[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie mogłeś zostawić choć stu rubli? — rzekłem smutno.— To był jeden banknot, — odpowiedział cicho.— A zmienić nie mogłeś?— Byliby mnie zamknęli.Zajął się w tej chwili niesłychanie pilnem zawiązywaniem kokardki w jej włoskach i dał mi tem do poznania, że są na świecie sprawy stokroć ważniejsze, niż sprawa pieniężna.Czekałem długo, aż skończy tualetę swojej córki (!), bo trzeba było jeszcze przed wieczorem zająć się przenosinami.— Czy Haneczka chce, — zapytałem — aby do nas tutaj przenieść jej łóżeczko?Radość jej była w odpowiedzi bezgraniczna; najżywsze jej szczęście, jakie ją dotąd spotkało, były to wizyty u nas, tego zaś jej było zawsze za mało; biedne dziecko, skazywane nieraz na cały przeciąg dnia na samotność, odwykło od matki, a przywykło do nas, tem też tłumaczyła się jego wielka obojętność z racji matczynej nieobecności.Szczygieł również mruknął z radości i poszliśmy do mieszkania pani Zasielskiej.Stanęliśmy pod drzwiami, które były zamknięte na klucz.— Ładna historja, — powiadam — trzeba będzie zamek, wyłamać?Szczygieł się zarumienił po raz dziesiąty tego dnia.— Nie potrzeba — rzekł — ja mam klucz.— Aaa!— Czego kraczesz? każdy człowiek może mieć klucz…— Pewnie, pewnie… za pięćset rubli… Szczygieł, który już wkładał klucz w zamek, zastygł w tym ruchu; spojrzał na mnie dziko i rzekł:— Jeślibym cię w tej chwili zabił, każdy sąd mnie uniewinni.— Bardzo słusznie, otwieraj.Weszliśmy do mieszkania, w którem mój przyjaciel był doskonałym przewodnikiem, bo znał każdy zakamarek; w dwóch pokoikach niewiele ubyło, tylko powysuwane szuflady komody, otwarta na oścież szafa i obrane zupełnie z pościeli łóżko, świadczyło o wyniesieniu się pani Zasielskiej.Szczygieł spojrzał na to ponuro i słowa nie powiedział.Wybraliśmy zapomocą niemych gestów rzeczy, które zabrać należy dla dziecka i w wielkiej powadze dokonywaliśmy przenosin wśród ciągłego szczebiotania Hanki, która grzebała się w swoim kącie, gdzie był cały skład rupieci, biednych zabawek, szpulek od nici, podartych książek i tym podobnych przedmiotów, któremi dusza ludzka raduje się w latach cielęcych.Rzecz prosta, że cały ten magazyn należało przenieść, bo swoje wielkie szczęście nosi się zawsze ze sobą; zaczęliśmy to składać w stare pudło po kapeluszu pani Zasielskiej i uklękliśmy we troje.Widocznie w tej pobożnej pozycji nachodzą człowieka myśli genjalne, bo przerwawszy nagle to poważne zajęcie, wziąłem dziewczynką za ręką i rzekłem:— Haneczko droga! czy wujcio Szczygieł dał ci niedawno papierek dla mamusi?— Dał wujcio… — rzecze ona.— Co ty znowu? przestań — szepnął on.— Cicho bądź! Więc wujcio Szczygieł dał Haneczce, a ty oddałaś ten papierek mamusi?Haneczka zamyśliła się głęboko i malutką pamięcią swoją przebiegła historję ostatnich dni.— Ja nie dałam mamusi… — odpowiedziała.— O, o! — zdumiał się Szczygieł, otworzywszy szeroko usta.— Miech sobie Haneczka przypomni.Czemuś tego mamusi nie oddała?— Zapomniałam.— A gdzie jest ten papierek?— Nie wiem…— Przypomnij sobie, dziecinko.Może wrzuciłaś do pieca?— Nie wrzuciłam.— A może tutaj, między zabawki?— Między zabawki.