[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaczekajcie chwilkę - zawołał Lunzie, gdy Triv i Varian ruszyli ku ślizgaczowi; pogrzebała w stercie jakichś rzeczy i wysoko uniosła ręce: w jednej dłoni trzymała gruby zwój liny, a w drugiej coś, co mogło być tylko pasem siłowym oraz - o, cudzie! - naręczny komunii.- Gdzieżeś to znalazła?! - Varian przeskoczyła przez ognisko i z zapałem oglądała łupy.Lunzie pozwoliła sobie na uśmiech, widząc, jaki efekt wywarły jej znaleziska.- Bonnard miał komunit i pas.Jak pamiętasz, buntownicy go nie złapali, więc zachował i jedno, i drugie.Załóż pas siłowy, Varian.Wątpię, żeby płaszczakom zasmakowały impulsy elektryczne.A linę zsyntetyzowałam z lian.- Podała zwój Porteginowi.Varian zapięła pas siłowy i od razu poczuła się pewniej.Lunzie założyła naręczny komunit.- Teraz będziecie mnie mogli o wszystkim informować.Zyskamy na czasie - lekarka uśmiechnęła się pokrzepiająco do Varian.- I pamiętaj o odorze - doradził jej na odchodnym Kai.Varian i Triv zaciągnęli ślizgacz na lewy kraniec wylotu jaskini, żeby nie zasypać pyłem ogniska i rekonwalescentów.Wysunęli się poza krawędź skały i od razu wpadli w zdradliwy prąd powietrzny.Dziewczyna robiła, co mogła, żeby wyrównać nurkujący lot pojazdu.Nagle otoczyły ich ptaki - Varian nie miała pojęcia, jak te stworzenia mogą ocalić ślizgacz.- Skąd wiedziały, że mamy kłopoty?! - zawołał Triv.Odchylony mocno na oparciu fotela nie odrywał oczu od gnającej na ich spotkanie wody.Varian kątem oka zauważyła grubą, usianą przyssawkami mackę - wystrzeliła z wody i uderzyła w rufę ślizgacza.Ptaki od razu zaatakowały: ich ostre dzioby szarpały mackę, dopóki nie odpadła i nie zniknęła w morzu.- Niewiele brakowało, na Pierwszego Ucznia! - wykrzyknął Triv.Dziewczynie udało się poderwać ślizgacz; musnęli powierzchnię morza.Wznieśli się i zawrócili ku skale, popatrzyli w dół.Przypominający ośmiornicę potwór rzucił się na cień ślizgacza; wił się, atakowany przez ptaki - wreszcie musiał się zanurzyć w głębiny.- Chyba muszę zamontować jakiś wiatrowskaz u wylotu jaskini - mruczał do siebie Triv.- Gdyby nie te ptaszyska.Varian, jeszcze drżąc z przeżytych dopiero co emocji, gorąco poparła ów projekt.Wznieśli się ponad skały, zalewani deszczem, przyniesionym przez ten zdradliwy prąd powietrza.Zanim dolecieli do głównego obozu, deszcz ustał.Słońce stało wysoko na niebie, mokre liście obficie parowały.Varian wylądowała i wokół ślizgacza natychmiast zawirowały roje kłujących, tnących i brzęczących owadów.Triv milczał; czemu milczał - domyśliła się dopiero, gdy wylądowali.- Zdawałoby się, że to było wczoraj.- rzekł cicho, patrząc na opustoszały naturalny amfiteatr.Jego oczy spoczęły na miejscu, gdzie kiedyś stała główna kopuła, potem przesunęły się tam, gdzie mieściła się pracownia kartograficzna Gabera, wreszcie - ku miejscu zajmowanemu niegdyś przez pomieszczenie buntowników: wtedy zacisnął wargi, spojrzał twardo.- Teraźniejszość jest ważniejsza, Triv - odezwała się Varian.Ponieważ dziewczyna miała pas siłowy, nalegała, żeby Triv został w zamkniętym ślizgaczu, dopóki ona sama nie upora się z roślinnością kryjącą pozostałe pojazdy.Znalazła kij, którym się posługiwał Kai - tkwił w miękkiej, gliniastej glebie.Varian użyła go jako broni przeciwko koloniom ślimaków, robaków i krocionogich insektów, które miały swoje kryjówki w chaszczach pomiędzy ślizgaczami.W innych okolicznościach zapewne by się zajęła badaniem owej mini-fauny.Gdy w końcu uporała się z zaroślami, Triv wyszedł spod kopuły ślizgacza.Wspólnie, z wielkim wysiłkiem, wyciągnęli pozostałe pojazdy ze stwardniałego błocka - stały tak ponad cztery dziesięciolecia.- Nie ma żadnych uszkodzeń - Triv zbadał wprawnymi dłońmi boczne płyty.- Ślizgacze tego typu wychodziły bez szwanku z gorszych opresji, że wspomnę choćby o szlamie na Tanebris 5 - stwierdziła Varian, sadowiąc się przy konsolecie czteroosobowego pojazdu.- Czas na trudniejsze zadania.- Wyłączyła pas siłowy, pośliniła palec i sprawdziła, skąd wieje wiatr.- Stań po mojej prawej i przesuń się z wiatrem, jeśli zmieni kierunek.- Dziewczyna wyjęła piórko z kieszeni na piersi i zasalutowała nim Trivowi, potem włączyła pas siłowy.- Purpurowa pleść musuje jak herbatka z mchu Divisti.Uważaj, żeby to paskudztwo nie poleciało na ciebie, choćby mnie oblepiło - dodała i skruszyła uszczelnienie jednym z narzędzi Portegina.Purpurowa pleśń wykipiała ze swego więzienia i Varian odsunęła się od konsolety.Osłaniała twarz płytą czołową, a wiatr zwiewał puszyste, splątane grzyby.Kiedy się upewniła, że większość pleśni została zwiana, zabrała się do oczyszczania matryc, sięgając piórkiem w każdy, nawet najmniejszy zakamarek.Potem odkurzyła płytę kontrolną.Wreszcie założyła i uszczelniła płytę czołową, i dała znak Trivowi, że może zamontować baterię.- Nie będę teraz tracić czasu na czyszczenie pozostałych konsolet, Triv
[ Pobierz całość w formacie PDF ]