[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziałam tę malutką, kiedy ledwie cztery miesiące miała.Istny aniołeczek! Oczy większe niżusteczka i najcudowniejsze czarne włoski, które już się wiły.Cóż za piękna brunetka wyrosłaby zniej za szesnaście lat! Matka co dzień bardziej za nią przepadała.Pieściła ją, całowała, łaskotała,myła, stroiła, pożerała.Straciła dla niej rozum, dziękowała za nią Bogu.A nade wszystko teśliczne różowe nóżki cóż to był za zachwyt nieustanny, cóż za obłęd radości! Ust od nichprawie nie odrywała, nie mogła dość się nacieszyć, że takie malutkie.Wsuwała je w małebuciczki, wysuwała, podziwiała, zachwycała się nimi, oglądała pod światło paluszki, litowała się,pomagając im stawiać pierwsze kroczki na łóżku, i chętnie by spędziła całe życie na klęczkach,obuwając i rozbuwając te nóżki niby nóżki Chrystusika.124 Aadna to bajka i zajmująca rzekła półgłosem Gerwaza ale gdzie tu Cyganie? Już są odparła Majetta. Pewnego dnia przybyli do Reims bardzo niezwyczajni goście.Byli to włóczędzy i żebracy, którzy wędrowali przez cały kraj, prowadzeni przez swego księcia iswoich hrabiów.Byli ogorzali, włosy mieli kręcone, a w uszach srebrne koła.Kobiety byłyjeszcze szpetniejsze od mężczyzn.Miały jeszcze ciemniejsze i niczym nie osłonięte lica, wstrętnekaftany na ciele, stare płachty konopne zawiązane na ramionach, a włosy jak koński ogon.Małpyzlękłyby się dzieci, które w błocie czepiały się ich spódnic.Banda ekskomunikowanych;wszystko to przyszło wprost z Dolnego Egiptu przez Polskę do Reims.Papież wyspowiadał ich,tak przynajmniej opowiadali, i za pokutę kazał, by przez siedem lat bez przerwy wędrowali poświecie nie sypiając w pościeli.Toteż nazywali siebie pokutnikami i śmierdzieli okrutnie.Podobno kiedyś byli to Saraceni, dlatego wierzyli w Jowisza i żądali dziesięciu liwrów turskichod wszystkich arcybiskupów, biskupów i opatów z pastorałem i w mitrze.Dała im takie prawojedna bulla papieska.Przybyli do Reims, żeby przepowiadać przyszłość w imieniu algierskiegokróla i niemieckiego cesarza.Rozumiecie chyba, że wobec tego wszystkiego zabroniono imwejścia do miasta.Wtedy banda potulnie rozłożyła się obozem koło bramy Braine, na tympagórku, gdzie stoi młyn, w pobliżu jam po dawnych kopalniach kredy.Kto żyw był w Reims,biegł ich oglądać.Pokazywało się im rękę, a oni przepowiadali prawdziwe cuda.SamemuJudaszowi zdolni byli wywróżyć, że zostanie papieżem.Krążyły jednak różne słuchy oskradzionych dzieciach, obcinanych sakiewkach, jedzeniu ludzkiego mięsa.Roztropni ludzieostrzegali lekkomyślnych: Nie chodzcie tam! i sami tam szli potajemnie.Szał ogarnął miasto.Mówili co prawda rzeczy, które mogłyby zadziwić chyba i samego kardynała.Jakże dumne byłymatki ze swoich dzieci, odkąd Cyganki wyczytały im z rąk wszelkie cudowności zapisane tam popogańsku i po turecku.Jedna miała cesarza, druga papieża, trzecia kapitana.Ciekawość ogarnęłabiedną Wiosenkę, zapragnęła dowiedzieć się, kogo urodziła i czy jej śliczna malutka Agnieszkanie zostanie pewnego dnia cesarzową Armenii, czy też czym innym może.Zaniosła ją więc doCyganek; a Cyganki wpadły w zachwyt nad dzieckiem i pieszczą je, i całują swymi czarnymiustami, i nadziwić się nie mogą tej maleńkiej rączynie, aż strach rzec! ku wielkiej radościmatki.Nade wszystko wychwalały śliczne nóżki i śliczne buciczki.Dziewczynka nie miałajeszcze roku.Już zaczynała mówić, śmiała się do matki, jak szalona, była tłuściutka, okrąglutka,a przymilna niby aniołek z nieba.Okropnie się przestraszyła Cyganek i zaczęła płakać.Alematka ucałowała ją silniej jeszcze niż zwykle i poszła, uszczęśliwiona przepowiednią, którąwróżki dały jej Agnieszce.Miała być pięknością, cnotą, królową.Powróciła więc na swojepoddasze przy ulicy Ogromnego Zmartwienia, dumna, że królową przynosi.Nazajutrz kiedymała usnęła w jej łóżku (bo zawsze kładła ją przy sobie), skorzystała z wolnej chwili izostawiając drzwi nieco uchylone, pobiegła na ulicę Suchą do sąsiadki, żeby jej opowiedzieć, iżnadejdzie dzień, kiedy córce jej Agnieszce będą usługiwały przy stole król Anglii i arcyksiążęEtiopii, i o stu innych niespodziankach.Wracając nie słyszała płaczu dziecka na schodach ipomyślała sobie: Chwała Bogu, śpi. Drzwi szerzej były uchylone niż po jej wyjściu, weszłajednak, nieszczęśliwa matka, podbiegła do łóżka.Dziecka nie ma, łóżko puste.Nic nie zostałopo malej! Nic, tylko jeden śliczny mały buciczek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]