— Doskonale!Zaczęliśmy szukać we dwoje z Haneczką, bo Szczygieł był typowo ogłupiały; cała encyklopedja nie potrafiłaby wyliczyć tych wszystkich przedmiotów, które były w tym kramie, wśród nich wszystkie listy Szczygła, które pani Zasielska dawała córce do zabawy; ujrzawszy te dokumenty kompromitujące, które zamiast spać kwietnym snem na ,sercu Zasielskiej, walały się w tym kącie, Szczygieł zatrząsł się z oburzenia i porwał je łapczywym ruchem.Były w tych listach wszystkie tęczą grające skarby sezamowe, pieniędzy jednak nie było.Przetrzęśliśmy więc wszystkie graty po raz drugi i trzeci, lecz ani śladu.Ha! trudno!Pokazało się jednak, że Haneczka miała szeroko rozgałęzione gospodarstwo, bo nagle pobiegła w stronę szafy, położyła się na ziemi i wyciągnęła zakurzone pudełko.— Tu dałam — zawołała.Szczygieł skamieniał i wpatrzył się w to pudełko wzrokiem żbika i w chwili, kiedy dziecko wydobyło z niego pomiętą kopertę, skoczył, chcąc ją wyrwać mu z rąk; ponieważ stałem bliżej, Haneczka mnie ją podała.Rzuciłem wzrokiem na papier i zrozumiałem, czemu Szczygłowi tak bardzo szło o ten papier; na kopercie widniał napis: „Miłość to jest śmierć.Eustachy Szczygieł”.— Stary Apisie! — rzekłem mu dobrotliwie, a on spuścił głowę.XI.Odpowiedź pani Szczygłowej była mocna, dumna, pełna charakteru i serca, brzmiała zaś mniej więcej tak: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.Kochany synu! czy jesteś zdrów i czy ci się dobrze powodzi? My z łaski Pana Boga jesteśmy zdrowi i dobrze się nam powodzi i tylko mamy, ja i ojciec, wielkie zmartwienie przez twój list.Ojciec mówi, żeby dać na mszę świętą na twoje opamiętanie i że gdyby cię tu miał, to by cię sprał na kwaśne jabłko, drogi synu, boś więcej nie wart i wstyd przed ludźmi i jeden syn, a malarzem został i nadarmo tyle krwawicy poszło, zamiast, abyś na księdza byś poszedł i rodzicom pomagał, jak być powinno, nie płótno paskudził na obrazę boską, że się wszyscy ze mnie śmieją, że o tobie po gazetach piszą, jakbyś z porządnej familji nie pochodził, tylko ze złodziejów, bo kto to widział takie rzeczy i teraz znowu jakieś dziecko, żem się spłakała, bo co ja nieszczęśliwa zrobię, do gęby nie ma co włożyć, a roboty ojciec nie ma, bo nikt nie umiera, dwie trumny na miesiąc, z czego tu żyć, a u ciebie dziecko i piszesz, żeby przyjeżdżać, ale ja nie zwarjowałam, aby cudze bękarty hodować, bo ledwie ciebie wykarmiłam i złe nasienie wyrosło na pohańbienie, a ojciec mówi, że na stryczku skończysz i ż takimi się zadajesz, że Bóg jeden wie co, i uważaj, aby ten, co z tobą mieszka, żeby cię nie okradł, najukochańszy synu, bo teraz naokoło złodzieje i ojciec i ja całujemy stokroć tysięcy razy…— Amen! — dodałem, kończąc czytanie, któremu Szczygieł przysłuchiwał się w niemym zachwycie.— Dobre matczysko! — rzekł wreszcie z uznaniem.— Ale ojciec to się na ciebie zawziął?— Gdzie tam! to jest zacny stolarz, ale u nas to się tylko tak pisze.— Ale matka nie przyjedzie?— Ha! nie przyjedzie.Ale to nic, mamy pieniądze.— Wcale nie mamy, to są pieniądze Haneczki, ona schowała i ona znalazła.Szczygieł serdecznie się ucieszył.— Bardzo słusznie, — rzekł, — ale Haneczka jest porządna kobieta i pewnie coś pożyczy?— To inna sprawa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]