[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu Andrews zszedł z wieży i Dorthy pomogła mu pokonać ostatnie szczeble.Twarz miał śliską od potu, ale uśmiechnął się do niej z chłopięcym entuzjazmem.- Niech mnie licho.Wszystko jest z jednego kawałka: ta lina i wieża.- Tylko tyle się dowiedziałeś?Była zła na Andrewsa, że tak się naraża: na upadek, na wykrycie przez nieprzyjaciela, chociaż była przekonana, że już zostali zauwa­żeni.Powiedziała z wymuszonym spokojem, chociaż ręce drżały jej ze złości:- Z pewnością muszą zmieniać ustawienia anteny, a więc znaj­dziemy tu jakiś mechanizm.Ogniskowa misy odbiorczej jest stała, więc antena musi poruszać się, żeby wykrywać promieniowanie padające pod różnymi kątami i z różnych części nieba.- No cóż, może ten mechanizm znajduje się w samej antenie.Nie martw się, nie zamierzam czołgać się tam, żeby to sprawdzić.- Po prostu nie wiem po co ci wiedza, jak ona się porusza.Dorthy dotknęła jednego z zębatych, wygiętych wsporników.Był ciepły i gładki, jak naprężony jedwab.- Ponieważ nie jestem pewien, co jest istotne, muszę przyjąć, że wszystko jest ważne - odparł Andrews i dodał, cofając się: - Zostań tam.Szybko zrobił pół tuzina hologramów.Dorthy zamrugała oczami w laserowym świetle.Andrews odłożył kamerę.- Dam ci jedno po powrocie: to będzie wspaniała pamiątka.- A potem dorzucił poważniejszym tonem: -Lepiej przygotuj talent, Dorthy.Myślę, że powinniśmy zejść tam - wskazał kciukiem szczelinę - aby dowiedzieć się czegoś więcej.A więc na tym polegało jej zadanie.Wszystko inne: lądowanie w kapsule zrzutowej, długa wędrówka po zboczu kaldery, przygoda w twierdzy, było zaledwie prologiem.Dorthy wyjęła fiolkę, wytrząs­nęła na dłoń tabletkę i połknęła ją.Czuła jak aktywator opada do jej żołądka, wpadając w prywatną ciemność jej metabolizmu.Zrobione.Kiedy dotarli do skraju szczeliny Dorthy poczuła, że jej talent zaczyna działać.Myśli Andrewsa, z początku niewyraźne i rozmyte, z każdym krokiem stawały się wyraźniejsze, tworząc kontrapunkt do jej własnych myśli, jak uwagi na marginesie książki.W końcu musiała zatrzymać się, usiąść w pozycji zazen w zagłębieniu z dwóch opartych o siebie głazów.Wypuszczała i wstrzymywała oddech, czując jak jej puls zwalnia, a ona sama oddala się od tego świata.Andrews niespokojnie kręcił się w pobliżu spoglądając przez szcze­linę na ogromne zachodzące słońce i na klin burej pustyni widoczny za suchym parowem, do którego wiodła.Grube pnącza pięły się po urwisku, opadając za krawędź i wachlarzowe rozchodząc się w po­szyciu karłowatego lasu.Andrews przykucnął przy jednym z odga­łęzień, a potem wyjął z pochwy maczetę i dwukrotnie uderzył.Z przeciętego drewna trysnął strumień wody, wypływając coraz mniejszymi porcjami, które były niczym drwina ze zwalniającego oddechu i pulsu Dorthy.Wytrąciło ją to z transu.Wstała i podeszła do Andrewsa, który z rękami na biodrach patrzył jak woda spływa suchym rowkiem, rozlewając się po skale.- Spójrz na to - powiedział.- Chcesz żeby nas złapali? - zapytała.- Jeśli naprawdę ktoś nas obserwuje - rzekł Andrews, rozchy­lając przecięte pnącze końcem maczety - to z pewnością już o nas wie.Czy już dowiedziałaś się czegoś?- Próbowałam, ale strasznie mnie rozpraszasz.- Przepraszam - rzekł z roztargnieniem.- Popatrz, to coś w rodzaju pompy.Pokazał jej przeciętą tkankę.Woda płynęła teraz cienką strużką.-Niech mnie licho.To żywy system irygacyjny.Te pnącza pompują skądś wodę.Może z jakiejś studni artezyjskiej? Wszystko nie może spływać w dół, chyba że te drzewa nie potrzebują transpiracji do fotosyntezy.- Wiesz co - rzekła ze złością Dorthy - chciałeś żebym tu przyszła, powiedziałeś, że cieszysz się z mojej obecności, ale nie zdołam się skupić, jeśli nie będziesz cicho.Była zła, ponieważ nie traktował jej poważnie.Jego zachowanie świadczyło, że mimo wszystko uważał jej talent za nieistotne, dru­gorzędne narzędzie w porównaniu z analitycznymi możliwościami naukowego podejścia.- Po prostu to strasznie długo trwa - odparł.- Ja tylko próbowałem zabić czas.Dorthy spojrzała na drzewa po drugiej stronie szczeliny, na ściany zboczy pod rzadkim baldachimem listowia i na rozrzucone w dole wież.Wyczuwała tam coś, jakiś ruch, coś w rodzaju poświa­ty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl
  •