[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Począł padać deszcz.Ludzie kulili się z zimna; podnosili kołnierzepalt i przemykali pod murami.Ciemność nadciągała nad miasto;wysoko, za brudnymi chmurami, umierało światło dnia.Zapalały siępierwsze okna; wiatr kołysał latarnie i zamiatał ich światłemkałuże."Udręka -pomyZlał Kuba przymknąwszy oczy - Udręka."Zaczepił jakiegoś chłopca i zapytał:- Gdzie tu jest knajpa?- Tu pełno tego - powiedział chłopiec.- Najbliższa za rogiem."PodOrłem", tak?- Może być - powiedział Kuba.- Gdzie to jest?- Zaraz za rogiem - rzekł chłopiec i wskazał ręką.Po chwili Kuba wszedł do środka.Pachniało piwem, starymi zakąskamii zjełczałym tłuszczem; na suficie od lata kołysały się lepy pełnezeschłych much.Nad bufetem rozpostarł szeroko skrzydła wypchanyorzeł; obok, z afisza o ohydnych barwach, strzelały wielkie litery."Alkohol to twój wróg" - odczytał Kuba."Zostań górnikiem" -namawiał drugi afisz."Nawet dowcipne!" - pomyślałi uśmiechnął się.Stanął przy ladzie i pstryknął w palce.Bufetowapodeszła.- Jedna duża - powiedział Kuba; zsunął kapelusz natył głowy.Bufetowa przyjrzała się jego potłuczonej twarzy i powiedziała:- Wypadek przy pracy?- Po pracy.- Co się stało?- Jedna duża - powiedział z udręką w głosie Kuba.- Zakąskę pan życzy?- Może być.- Zledzik?- Może być.- Piwo?- Może być.- Ale tylko porter - rzekła rozkładając ręce; była równie brzydkajak afisze, pomiędzy którymi stała.-Innego piwa na razie nie ma.Przywożą nam o piątej.Teraz jest.- Odsunęła rękaw kitla ispojrzała na zegarek.- O, jeszcze wcześnie! Wpół do czwartej.- Niech pani da porter - wymamrotał Kuba.- Szybciej, proszę.- Przecież się nie pali - powiedziała odsłaniającw uśmiechu końskie zęby.- W cienkie szkło nalać czyw grube?- Wszystko jedno.Wódka to jest wódka.Nie jestem pijakiem.- Ale klienci mają różne wymagania - rzekła.- Czasem trafia siętaki, co nie wypije z grubego szkła, żeby tam nie wiem co.Czy panjeszcze co życzy?- Nie - powiedział Kuba i energicznie potrząsnął głową.- Nie będęwięcej pić.Tylko ta setka i do domu.Koniec.Albo wie pani co?Jeszcze jedną, od razu.Wypił i postawił kieliszek na ladzie.Odetchnął.Potem wypił jeszczejedną wódkę."yle robię - mówił do siebie.- Przecież wiem, że zlerobię, że nie mogę zrobić już nic gorszego.Przed chwilą też towiedziałem; wiedziałem, że wódka to najgorsza rzecz, jaka mogła mniedzisiaj spotkać.Jeszcze mógłbym się w tej chwili opamiętać." Inagle zimna łapa strachu zdławiła mu mózg.- Jeszcze jedną - powiedział szybko.Wypił i myślał dalej: "Wiedziałem i - nie opamiętałem się.Jestem32pijakiem.Wiem, że wódka to moja śmierć.Wiem czy nie wiem? Wiem.Amimo to napiłem się.Krystyna nie ma już po co przychodzić oszóstej.Nic z tego dziś nie będzie.Zacznę od jutra.- NaglerozeZmiał się cicho.- Od jutra? - powtórzył w myślach.-Od jutra.Największym nieszczęściem każdego pijaka jest to, że zaczyna odjutra, a nie od dziś.Ja przecież jasno wiem, co zrobiłem."- Zapomina pani o mnie - powiedział głośno.Bufetowa zbliżyła się kuniemu z butelką.- To już czwarta - rzekła.- Sam znam tabliczkę mnożenia.Wypił; odetchnął głęboko i zapalił papierosa.Ręce miał zwinne imocne, nie trzęsły się już tak jak rano.Patrzył na nie zprzyjemnością.Koło niego ktoś powiedział z uznaniem:- Zdrowo pan ciągnie.- Napije się pan ze mną? - zapytał; tamten był niskim, tęgim,łysiejącym mężczyzną o porowatej cerze.- Chętnie - powiedział grubym głosem porowaty.-Ale ja jestem pusty.- Ja pana zapraszam.- Nie znamy się.- Ja pana znam.- Mnie? - zdumiał się porowaty.- Tak.Pan się nazywa Kowalski.- To pomyłka - powiedział porowaty.- Nazywam się.- Ach, dodiabła - znudzonym głosem przerwał Kuba.- Czy to nie wszystkojedno? Jak pan się nazywa, jak ja się nazywam?.I tak nas wszyscyznają.- Ludzmi jesteśmy - powiedział porowaty.- To szlachetne z naszej strony.Szefowa, dwie wódki.Bufetowa znówpodeszła z butelką.Nalała i rzekła:- To będzie razem sześć.- Zgadza się - powiedział Kuba.- Jestem już zabryzgolony.Odeszła.Przez chwilę milczeli patrząc na siebie; porowaty - zzakłopotaniem, Kuba - z satysfakcją.Ulicą turkocząc przejechałciągnik.Potem porowaty podniósł kieliszek.- Najlepszego.- Najlepszego - rzekł Kuba.Stuknęli się kieliszkami i wypili.Kubę ogarnęło ciepło; szczęśliwe,bolesne, wypełniające każdy kawałeczek ciała ciepło.Nie był juższmatą; był młody, silny i zdrów.Bufetowa stała się nagle podobnado Lollobrigidy, porowaty wydawał się wcale sympatycznymczłowiekiem, bar - przyzwoitym, ciepłym, mądrym miejscem na ziemi.- Jeszcze raz - powiedział Kuba.Bufetowa nalała.- Jeśli pani powie "osiem" - rzekł Kuba - to dziś odbiorę sobieżycie.Uśmiechnęła się figlarnie i rzekła:- Osiem.IVOdeszła w głąb baru, kołysząc szerokimi biodrami.W kuchni ktośkrzyknął wściekle: "Schabowy dwa razy".Na ladzie syczał niklowany ekspress; odbijały się w nim zdeformowanetwarze siedzących.Górnik z afisza uZmiechał się wyrozumiale; orzełpodrywał do lotu swoje twarde, wspaniałe skrzydła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]