[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla mnie.Milczenie. Leon  podjął Birk Larsen  powiedział, że w sobotę odwołałeśdużego klienta.Skarbak się zaśmiał. Zgadza się.Chciał płacić gotówką.A ja się rozliczam w gotówcetylko wtedy, gdy ty o to prosisz, Theis.Nie na własną rękę.Patrzyli na niego. Więc powiedziałem, że albo wciągamy to do rachunków, albo robito sam.Może się myliłem. Policja twierdzi, że skłamałeś na temat matki  Pernille zmieniłatemat. Tak, mnie też tak powiedzieli.Wujek zawsze powtarzał, że ona sięzapiła na śmierć.Dopiero w zeszłym roku powiedział mi prawdę.Bógjeden wie, czemu wcześniej tak zmyślał.Ale co.Zdusił papierosa na spodku. Co to ma wspólnego z kimkolwiek?Pośród dymu, niepokoju i zakłopotania Pernille odpowiedziała: Nic. Od samego początku tańczymy, jak nam te łajdaki zagrają. BirkLarsen potrząsnął swoją posiwiałą głową. Ty po prostu najbardziej natym ucierpiałeś.Spojrzał ponad stołem. Naprawdę bardzo nam przykro, Vagn. Naprawdę  dodała Pernille miękko.Skarbak siedział bez uśmiechu, bawiąc się paczką papierosów. Co powiedzieliście chłopcom? Nic  odrzekł Theis.  Jezu. Wyjął czarną czapeczkę, zaczął ją ugniatać palcami. Aleto jest popieprzone.To ja powinienem przepraszać.Ja tu sprowadziłemtego łajdaka Leona.Agencja.Birk Larsen zakasłał, spojrzał na swoje ręce. Powiedzieli wam, gdzie on jest?  spytał Skarbak. Nie, nie chcę o tym myśleć.Chcemy wykończyć dom.Wynieść sięz tego mieszkania.Jasne? Idziemy tam dzisiaj z chłopcami  powiedziała Pernille. Anton niechce się przeprowadzać.Więc próbujemy to zrobić jak najdelikatniej.Zadzwonił telefon.Poszła odebrać.Torba z czerwonymkombinezonem Skarbaka stała na środku stołu.Położył na niej rękę. Nie powinniśmy aby pracować od piętnastu minut?  spytał. Owszem  przyznał Birk Larsen z przelotnym uśmiechem.Wróciła Pernille. Dzwoniła adwokat.Policja chce przyjechać i sprawdzić mieszkanie.Chcą wiedzieć, czy Leon tu był. No na miłość boską. Wielka pięść Birk Larsena walnęła w stół, wzdjęcia, w twarze. Mam już po dziurki w nosie tych ludzi.Nie wpuszczęich.Vagn!Skarbak przełknął kawę, wziął torbę i podążył za nim na dół.Frevert się przemieszczał, wracał do miasta.Zgłoszono, że próbowałskorzystać z bankomatu na Toftegaards Plads w Valby. Byliśmy tam dwie minuty pózniej  relacjonował Svendsen naodprawie. Uciekł. Obserwujcie parki  rozkazała Lund. Sprawdzajcie hostele.Sprawdzajcie.Zadzwonił telefon na biurku.Podniosła słuchawkę.Centralapoinformowała, że ktoś chce rozmawiać z nią osobiście. Czy to Sarah Lund? Słucham.  Mówi Leon Frevert.Lund rozejrzała się po oficerach w pokoju, machając ręką ibezgłośnie wypowiadając słowo:  Namiar. Gdzie pan jest? Nieważne.Właśnie słyszałem w radiu te wszystkie bzdury.Svendsen podbiegł do najbliższego laptopa, zaczął walić w klawisze,sięgając po słuchawki. Ja nie zabiłem tej dziewczyny.%7łartujecie sobie? Musimy z tobą porozmawiać, Leon. Teraz pani ze mną rozmawia.Nie zabiłem jej.Jasne? Dobra.Spotkajmy się gdzieś. I do nikogo nie strzelałem. Słucham. Po raz pierwszy chyba  złościł się. Powiedziałem, że wysadziłemją tamtej nocy z taksówki.Powiedziałem o dworcu. Nie powiedziałeś nam, że ją znałeś.Svendsen coś namierzył.Dawał jej znaki rękoma. Nie macie tropu, tak? Nie.Więc mi powiedz, gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.Sama.Możemy porozmawiać.Chcemy tylko poznać prawdę.Cisza.I kliknięcie. Leon? Halo?Svendsen znowu stukał w klawisze, zdarł z głowy słuchawki. Jest na Roskildevej.Kilka kilometrów od miasta.Więcej się niedowiemy.Właśnie wyłączył telefon.Lund siadła. Dlaczego rozmawiał z nami tak długo?  zastanawiała się. Nie wie, że go namierzamy  zasugerował Svendsen. Dlaczego wyłączył telefon?Spojrzał na nią gniewnie. Roskildevej. zaczął. Roskildevej ma trzy kilometry długości, a my nie mamy pojęcia, gdzie on jest ani jakim samochodem jedzie.Zciągnijcie mi brata. Dobra, dobra!Svendsen wypadł z pokoju.Lund stała przy biurku.Patrzyła na zdjęcia na ścianach.Nanna iMette Hauge.Leon Frevert.Chudy, szary, samotny mężczyzna.Czerwoną ciężarówkę wypełniały rzeczy chłopców.Modele samolotów,plastikowe dinozaury.Mobile i plakaty na ściany.Wcześniejsze zlecenie sięprzeciągnęło.Drogę do Humleby zablokował rozbity samochód.VagnSkarbak krzyczał na kierowcę, by usunął się z drogi, gdy zadzwonił telefonBirk Larsena.Spojrzał na numer.Pernille. Gdzie jest ten sklep z dinozaurami?  spytał od razu. Mamy zamało rzeczy do pokoju Antona.Chcieliśmy mu dołożyć kilkaniespodzianek. Nie możesz zabrać chłopców do domu, Theis. Czemu nie? Policja go przeszukuje. Co? Sprawdzają wszystkie miejsca, w których pracował Leon. Mam dość tego gówna  powiedział Birk Larsen. To nasz dom. Theis.Rozłączył się. Jakieś problemy?  spytał Skarbak.Samochód przed nimi się ruszył. Nic, z czym bym sobie nie poradził.Dotarli tam dopiero po dziesięciu minutach.Trzej policjanci, którychnigdy wcześniej nie widział, przeglądali w salonie torby z rzeczami,opróżniali na podłogę plastikowe torby z materiałami budowlanymi.Birk Larsen wpadł do środka, stanął z rękoma w kieszeniach i twarząpociemniałą z gniewu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •