[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I pomruk niezadowolenia stawał się coraz głośniejszy, aż nagle i niespodzianie zmienił sięw okrzyki uniesienia i wiwaty.Co się stało? Oto na rynku pojawił się pan Wołodyjowski w towarzystwie pana Humiec-kiego, bo ich jenerał umyślnie wysłał, aby sami zdali sprawę z tego, co się w zamku dzieje.Tłumy ogarnął zapał.Niektórzy krzyczeli tak, jakby już Turcy wdarli się do miasta; innymłzy napływały do oczu na widok uwielbionego rycerza, na którym znać było trudy nadzwy-czajne.Twarz miał sczerniałą od dymu prochowego i wychudłą, oczy czerwone i wpadnięte,lecz spoglądał wesoło.Gdy obaj z Humieckim przedarli się wreszcie przez zbiegowisko iweszli na radę, i tam powitano ich radośnie, ksiądz biskup zaś rzekł zaraz: Bracia kochani! Nec Hercules contra plures! Pisał nam już pan jenerał, że musicie siępoddać.Na to Humiecki, który był człowiek bardzo żywy, a do tego możny familiant, nie oglądają-cy się na ludzi, odrzekł ostro: Pan jenerał głowę stracił; ma jeno tę cnotę, że jej nadstawia.Co do obrony, odstępujęgłosu panu Wołodyjowskiemu, bo lepiej ode mnie potrafi o tym powiedzieć.Wszystkie oczy zwróciły się na małego rycerza, on zaś ruszył żółtymi wąsikami i odrzekł: Dlaboga! kto tu o poddaniu wspomina? Albożeśmy to nie przysięgli Bogu żywemu, żejeden na drugim padniem? Przysięgaliśmy, że uczynim, co w mocy naszej, i uczyniliśmy wszystko!  odrzekł ksiądzbiskup. Kto co obiecywał, niech za to odpowiada! jam z Ketlingiem przysięgał, że do śmiercizamku nie damy  i nie damy, bo jeślim ja obowiązany każdemu człowiekowi słowa kawaler-skiego dotrzymać, to cóż dopiero Bogu, któren szarżą wszystkich przenosi? No, a jak z zamkiem? Słyszeliśmy, że mina pod bramą? Długoż wytrzymacie?  pytałyliczne głosy. Mina pod bramą jest albo będzie, ale też już i wał przed bramą grzeczny się wznosi, ihakownice kazałem na niego pozaciągać.Bracia kochani, bójcie się ran boskich; pomyślcie,że poddając się trzeba będzie kościoły w ręce pogan oddać, którzy je na meczety pozamie-niają, aby w nich sprosności odprawować! Jakże to z tak lekkim sercem o poddaniu mówicie?Jakim sumieniem chcecie otworzyć furtę srogiemu nieprzyjacielowi do serca ojczyzny? Jać wzamku siedzę i min się nie boję, a wy się ich w mieście, opodal, boicie? Na miły Bóg! niedajmy się, pókiśmy żywi! Niech pamięć tej obrony między potomnymi zostanie, jako zbara-ska została! Zamek w kupę gruzów Turcy obrócą!  odrzekł jakiś głos. To niech obrócą! Z kupy gruzów też się bronić można!305 Tu zbrakło nieco cierpliwości małemu rycerzowi: I będę się z kupy gruzów bronił, tak mi dopomóż Bóg! Wreszcie powiadam tak: zamkunie poddam! Słyszycie? I miasto zgubisz?  pytał ksiądz biskup. Mali na Turka pójść, to wolę je zgubić! Przysięgłem! Więcej słów nie będę tracił i idęsobie z powrotem między armaty, bo te Rzeczypospolitej bronią, zamiast ją przedawać!To rzekłszy wyszedł, a z nim Humiecki trzasnął drzwiami na odchodnym i obaj bardzospieszyli, było im bowiem istotnie lepiej wśród gruzów, trupów, kul niż wśród ludzi małejwiary.Po drodze dognał ich pan Makowiecki. Michał  rzekł  powiadaj prawdę, zaliś dla dodania serca tylko o oporze mówił, czyliteż naprawdę potrafisz w zamku wytrzymać?Mały rycerz ramionami ruszył. Jak mi Bóg miły! Niech miasta nie poddają, a będę się rok bronił! Czemu nie strzelacie? Ludzie się tym straszą i dlatego o poddaniu gadają. Nie strzelamy, bośmy rzucaniem ręcznych granatów byli zabawni, które też znaczneszkody w górnikach uczyniły. Słuchaj, Michał, macieli w zamku takowe obrony, byście i w tył od Ruskiej bramy bili?Gdyby bowiem (uchowaj Boże!) Turcy tamę przerwali, to się do bramy dostaną.Ja zewszystkich sił pilnuję, ale z samymi mieszczany, bez żołnierzy, rady nie dam.Na to mały rycerz: Nie frasujże się, miły bracie! Już ja piętnaście dział od tej strony wyrychtował.O zamektakże bądzcie spokojni.Nie tylko sami się obronim, ale jak będzie trzeba, to i wam do bramposiłek damy.Usłyszawszy to pan Makowiecki uradował się bardzo i już chciał odchodzić, gdy mały ry-cerz zatrzymał go jeszcze i spytał: Powiedz, ty częściej tam na tych radach bywasz, chcąli oni tylko nas doświadczyć czyliteż naprawdę Kamieniec wydać w ręce sułtańskie zamierzają?Makowiecki spuścił głowę. Michał  rzekł  powiedz ty teraz szczerze, zali się na tym nie musi skończyć? Czas ja-kiś będziem się opierać, tydzień, dwa, miesiąc, dwa miesiące, ale koniec będzie jednaki.Spojrzał na niego ponuro Wołodyjowski, po czym podniósłszy ręce zakrzyknął: I ty, Brutusie, przeciw mnie? Ha! sami wówczas swoją hańbę spożywać będziecie, bomja do takiej strawy nie przywykł!I rozstali się z goryczą w sercach.Mina pod główną bramą starego zamku wybuchła wkrótce po przybyciu Wołodyjowskie-go.Leciały cegły, kamienie, wstała kurzawa i dym.Przestrach na chwilę opanował serca ka-nonierów.Turcy też sypnęli się zaraz do wyłomu, jak wsypuje się stado owiec przez otwartedrzwi do owczarni, gdy pastuch i potrzódkowie napędzają je z tyłu biczami.Lecz Ketlingdmuchnął w ową kupę kartaczami z sześciu dział przygotowanych poprzednio na wale;dmuchnął raz, drugi, trzeci i wymiótł ją z podwórca.Wołodyjowski, Humiecki, Myśliszewskinadbiegli z piechotą i dragonami, którzy pokryli wał tak gęsto, jak muchy pokrywają w upal-ny dzień letni ścierwo wołu lub konia.Rozpoczęła się teraz walka muszkietów i janczarek.Kule padały na wał na kształt deszczu lub ziarn zboża, które tęgi chłop szuflą w górę wyrzu-ca.Turcy roili się w gruzach nowego zamku: w każdym dołku, za każdym złamem, za każ-dym kamieniem, w każdej rozpadlinie ruin siedziało ich po dwóch, trzech, pięciu, dziesięciu istrzelali bez chwili spoczynku.Od strony Chocimia napływały im coraz nowe posiłki.Pułkiszły za pułkami i przypadłszy między gruzy rozpoczynały natychmiast ogień.Cały nowy za-mek był jak wybrukowany zawojami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •