondencja i prezent.Onanic do mnie nie powiedziała, poza uciekaj i ja jestem Helena.Resztę, z nazwiskiemwłącznie, wydedukowałam.Ponadto dzwoniła do mnie jej przyjaciółka, niejaka JudytaChmielewska, i potwierdziła, że w grę wchodzi jakaś zbrodnia.Oni go zabili, rzekła domnie, ale, niestety, nie wiem kogo.Ponadto widzi mi się, że odgadłam babę, która mnienienawidzi, jest to moja niegdyś przyjaciółka, a obecnie chyba wróg, nie wiem nawet,jak się teraz nazywa, bo poślubiła faceta, którego znam tylko z imienia.Renuś nieja-ki i do widzenia.A tej Judyty już pan nie złapie, bo dwie godziny temu odleciała doKanady i właśnie znajduje się nad Amsterdamem.Dzwoniła do mnie z lotniska.Kapitan cierpliwie wysłuchał mojego zeznania.Na komunikat o wojażu Judyty nie-co jakby sposępniał, ale nie czynił mi wyrzutów.Informację o liście od niej ukryłam, bomiałam obawy, że będą chcieli przeczytać go wcześniej niż ja.Ominęłam także nazwi-sko Libasza, wyłącznie dlatego, że nie wytrzymał konkurencji z podarunkiem, wyleciałmi z głowy i zapomniałam o nim na śmierć.88Ledwo zostałam sama, rzuciłam się ku szufladzie, w której spoczywały płachty.Foliowe wykluczyłam, nie nęciła mnie przezroczystość.Znalazłam stary obrus na dwa-naście osób, w moim holu pojawiło się coś w rodzaju piramidy, spływającej ku podło-dze łagodnymi fałdami.Zakrywszy prezent, ochłonęłam.Libasz wrócił na swoje miejsce.Znów usiadłam przy telefonie.Deszcz przestał padać,telefony miały szansę odzyskać nieco równowagi.A była mowa, że ta francuska insta-lacja jest delikatna do obrzydliwości, styki codziennie przemywać spirytusem, cha cha,polski naród spirytus wypije, a styki niech się powieszą, Ericsson był solidniejszy, ktodo cholery, wymyślił zamianę.?! A, prawda, Gierek! Całą duszą mu życzę, żeby musiałżyć z telefonu!Pozgrzytałam zębami, przyniosłam sobie herbatę i ugrzęzłam przy tym parszywymustrojstwie na mur.Dodzwaniałam się do ludzi z częstotliwością dwie sztuki na go-dzinę.Z miejsca przy telefonie miałam doskonały widok na tekstylną piramidę w ho-lu, denerwowała mnie, odwróciłam się tyłem, przyjmując pozycję bardzo niewygodną.Libasza, jak dotąd, nikt nie znał.Po drodze dostałam kołowacizny, zapomniałam, co mó-wię i zamieniłam go na Libusza, Libusz był mi znany jakoś podwójnie, uświadomiłamsobie wreszcie, że operuję imieniem woja z jedenastego albo nawet dziesiątego wieku,ogarnęła go Ruś, Mieszko albo Chrobry nie zdołał mu przyjść z pomocą i Libusza dia-bli wzięli, a z nim razem przepadły Grody Czerwieńskie.Zgniewało mnie, że nie pamię-tam dokładnie, zajrzałam do encyklopedii, bez skutku, wyciągnęłam Bunsza i sprawdzi-łam.Okazało się, że był to Lubor, za Mieszka, i nie stracił Grodów Czerwieńskich, tylkoprzeciwnie, zdobył je, zatem pomyliłam wszystko, ciągle jednak plątał się po mnie jakiśdramat tego Lubora i strata terytorialna.Nie miałam teraz czasu czytać wszystkich to-mów, odczepiłam się wreszcie od historii, ale i tak to potrwało.W ten sposób do właściwej osoby udało mi się dodzwonić dopiero o dziesiątej wie-czorem. No jak to, kto to jest, ode mnie o nim słyszałaś, to jest ten od REBASU.Pozorniespółka akcyjna, a naprawdę własność prywatna, właśnie tego Libasza powiedziałtrochę gniewnie Jurek, poniekąd mój wspólnik we wtrącaniu się tam, gdzie nie trzeba. Zdaje się, że już pertraktuje o powiększenie terenu, ty wiesz, że byli u mnie z propo-zycjami? To ja mam wydać opinię, mają w kieszeni Ministerstwo Rolnictwa i Minister-stwo Finansów, nie będą im stawiali przeszkód, ale ja i tak się dziwię.Przecież w końcunawet ostatni żłób połapie się w tych kantach, wygruzi im się wszystko.Nie rozumiem,co im za korzyść z tego? Bo nie jesteś hochsztaplerem wyjaśniłam. Od premiera przyszło wycisze-nie afery.Zmyją się we właściwej chwili, a co mają, to mają, potem się okaże, że legalniei nic im nie można zrobić.Ja też się na tym nie znam i nie wiem, jak to wykombinują,podejrzewam tylko, że na byle kogo padnie, a ten byle kto już się będzie opalał na pla-ży w Kalifornii.A oni swój zysk zabezpieczą.89 Może i tak.Ja im tej opinii nie dam.A naciskają, jakby się śpieszyli.Zdaje się, żenapaskudziłaś im koło nogi całkiem niezle. I z przyjemnością napaskudzę więcej.Odwróciłam się, mściwie spojrzałam na obrus w holu i odczepiłam się wreszcie odtelefonu.Osiągnęłam cel, znalazłam Libasza.Tyle mi to dało, że ostatecznie uwierzy-łam we własny związek z aferą, owszem, to ja właśnie nie miałam nic lepszego do robo-ty, jak tylko rozdmuchać podejrzany biznes.Przedtem działał, sobie cichutko i kame-ralnie, dziennikarze ich nie tykali, każdy zapewne miał żonę i dzieci.Ja jedna ich ru-szyłam, nie zdając sobie sprawy z rozmiaru i zasięgu świństwa, w rezultacie zabiłamHelenę Wystrasz i postrzeliłam księdza wikarego.Te upiorne głowy mają mi wyrazniepowiedzieć, że dosyć tego, teraz powinnam przyschnąć i zaniemieć.A chała.Pięć po jedenastej zadzwonił telefon.Pogratulowałam sobie, że nie zdążyłam wejśćdo wanny, wyłażenie potrwałoby dość długo. Cześć powiedział ktoś. Andrzej Boberski.Może mnie przypadkiem pamię-tasz?Poczułam się dokładnie wstrząśnięta.Jak butelka z lekarstwem, wstrząsnąć przedużyciem.Wydałam z siebie dziki krzyk. Andrzej.! Jezus Mario! Jak to, przecież sam nie chciałeś.? Skąd dzwonisz?! Z Bostonu.Poniechaj okrzyków, ja zrobiłem się skąpy, a telefon kosztuje.Grzegorzmnie prosił, żebym powiedział ci wszystko o Renusiu bezpośrednio, niekiedy spełniamprośby przyjaciół
[ Pobierz całość w formacie PDF ]