[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był tym, czym był.Nigdy nie zdoła tego zmienić.Nie był nawetpewien, czy w ogóle by chciał, nawet gdyby mógł.Desari dostrzegała jego zalety i skłoniła, byspojrzał na siebie jej oczami.To był kolejny bezcenny dar, który od niej otrzymał.Zawszebędzie go cenił.Szybko odkrył, dlaczego Karpatianie tak desperacko potrzebują dlarównowagi partnerki.Kobiety wnosiły w ich wewnętrzny mrok światło i współczucie.Uniósł głowę i przyjrzał się Desari uważnie, szukając oznak poprawy.Na jej twarzpowróciły jej kolory, nadając dużo zdrowszy wygląd.Odetchnął z ulgą i pozwolił, żeby siępowoli obudziła.Czule tulił ją w ramionach.- Przepraszam, najdroższa.Powinienem lepiej nad sobą panować.Musnęła ręką jego szyję, wysyłając falę ciepła, która popłynęła przez jego ciało.Znakprzynależności i akceptacji, jakiej nigdy nie zaznał.Jej uśmiech ściskał go za serce.- Julianie, jesteś moją miłością.Nigdy nie mógłbyś mnie skrzywdzić.Jestem tego równiepewna, jak tego, że nigdy nie mogłabym skrzywdzić ciebie.Dałeś mi wielką rozkosz  jeśli jużmusisz usłyszeć to, co, jak sądzę, dobrze wiesz  niczego podobnego wcześniej sobie nawetnie wyobrażałam.197 Pogładził ją po włosach, oczy płonęły mu jak roztopione złoto.- Chcę czegoś więcej niż tylko dawać ci rozkosz.Chcę się dzielić z tobą czymśnieporównanie cudowniejszym.A nie uda mi się, jeśli nie będę mógł kontrolowaćpożądania.Desari ledwo mogła oddychać ze wzruszenia.Julian Savage był wspaniałymprzedstawicielem swojej rasy, ale zawsze sprawiał wrażenie wyniosłego i dość szorstkiego.Nie mogła uwierzyć, że tyle czułości może się kryć w głębi jego oczu, w wyrazie ust i wdotyku rąk.- Myślisz, że mogłabym cię wymienić na kogoś delikatniejszego? - spytała cicho.Zamknął oczy, żeby ukryć panikę, jaką wywołały w nim słowa.- Nie mamy wpływu na to, kto jest naszym życiowym partnerem, Desari.Oboje o tymwiemy.Gdybyś mogła wybierać, pewnie chciałabyś kogoś zupełnie innego niż ja.Jej uśmiech zaparł mu dech w piersiach.- Wierzę w Boga, Julianie.Zawsze wierzyłam.Kiedy ktoś tak jak my żyje przez stulecia,widzi wiele wspaniałości, cudów, które są jego dziełem.Wierzę, że zostaliśmy stworzeni jakodwie połówki jednej całości.Nie miałam pojęcia, że tak jest, dopóki nie spotkałam ciebie.Teraz jestem tego pewna.Nigdy w życiu nie chciałabym nikogo innego, nikt inny by do mnie nie pasował.Czuję, żenasze bycie razem jest czymś właściwym.I nie wierzę, że Bóg mógłby złączyć ze sobą dwieistoty, które by do siebie nie pasowały.- Wygładziła jego grymas kciukiem.- Uważam, żetwoja namiętność jest szaleniepociągająca, Julianie.Możesz mnie tak pragnąć za każdym razem.- Uśmiechnęła sięprowokacyjnym uśmiechem uwodzicielskiej syreny.Bez wysiłku uniósł Desari w ramionach, żeby przytulić ją do serca, i zorientował się, żeznowu może oddychać.- Nie chcę być bez ciebie, Desari.Nigdy - wyznał cicho.Te słowa wyrwały mu się prostoz serca.Czuł, jak opuszczają jego ciało, czuł, że jest w nich prawda.Zarzuciła mu ramiona na szyję, ciesząc się dotykiem jego długich włosów na swej nagiejskórze.- Nie podejrzewałam, że kiedykolwiek pozwolisz, żeby coś nas rozdzieliło.Pamiętaj otym, partnerze.A teraz przestańmy tyle gadać i znajdzmy jakieś miejsce na odpoczynek.Jutropojedziemy do Konocti autokarem razem z pozostałymi.Zostaną w obozie, który rozbiliśmytej nocy. Lekki uśmieszek wypełzł jej na twarz.- To znaczy jeśli autokar odpali.Wstyd, żeżadne z nas nie ma zdolności technicznych.Przeczytałam nawet podręcznik użytkownika,198 ale był zbyt nudny.- Nie potrzebujemy zdolności technicznych - przypomniał jej Julian, obracając sięrazem z nią, jakby ważyła tyle co piórko.- Zostaliśmy stworzeni, żeby podróżować w innysposób, posiłkując się swoją mocą.- Jeśli nie chcemy się wyróżniać - zauważyła Desari - musimy podróżować maszynamiśmiertelników.- Dużo szybciej podróżuje się po naszemu, przez czas i przestrzeń.Roześmiała się miękko, ten dzwięk, będący mieszanką aksamitu i wina, rozlał się po jegociele, w jego wnętrzu i Julian zrozumiał, czym jest radość.Radość to śmiech tej kobiety, jejbłyszczące oczy.- Pewnie, że mniej irytujące jest, kiedy można podróżować z wiatrem i leciećswobodnie, gdzie się chce, zamiast trzymać się ciągnących się w nieskończoność autostrad -przyznała.Skręcił w wylot korytarza po prawej, kierując się wspomnieniami Desari.Ta droganiemal od razu zawiodła ich do ogromnej komnaty.Julian machnął ręką i otworzył ziemię.- Już świta, najdroższa.Chętnie spędziłbym więcej czasu, ciesząc się twoimtowarzystwem, ale występowałaś dziś przed tłumem ludzi i jesteś zmęczona.- Nie mam nic przeciwko temu - odparła.- Dużo bardziej odpowiada mi sposób, w jakispędzamy czas razem.- Przytuliła się mocniej, przyciskając swe nagie piersi do torsu Juliana.Odpowiedział jej pocałunkiem powolnym, czułym i delikatnym.- W tej sprawie muszę nalegać.Twoje zdrowie jest najważniejsze, ważniejsze nawet niżnasza rozkosz.Następnej nocy będziemy mieć dla siebie więcej czasu.Teraz musiszodpocząć.Próbowała ukryć rozbawienie.Był taki stanowczy, kiedy wydawał jej polecenie.- Oczywiście, Julianie - szepnęła łagodnie, spuszczając długie rzęsy, żeby ukryć wyrazoczu.Jej ciało poruszało się niecierpliwie, piersi napierały na twarde mięśnie Juliana.-Skoro mówisz, że teraz nie możemy, muszę ci przyznać rację.Ale bardzo przykro mi tosłyszeć.- Objęła dłońmi jego pośladki, wodząc po wyraznie zaznaczonych muskułach.Prze-sunęła palce bliżej bioder, pieszcząc uda, aż w końcu ujęła budzące się świadectwo jegopożądania w dłoń.- Zrobię, co mi kazałeś, jeśli tylko faktycznie to ci sprawi przyjemność.-Powiodła ustami po jego szyi i piersi, podążając śladem złotych włosów aż na brzuch.Pod pieszczotą jej palców męskość Juliana nabrzmiała i stwardniała, żołądek mu sięzacisnął, a z płuc uszło powietrze.- Celowo wystawiasz na próbę moją stanowczość, maleńka, a ja sromotnie przegrywam.199 - Właśnie to chciałam usłyszeć - odparła zadowolona z siebie, pochłonięta znaczniebardziej interesującymi sprawami.Rozdział 15Autokar co chwila stawał, silnik krztusił się i z każdym kilometrem rzęził corazgłośniej.Zostawiali za sobą smugę czarnego dymu.Nawet powietrze w środku wozuwydawało się tak gęste, że trudno było oddychać.Lamparty powarkiwały nerwowo od czasudo czasu, końce ich ogonów drgały na znak protestu.Zgromadzone doświadczenie sprawiało, że Julian wciąż miał się na baczności.Czuł sięniespokojny w bliskości tylu współplemieńców.Na lamparty trzeba było stale uważać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •